Kolejki, zastawianie stacji i odpinanie aut. W dwa dni spotkałem się z ciemną stroną elektryków

Kolejki, zastawianie stacji i odpinanie aut. W dwa dni spotkałem się z ciemną stroną elektryków30.12.2019 13:40
Kolejki na stacjach... dawno tego nie było
Źródło zdjęć: © Fot. Michał Zieliński

Tego tekstu miało nie być. Kolejki pod ładowarkami, na które trafiłem w okresie świątecznym, to anomalia – wina dni, gdy wszyscy mają wolne. Coś we mnie jednak pękło, gdy wróciłem do ładującego się auta i zobaczyłem, że się nie naładowało, bo zostało odpięte.

Zaczęło się 28 grudnia, czyli dwa dni po świętach, we Wrocławiu. Czekała mnie trasa do Warszawy, a w kieszeni miałem kluczyk do elektrycznego hyundaia ioniqa, którego wtedy testowałem. Producent podaje 311 km zasięgu, choć w trasie i przy zimowych temperaturach wynik ten spadał do ok. 230 km. Do Wrocławia dojechałem z dwoma postojami na ładowanie, do tego każdy był płatny. Mój plan z 28 grudnia zakładał, że wrócę do stolicy bez opłaty.

Gonitwa po (bezpłatny) prąd

To oznaczało, że musiałem "zatankować" na jednej z szybkich ładowarek przy stacjach Orlenu. We Wrocławiu są 3 takie punkty, ale w akceptowalnej przeze mnie odległości były 2.

Najpierw pojechałem na ten przy ul. Szybowcowej. Często z niego korzystam i nigdy nie widziałem tam innego auta elektrycznego. Tym razem było inaczej, a do ładowania była podpięta tesla model s w wersji 100D, czyli z największym akumulatorem. Stała tam od godziny i miała dopiero ok. połowę ładunku.

Co prawda miejsce obok było dostępne, lecz tutaj pojawił się problem. Gdy zajechałem hyundaiem, okazało się, że kabel nie sięga do jego zlokalizowanego nad lewym nadkolem portu. Po zaparkowaniu tyłem było już lepiej, ale przewód był mocno napięty, a wtyczkę trzeba było odpowiednio wykręcić, żeby dało się ją włożyć. Do tego mogłem skorzystać jedynie z wolnego ładowania. Odpuściłem i pojechałem na drugą stację. "Tam będzie szybciej" - pomyślałem.

O tym, że to nie będzie zwykły dzień, przekonałem się już jadąc tam. Na drodze spotkałem teslę model 3 i choć początkowo widok mnie ucieszył, dotarło do mnie, że może ona jechać na tę samą stacją. Wyprzedziłem ją i ostatecznie dojechałem na miejsce pierwszy. A raczej trzeci, bo dwie tesle już się tam ładowały. Załamany wróciłem na poprzedni punkt ładowania. Okazało się, że choć tamten samochód odjechał to... przyjechał kolejny. Całe szczęście właściciel – po krótkiej rozmowie – ocenił, że ma wystarczająco dużo prądu i odjechał. Sukces! Hyundai się ładował.

Do auta wróciłem po dwóch godzinach. Tyle miało zająć uzupełnienie akumulatora do pełna. Widocznie samochód zdążył naładować się wcześniej, bo gdy przyjechałem, z mojego kabla korzystał już biały hyundai kona. Zaskoczenie? Niezupełnie. Każde swoje ładowanie rejestruję w serwisie PlugShare i to tam odezwał się do mnie kierowca, który odłączył moje auto. Napisał, że samochód chyba mi się naładował, więc przepiął wtyczki. Dodał, że jeżeli potrzebuję więcej prądu, mogę zamienić kable.

Kierowca kony odłączył moje auto, ale mnie o tym powiadomił, Źródło zdjęć: © Fot. Michał Zieliński
Kierowca kony odłączył moje auto, ale mnie o tym powiadomił
Źródło zdjęć: © Fot. Michał Zieliński

To w pełni zrozumiałe. Hyundai blokuje port na czas ładowania, więc gdy przestaje pobierać prąd, blokada jest zwalniania. Może to być albo w sytuacji, gdy ma pełny akumulator, albo gdy poziom naładowania dobije do zdefiniowanej wcześniej wartości.

Runda druga

Do Warszawy udało się dojechać za 0 zł. Po drodze bezpłatnie uzupełniłem prąd na stacji w Bełchatowie. Auto było rozładowane, więc następnego dnia rano podjechałem na ładowarkę w stolicy. Padło na darmowy punkt pod urzędem Praga-Północ.

Do wyboru były trzy kable, ale tylko jedno z dwóch miejsc parkingowych. Drugie zajmowało niepodłączone renault zoe z carsharingu 4Mobility. Z jednej strony należy on do PGE, czyli operatora obsługującego tę ładowarkę. Z drugiej – wydaje mi się, że akurat oni mają okazję edukować kierowców, by tak nie robić.

