Przyszłość motoryzacji to niekoniecznie auta elektryczne. Toyota ma inny plan
25.12.2019 14:34, aktual.: 13.03.2023 13:38
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Na rynku motoryzacyjnym łatwo dostrzec mobilizację na polu pojazdów elektrycznych. Czy będą one bezpośrednią przyszłością motoryzacji? Wcale nie musi tak być. Wiele wskazuje na to, że największa firma samochodowa na świecie traktuje je raczej jako okres przejściowy.
Niemieccy producenci wręcz prześcigają się w liczbie zapowiadanych pojazdów elektrycznych. Sporo do powiedzenia na tym polu mają także firmy znad Sekwany. Tymczasem Toyota ma nieco inny plan. W wywiadzie udzielonym "Automotive News Europe" prezes europejskiego oddziału tej marki Johan van Zyl wyjawił plan japońskiej marki na dostosowanie się do norm emisji CO2 dla floty sprzedawanych pojazdów, które zmniejszą się w 2021 r. do 95 g/km i o dalsze 15 proc. do 2025 r.
W przeciwieństwie do większości rywali Toyota nie planuje jak największej liczby premier elektrycznych modeli w jak najkrótszym czasie. Jak wyjawił van Zyl, do 2030 r. hybrydy będą w Europie trzonem sprzedaży firmy. W ofercie marki będą znajdować się hybrydy plug-in oraz modele w pełni elektryczne, ale będą one grały drugoplanowe role.
Skąd takie plany Toyoty? Można powiedzieć, że Japończycy mogą sobie pozwolić na takie rozwiązanie. Według danych Jato Dynamict w 2018 r. właśnie Toyota mogła pochwalić się najniższą średnią emisją CO2 w sprzedawanych w Europie samochodach. Wyniosła ona 99,9 g CO2/km. Dla porównania Peugeot, który zajął drugie miejsce, osiągnął wynik 107,7 g/km, a średnia dla wszystkich aut sprzedanych w 2018 r. w Europie wyniosła 120,5 g/km.
Traktowanie hybryd jako najważniejszych modeli i wspieranie ich hybrydami plug-in oraz modelami elektrycznymi to nie koniec planów Toyoty. Japończycy szykują coś znacznie ważniejszego. W październiku marka pokazała koncept drugiej generacji modelu Mirai. Samochód zdecydowanie wyładniał, a Japończycy szacują, że globalna zainteresowanie modelem wzrośnie względem pierwszej odsłony Miraia o 4900 proc. W praktyce ma to oznaczać sprzedaż 30 tys. sztuk pojazdu, co jak na potężne braki w infrastrukturze tankowania wodoru i tak będzie świetnym wynikiem.
Zdaniem Johana van Zyla technologia wodorowa pojawi się w Europie na większą skalę dzięki autobusom i ciężarówkom z ogniwami paliwowymi. Jednym z powodów takiej prognozy jest zapewne bardzo wysoka cena takich pojazdów. To ma jednak się zmienić. Firma Bosch, która również pracuje nad technologią wodorową, uważa, że w przyszłości do budowy ogniw paliwowych potrzebna będzie taka ilość platyny, jakiej dziś wymaga wyprodukowanie katalizatora do silnika Diesla. To mogłoby oznaczać, że samochody z ogniwami paliwowymi będą kosztować mniej więcej tyle, ile dziś zapłacić trzeba za dobrze wyposażoną hybrydę czy auto z silnikiem wysokoprężnym.
Wygląda więc na to, że przyszłość motoryzacji wciąż jest kwestią otwartą, a do gry o zawartość portfeli kierowców przystąpić mogą pojazdy na wodór.