"Druga tesla" na dnie. Klienci nie mieli już cierpliwości
Amerykańska marka była przedstawiana jako "druga Tesla", a wiele rozwiązań przez nią przedstawianych naprawdę mogło robić wrażenie. Ostatecznie jednak historia Fiskera powoli się kończy. Firma odpowiedzialna za produkcję aut spod tego szyldu właśnie przestała się tym zajmować.
07.05.2024 | aktual.: 08.05.2024 09:21
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Jeszcze w 2019 r. Henrik Fisker, właściciel marki nazwanej od swojego nazwiska, nazywany był "wizjonerem" i człowiekiem, który może rzucić rękawicę Elonowi Muskowi. Jego start-up bazował na wieloletnim doświadczeniu z pracy u takich gigantów, jak BMW czy Aston Martin. To właśnie Duńczyk zaprojektował takie auta, jak BMW Z8, czy Aston Martin V8 Vantage.
Ostatecznie Fisker stworzył swoją własną markę, która najpierw w latach 2007-2013 próbowała przebić się w świecie czterech kółek autami sportowymi, zaś po pierwszym upadku przeniosła się w kierunku aut elektrycznych. Tak, pierwszym — wszystko wskazuje bowiem na to, że firma zbankrutuje po raz drugi.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Produkcja najpopularniejszego modelu, czyli Fiskera Ocean, została całkowicie wstrzymana do odwołania. Wszelkie doniesienia wskazują jednak, że lepszym określeniem byłoby jednak "zakończenie produkcji". Jakim cudem koncern, który miał według niektórych wywrócić stary rynkowy porządek do góry nogami, znalazł się na krawędzi urwiska i właściwie już tylko dogorywa?
Katastrofa zamiast "drugiej Tesli". Fisker z ogromnym długiem i bez fabryki
Plany były naprawdę szeroko zakrojone. Najważniejszym celem była jednak produkcja dobrej jakości aut elektrycznych, które dodatkowo będą o wiele dostępniejsze dla mas. Fisker miał być rewolucją dla elektromobilności i na początku wiele punktów rzeczywiście trzymało się kupy.
Produkcją samochodów zajęła się austriacka firma Magna Steyr, sprzedaż w USA się rozkręcała, a w 2023 r. otworzono nawet pierwsze europejskie salony. Ujawniano nowe modele oraz rewolucyjne technologie, jak wymienne baterie. Bańka jednak pękła.
Właściciele samochodów skarżyli się na jakość samochodów, a także na obsługę klienta. Marka bowiem miała niezbyt przejmować się dalszym losem auta, gdy zostało już sprzedane. Sprzedaż również pozostawiała sporo do życzenia. Od 2019 r. złożono bowiem ok. 46 tys. zamówień, lecz ostatecznie dostarczono jedynie 6 tys. egzemplarzy. Panował również całkowity bałagan księgowy. Na tyle duży, że niektóre pojazdy były dostarczane nawet pomimo faktu, że klienci w ogóle za nie nie zapłacili.
Katastrofalną sytuację pokazał jednak raport finansowy za 2023 r., który wykazał straty na poziomie aż 463 mln dolarów. Akcje, które w szczytowym momencie były warte 28,5 dolara, zapikowały do poziomu mizernych 4 centów. To sprawiło, że Fisker został zdjęty z nowojorskiej giełdy.
Ostatnią deską ratunku były drastyczne obniżki cen bestsellera, czyli crossovera Ocean. Teraz jednak nie ma już nawet czego obniżać — Magna International poinformowała o wstrzymaniu produkcji modelu. Przedsiębiorstwo zakłada również, że "dalsza produkcja nie będzie miała miejsca". Jest to tak właściwie wyrok śmierci dla Fiskera, który swój byt opierał właśnie na kooperacji z Austriakami.
W agonalnych podrygach podejmowane są jeszcze próby znalezienia podmiotu, który wykupiłby zadłużoną po uszy markę. Najbardziej obiecujące negocjacje prowadzone były z Nissanem, lecz umowa nie została dopięta. Jeśli nic się nie zmieni, bankructwo Fiskera będzie kwestią raptem tygodni. Pozostaje jedynie powiedzieć: "jaka piękna katastrofa".