Hyundai się ładuje. Renault tylko tu stoi, Źródło zdjęć: © Fot. Michał Zieliński
Hyundai się ładuje. Renault tylko tu stoi
Źródło zdjęć: © Fot. Michał Zieliński

Po 45-minutowym naładowaniu (podczas którego zjadłem śniadanie) ruszyłem na miasto, by załatwiać swoje sprawy. Jedną z nich było zrobienie zdjęć do testu hyundaia. Po skończonej sesji brakowało mi tylko ujęcia, na którym samochód jest podpięty do ładowarki. Brzmi prosto, ale wcale takie nie było.

Najpierw podjechałem pod tzw. "słupek" od innogy, gdzie były podpięte dwa BMW i3 z carsharingu innogy go. Potem udałem się pod szybką ładowarkę od PGE na Mokotowie. Tam ładował się elektryczny mercedes eqc oraz hybrydowe BMW serii 2, a w kolejce czekał starszy hyundai ioniq. Udałem się więc na stację przy ul. Bielańskiej, gdzie spotkałem teslę i kolejne auto z carsharingu innogy. Wróciłem do punktu przy urzędzie. Nieładujące się renault ciągle tam stało, ale udało mi się podpiąć obok. Zdążyłem zrobić 4 zdjęcia, gdy na parking zajechał kierowca BMW i3. Zwolniłem mu kabel, porozmawialiśmy chwilę i odjechałem.

Tłok na ładowarkach to jednak nic w porównaniu z tym, co spotkało mnie wieczorem. Pojechałem na obiad na mieście, a przy okazji podłączyłem auto do szybkiej ładowarki. Zarejestrowałem się na PlugShare, żeby był ze mną kontakt i odszedłem. Liczyłem, że wrócę do naładowanego auta. Jak się zdziwiłem, gdy przyszedłem na stację i zobaczyłem, że kabel od mojego samochodu jest odłączony. Obok stał taksówkarz, który odpiął hyundaia, żeby naładować swojego nissana leafa. Przyciskiem na stacji zatrzymał ładowanie, więc mógł wyjąć kabel.

Gdy go zapytałem dlaczego to zrobił, powiedział, że "musiał się podłączyć", bo skończył mu się prąd. Nie napisał do mnie na PlugShare, bo twierdził, że się nie rejestrowałem. Po wszystkim bardzo mnie przepraszał i zapytał, czy chcę jeszcze się podładować. Chcieć chciałem, ale już nie miałem czasu. Ostatecznie po 45 minutach na szybkiej ładowarce uzupełniłem 15 proc. akumulatora. Zasięg wzrósł o niecałe 40 km. Jedynym pocieszeniem w sytuacji było to, że akurat nie planowałem jechać w trasę.

Czy tak będzie wyglądać przyszłość?

Mam nadzieję, że nie. Nie wyobrażam sobie, by tłok pod stacjami był czymś, do czego muszę się przyzwyczajać. Nie chcę, by rozpoczęły się wojny o ładowarki, bo nagle podjechał ktoś, komu wydaje się, że jemu ten prąd jest bardziej potrzebny niż temu, kto był tam pierwszy.

Całe szczęście wiele wskazuje na to, że jednak będzie lepiej. Kwestia kolejek to anomalia. W 2019 roku przejechałem ok. 10 tys. km samochodami elektrycznymi i wcześniej na stacjach ładowania musiałem czekać raz. Trwało to ok. 15 minut. Można więc ocenić, że ten tłok wynikał z okresu świątecznego. Potwierdzał to fakt, że większość aut, na które trafiałem, miało "obce" tablice rejestracyjne.

Jesteśmy też świadkami rozwoju całego świata aut elektrycznych. Producenci wprowadzają na rynek coraz to nowe modele z większymi zasięgami i krótszymi czasami ładowania. Równolegle rośnie infrastruktura i nawet w Polsce są już plany wprowadzenia stacji o mocy 350 kW.

Sytuacja też się zmieni, gdy zniknie możliwość bezpłatnego, szybkiego ładowania. Wiele stacji jest oddanych w ramach testów, więc można się spodziewać, że operatorzy docelowo wprowadzą cenniki. Zresztą podczas moich wojaży w poszukiwaniu wolnych miejsc we Wrocławiu, co jakiś czas odwiedzałem płatną stację GreenWaya. Zawsze było pod nią pusto.

