Niemieccy producenci nie chcą irytować Chin. Jest polityczny pat
Motoryzacja – jak nigdy wcześniej – stała się elementem światowej polityki. Unia chce bronić się przed zalewem tanich, chińskich elektryków, ale osoby zarządzające niemieckimi koncernami boją się odwetu z Państwa Środka.
10.05.2024 | aktual.: 10.05.2024 12:05
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Pojazdy elektryczne produkowane przez chińskie marki już znajdują się w Europie i są bardzo nisko wycenione. Już za około 130 tys. zł można stać się właścicielem czterech kółek chińskiej myśli technicznej. W celu obrony przemysłu Starego Kontynentu Unia Europejska zaczęła rozważać kwestię nałożenia na nie cła.
- Bardzo szybko można strzelić sobie w stopę – powiedział Olivier Zipse, dyrektor zarządzający BMW podczas zebrania inwestorów. Powód jest prosty: elektryczne Mini i iX3 sprzedawane "u nas" są produkowane w Chinach. Co więcej, Chiny mogą odpowiedzieć podobnymi krokami, a są one drugim największym rynkiem dla tego koncernu, tuż po Europie. - Nasz przemysł nie potrzebuje ochrony –stwierdził Zipse.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kontrowersyjną opinią podzielił się Ola Källenius, który stwierdził, że chińska konkurencja pomoże stworzyć Europie lepsze auta. Jeden na trzy sprzedane mercedesy trafia do Chin. "Zawsze istnieje jakaś forma odwetu" – powiedział z kolei Thomas Schaefer, dyrektor zarządzający marką Volkswagen podczas szczytu "przyszłość samochodu" pisma Financial Times.
Interesujący jest również inny wątek poruszony przez szefa BMW. Producenci polegają nie tylko na finalnym produkcie – samochodzie – ale i na komponentach i materiałach. W przypadku elektryków, kluczowe są zasoby do produkcji baterii. Te znajdują się w Państwie Środka. – Nie byłoby nawet jednego samochodu w Europie bez komponentów z Chin – powiedział Zipse.