Wodór zamiast wtyczki. BMW współpracuje z Toyotą, efekty w 2022 r.

Wodór zamiast wtyczki. BMW współpracuje z Toyotą, efekty w 2022 r.

To jak wożenie elektrowni na pokładzie własnego samochodu
To jak wożenie elektrowni na pokładzie własnego samochodu
Źródło zdjęć: © BMW
Tomasz Budzik
31.03.2020 13:56, aktualizacja: 13.03.2023 13:22

W 2022 roku z taśmy montażowej zjechać ma pierwsze BMW X5 z wykorzystującym wodór napędem na ogniwa paliwowe. Dziś na świecie są tylko trzy działające na tej zasadzie modele. Według szacunków, w 2025 roku ma być ich czternaście. Choć na razie będą niszą, w przyszłości mogą stanowić trzon motoryzacji.

Niemcy i Japończycy

Toyota Mirai oraz Hyundai Nexo to na razie jedyne dostępne w Europie samochody jeżdżące dzięki wodorowi. Poza Starym Kontynentem dostępna jest jeszcze Honda Clarity. Niebawem to grono nieco się rozszerzy. BMW zapowiedziało bowiem na 2022 r. produkcję pierwszych egzemplarzy X5 z napędem elektrycznym i ogniwami paliwowymi. Sercem samochodu będzie opracowywany przez Bawarczyków we współpracy z Toyotą układ, który umożliwia zatankowanie 6 kg wodoru i może wytworzyć moc 125 kW, czyli 170 KM. Wraz z potencjałem baterii, w których przechowywany będzie prąd, da to maksymalną chwilową moc systemu wynoszącą 275 kW, czyli 374 KM.

Na razie BMW nie przewiduje udostępnienia wodorowego modelu X5 klientom. Samochody, które zostaną zbudowane w 2022 r., będą stanowiły krótką serię i zapewne zostaną wykorzystane do celów promocyjnych. Dlaczego Bawarczycy po prostu ich nie sprzedadzą? Po części jest to zapewne spowodowane bardzo słabą infrastrukturą tankowania wodoru. Nawet w Niemczech daleko jej do ideału, a właściciel pojazdu na ogniwa paliwowe miałby bardzo ograniczone możliwości przemieszczania się. Wodorowe BMW w ofercie komercyjnej mają jednak pojawić się w drugiej połowie bieżącej dekady.

Alternatywna droga?

Dlaczego niektórzy producenci samochodów pracują nad technologią wodorową, skoro świat przestawia się na pojazdy elektryczne, ładowane za pośrednictwem kabli? Po pierwsze - globalni producenci samochodów muszą zaspokajać potrzeby klientów w różnych częściach świata, a te mogą być diametralnie różne. Po drugie - najwięksi gracze w swoich planach wybiegają w daleką przyszłość, wiedząc, że praca nad nową technologią może trwać latami. Tak jest właśnie z technologią wodorową, która w przyszłości ma szansę wyprzeć dzisiejsze elektryki ładowane z gniazdka. Dlaczego?

Samochody z ogniwami paliwowymi są tak samo przyjazne dla otoczenia jak pojazdy elektryczne ładowane za pośrednictwem kabli. Wytwarzanie prądu polega w ich przypadku na reakcji wodoru z powietrzem. Jej efektem - oczywiście poza energią elektryczną - jest czysta woda. Co również istotne, ze względu na ciągłe wytwarzanie prądu przez ogniwo paliwowe bateria może być w takim samochodzie mniejsza niż w klasycznym "elektryku", a to oznacza mniejsze zapotrzebowanie na rzadkie, a często również wydobywane w wątpliwy moralnie sposób, metale.

Co jednak najważniejsze dla potencjalnego nabywcy, samochody wodorowe są o wiele wygodniejsze w codziennym użytkowaniu. By uzupełnić zapas energii w zwykłym samochodzie elektrycznym, trzeba podłączyć pojazd do szybkiej ładowarki przynajmniej na pół godziny. Z kolei uzupełnienie zbiornika na wodór trwa od 3 do 4 minut, a zasięg oferowanych dziś modeli wynosi od 550 do 660 km.

Ciśnienie w zbiornikach wodoru dochodzi do 700 barów - to jak nacisk słupa 6,8 tys. m wody
Ciśnienie w zbiornikach wodoru dochodzi do 700 barów - to jak nacisk słupa 6,8 tys. m wody© BMW

Przyszłość wciąż odległa

Producenci na razie upatrują w wodorze jednej z możliwych dróg rozwoju motoryzacji. To dlatego BMW pracuje nad takimi odmianami X5, a Toyota przygotowuje się do debiutu drugiej generacji modelu Mirai. Na razie tego typu napęd wciąż pozostanie jednak niszą. Według informacji zebranych przez organizację Transport and Environment, w 2025 r. Toyota, Volkswagen i Mercedes będą mieć w swoich ofertach po trzy wodorowe modele, a łączna liczba aut na wodór sięgnie 14. Rozwój tej gałęzi motoryzacji jest więc podobny do tego, który przed dziesięcioma laty reprezentowały klasyczne samochody elektryczne. Dla porównania, w 2025 r. na rynku ma być 172 modele o tym napędzie.

Jednym z problemów, które trzeba pokonać, by samochody wodorowe stały się popularne, jest ich cena. Dziś w Niemczech za Toyotę Mirai trzeba zapłacić 78,6 tys. euro, czyli 357 tys. zł. To sporo. Ceny samochodów na ogniwa paliwowe mają jednak spadać wraz z dopracowywaniem tego rodzaju napędu. Wiele wskazuje na to, że każda kolejna generacja takich aut będzie tańsza, ponieważ doskonalsza technologia wytwarzania ogniw paliwowych będzie wymagała zużywania coraz mniejszych ilości platyny. Zapowiedziany na 2022 r. układ Boscha ma jej potrzebować mniej więcej tyle, ile dzisiejsze katalizatory do diesli (30-60 g). Do znacznego obniżenia kosztów przyczyniłaby się również masowa produkcja.

Drugim problemem samochodów wodorowych jest infrastruktura tankowania, a właściwie jej brak. Na Starym Kontynencie funkcjonują obecnie zaledwie 83 stacje wodoru. W Polsce nie ma żadnej. Właściciel wodorowego auta musiałby tankować w Berlinie, Dreźnie lub Wiedniu. Sytuacja ma zmienić się w 2021, kiedy - zgodnie z planami - Lotos we współpracy z Toyotą ma uruchomić dwie takie stacje: w Warszawie i Gdańsku. Lotos zapowiedział też produkcję wodoru na potrzeby motoryzacji. Na razie nawet zapowiedziane przez rząd dofinansowanie dla samochodów wodorowych, mające wynosić aż 75 tys. zł, nie zda się więc na nic.

Niemniej producenci samochodów z coraz większą pewnością patrzą na samochody elektryczne wykorzystujące wodór. Ta technologia ma szansę na dobre zadomowić się w motoryzacji, ale będziemy na to musieli jeszcze poczekać.

Źródło artykułu:WP Autokult
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (34)