Auta spalinowe na miejscach dla elektryków to coraz rzadsze zjawisko, choć kierowca czarnej mazdy wprost przyznał, że parkując nie zwrócił uwagę na kopertę, Źródło zdjęć: © Fot. Michał Zieliński
Auta spalinowe na miejscach dla elektryków to coraz rzadsze zjawisko, choć kierowca czarnej mazdy wprost przyznał, że parkując nie zwrócił uwagę na kopertę
Źródło zdjęć: © Fot. Michał Zieliński

Płacenie za ładowanie wykluczy też jeszcze jedną sytuację. Nie będzie możliwości, by ktoś obcy odpiął samochód korzystający z płatnej ładowarki, bo zatrzymanie procesu wymaga autoryzacji kartą. Jak widać – taka zmiana może okazać się zbawienna.

Z drugiej strony trzeba pamiętać, że możliwość bezpłatnej jazdy autem elektrycznym to spory przywilej i warto z niego korzystać (ale nie nadużywać), jeżeli ma się taką możliwość. Pamiętajcie tylko, by w jakiś sposób zostawiać do sobie kontakt - czy to przez aplikację, czy nawet kartkę z numerem. Szczególnie, jeśli wiecie, że akumulator uzupełniacie na zapas.

Źródło artykułu:WP Autokult
Szanowna Użytkowniczko! Szanowny Użytkowniku!
×
Aby dalej móc dostarczać coraz lepsze materiały redakcyjne i udostępniać coraz lepsze usługi, potrzebujemy zgody na dopasowanie treści marketingowych do Twojego zachowania. Twoje dane są u nas bezpieczne, a zgodę możesz wycofać w każdej chwili na podstronie polityka prywatności.

Kliknij "PRZECHODZĘ DO SERWISU" lub na symbol "X" w górnym rogu tej planszy, jeżeli zgadzasz się na przetwarzanie przez Wirtualną Polskę i naszych Zaufanych Partnerów Twoich danych osobowych, zbieranych w ramach korzystania przez Ciebie z usług, portali i serwisów internetowych Wirtualnej Polski (w tym danych zapisywanych w plikach cookies) w celach marketingowych realizowanych na zlecenie naszych Zaufanych Partnerów. Jeśli nie zgadzasz się na przetwarzanie Twoich danych osobowych skorzystaj z ustawień w polityce prywatności. Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać zmieniając ustawienia w polityce prywatności (w której znajdziesz odpowiedzi na wszystkie pytania związane z przetwarzaniem Twoich danych osobowych).

Od 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 (określane jako "RODO"). W związku z tym chcielibyśmy poinformować o przetwarzaniu Twoich danych oraz zasadach, na jakich odbywa się to po dniu 25 maja 2018 roku.

Kto będzie administratorem Twoich danych?

Administratorami Twoich danych będzie Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, oraz pozostałe spółki z grupy Wirtualna Polska, jak również nasi Zaufani Partnerzy, z którymi stale współpracujemy. Szczegółowe informacje dotyczące administratorów znajdują się w polityce prywatności.

O jakich danych mówimy?

Chodzi o dane osobowe, które są zbierane w ramach korzystania przez Ciebie z naszych usług, portali i serwisów internetowych udostępnianych przez Wirtualną Polskę, w tym zapisywanych w plikach cookies, które są instalowane na naszych stronach przez Wirtualną Polskę oraz naszych Zaufanych Partnerów.

Dlaczego chcemy przetwarzać Twoje dane?

Przetwarzamy je dostarczać coraz lepsze materiały redakcyjne, dopasować ich tematykę do Twoich zainteresowań, tworzyć portale i serwisy internetowe, z których będziesz korzystać z przyjemnością, zapewniać większe bezpieczeństwo usług, udoskonalać nasze usługi i maksymalnie dopasować je do Twoich zainteresowań, pokazywać reklamy dopasowane do Twoich potrzeb. Szczegółowe informacje dotyczące celów przetwarzania Twoich danych znajdują się w polityce prywatności.

Komu możemy przekazać dane?

Twoje dane możemy przekazywać podmiotom przetwarzającym je na nasze zlecenie oraz podmiotom uprawnionym do uzyskania danych na podstawie obowiązującego prawa – oczywiście tylko, gdy wystąpią z żądaniem w oparciu o stosowną podstawę prawną.

Jakie masz prawa w stosunku do Twoich danych?

Masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania danych. Możesz wycofać zgodę na przetwarzanie, zgłosić sprzeciw oraz skorzystać z innych praw wymienionych szczegółowo w polityce prywatności.

Jakie są podstawy prawne przetwarzania Twoich danych?

Podstawą prawną przetwarzania Twoich danych w celu świadczenia usług jest niezbędność do wykonania umów o ich świadczenie (tymi umowami są zazwyczaj regulaminy). Podstawą prawną przetwarzania danych w celu pomiarów statystycznych i marketingu własnego administratorów jest tzw. uzasadniony interes administratora. Przetwarzanie Twoich danych w celach marketingowych realizowanych przez Wirtualną Polskę na zlecenie Zaufanych Partnerów i bezpośrednio przez Zaufanych Partnerów będzie odbywać się na podstawie Twojej dobrowolnej zgody.