Kary za emisję CO2 podniosą cenę nowych aut. Sytuacja jest patowa

Kary za emisję CO2 podniosą cenę nowych aut. Sytuacja jest patowa

Przeciętna emisja auta daleka jest od wymaganych 95 g CO2 na kilometr
Przeciętna emisja auta daleka jest od wymaganych 95 g CO2 na kilometr
Źródło zdjęć: © EastNews/Piotr Kamionka
Mateusz Lubczański
04.04.2019 10:36, aktualizacja: 13.03.2023 14:14

Nowe auta będą jeszcze droższe. Wzrost cen nie będzie jedynie wynikiem inflacji i zwiększenia liczby systemów bezpieczeństwa. Producenci w Europie staną przed ekologicznymi wymaganiami narzuconymi przez Unię Europejską.

O ile podrożeją nowe samochody? W zależności od prognoz może być to od 10 do nawet 30 proc. Głównym powodem jest wyśrubowanie norm emisji CO2 do takiego poziomu, który na chwilę obecną jest przez producentów problematyczny do spełnienia. Jeśli nie uda się go osiągnąć, nawet po wyłożeniu pieniędzy na rozwój, marki będą musiały liczyć się z karami za każdy zarejestrowany egzemplarz. Jakby nie patrzeć, sytuacja jest patowa.

Już w 2021 roku średnia emisja u każdego producenta ma wynieść 95 g dwutlenku węgla na każdy przejechany kilometr. Będzie więc można produkować np. auta z paliwożernymi silnikami, ale w zamian na rynek musi trafić mały pojazd, który zrównoważy wysoką emisję dużych braci. Najlepiej, by był elektryczny, bo nawet miejski maluch z silnikiem benzynowym ma problem wyemitować mniej niż 95 g CO2 na kilometr.

Jeśli jednak normy zostaną przekroczone, trzeba będzie płacić karę za każdy zarejestrowany samochód. 5 euro za pierwszy gram ponad limit, 15 za drugi, 25 za trzeci i 95 za każdy kolejny. Klienci robią wszystko, by utrudnić walkę o emisję – lubimy podniesione auta (które więcej palą) i odwracamy się od diesli (które emitują mniej CO2, ale więcej szkodliwych dla człowieka tlenków azotu). W dzisiejszych realiach rynkowych oznaczałoby to kary od 75 mln do nawet 1,4 mld euro dla jednego koncernu.

Volkswagen Up! emituje 108 g/km CO2 w cyklu mieszanym.
Volkswagen Up! emituje 108 g/km CO2 w cyklu mieszanym.© mat. prasowe

Jedyna nadzieja w samochodach elektrycznych. Wspomniany wcześniej maluch z silnikiem benzynowym przestanie się opłacać. Szef marketingu Volkswagena, Jurgen Stackmann, zauważył, że model Up! jest za mały na zabawy z układem hybrydowym, a jego tradycyjna wersja wymaga wprowadzenia do oferty kolejnego elektryka, który zrównoważyłby emisję CO2. Dlatego większy nacisk kładziony jest na elektryczną rodzinę I.D.

Nadal jednak Europejskie Stowarzyszenie Producentów zauważa, że limity, które mają obowiązywać za 10 lat, są "całkowicie nierealistyczne". Dyrektor zarządzający grupy PSA, Carlos Tavares, twierdzi, że sposobem na rozwiązanie problemu mogą być dwie fabryki baterii w ramach współpracy francusko-niemieckiej. Trzeba jednak pamiętać, że firma Bosch przyglądała się sprawie i stwierdziła, że jest to operacja całkowicie nieopłacalna. Z kolei grupa PSA uznała, że koszty rozpoczęcia inwestycji są zbyt duże. Trzeba będzie importować – ze Stanów lub nawet Chin.

Rozwiązaniem dla producentów mogą być sojusze. Nie tylko rozwijające infrastrukturę ładowania, ale i wspólne projekty pozwalające na obniżenie kosztów budowy auta. Nie bez przyczyny na rynku pojawiły się niemal identyczne 3 kombivany – Peugeot Rifter, Citroen Berlingo i Opel Combo. Plotki mówią, że czwartym bliźniakiem ma być Toyota. Tymczasem Nissan myśli o połączeniu się z Renault, a Fiat, unikający dotychczas tematu hybryd, bardzo się otworzył na myśl sojuszu.

Źródło artykułu:WP Autokult
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)