Francuzi mają pomysł na ograniczony zasięg elektryków. Jest tak absurdalny, że aż go lubię
Największym problemem aut elektrycznych jest ich ograniczony zasięg, który utrudnia używanie ich przy dłuższych podróżach. Ciekawe rozwiązanie proponuje francuska firma EP Tender: przyczepkę z dodatkowym akumulatorem. Pomysł wydaje się absurdalny, ale w rzeczywistości ma więcej zalet niż wad.
20.02.2020 | aktual.: 13.03.2023 13:28
Samochody elektryczne stanowiłyby rozwiązanie wszystkich problemów, które obecnie stoją przed motoryzacją, gdyby nie dwa bardzo poważne ograniczenia: wysoki koszt akumulatorów i ograniczony zasięg. Szczególnie drugi z tych problemów wpływa na jedną z podstawowych zalet samochodów, czyli wolność i niezależność w transporcie.
Z takimi wyzwaniami elektryki mierzyły się już na początku XX wieku, co ostatecznie doprowadziło do dominacji silników spalinowych. Ponad sto lat później nadal nie zanosi się na to, by producenci samochodów znaleźli pomysł na to, jak poradzić sobie z tak poważnymi ograniczeniami napędów elektrycznych.
Prąd z przyczepy: jak, kiedy i za ile
Zamiast nich ciekawe rozwiązanie zaprezentowała francuska firma EP Tender. Ich odpowiedzią na ograniczony zasięg aut elektrycznych są przyczepki z dodatkowym zapasem akumulatorów. Budowany przez firmę zestaw ma pojemność 60 kWh. Jego twórcy twierdzą, że po podłączeniu go na przykład pod Renault Zoe teoretyczny zasięg auta zwiększa się do ponad 800 kilometrów, czyli staje się dwukrotnie większy.
Na pierwszy rzut oka pomysł wydaje się absurdalny. A raczej – wskazuje, na jak absurdalnym poziomie obecnie stoi cała elektromobilność, skoro kluczem do jej uratowania ma być współczesna inkarnacja przyczepki Niewiadów skleconej przez francuski startup.
Ale spójrzmy na ten pomysł bez uprzedzeń. Tak naprawdę jest tu wszystko to, o co chodzi w przyszłości motoryzacji: jest współdzielenie, jest używanie zamiast kupowania i, ostatecznie, jest wolność w przemieszczaniu się.
Strategia francuskiej firmy opiera się o wykorzystanie tych przyczep tylko w sytuacjach, w których potrzebny jest doraźnie dłuższy zasięg. Takimi okolicznościami są na przykład podróże na wakacje lub ferie zimowe. W założeniu twórców przyczepy te byłyby więc porozstawiane na stacjach benzynowych i parkingach wzdłuż najpopularniejszych szlaków komunikacyjnych. Kierowcy mieliby je wynajmować tylko na czas podróży w cenie 34 euro za jeden dzień.
Rozwiązanie to wydaje się dużo lepsze niż inne proponowane do tej pory strategie pokroju dokupowania dodatkowych akumulatorów montowanych na pokładzie auta, wymiennych zestawów akumulatorów lub spalinowych generatorów prądu.
Dzięki wynajmowanym przyczepom standardowy samochód elektryczny może mieć mniejszy (czyli lżejszy i tańszy) akumulator wystarczający na codzienne potrzeby poruszania się po mieście. Przyczepa podłączana jest tylko na czas podróży po drogach szybkiego ruchu, kiedy jej obecność jest najmniej uciążliwa. Pomysł ten nie wymaga budowy dodatkowej infrastruktury lub innego przygotowania dróg.
Co więcej, pomysł Francuzów pozwala też zmniejszyć zapotrzebowanie na surowce potrzebne do produkcji akumulatorów. Byłyby one po prostu wydajniej zagospodarowane. Twórcy zwiastują, że już w 2024 roku 4150 wyprodukowanych przez nich urządzeń wystarczyłoby na zaspokojenie potrzeb 60 000 właścicieli aut elektrycznych.
W 2024 roku planują też po raz pierwszy osiągnąć rentowność. Warto na to zwrócić uwagę, ponieważ słowo zysk jest nadal bardzo rzadko spotykane w świecie elektromobilności (istniejącej od dziesięciu lat Tesli póki co udała się ta sztuka tylko w przypadku paru pojedynczych kwartałów). Docelowy koszt wyprodukowania jednej przyczepy ma wynieść poniżej 10 000 euro, ale fakt ten ma znaczenie tylko dla producenta, a nie klientów, którzy takiego produktu i tak nie będą mogli kupić, a tylko wynająć.
Jedynym poważnym problemem stojącym na drodze do szybkiej popularyzacji tego rozwiązania jest fakt, że większość z aut elektrycznych dostępnych na rynku nie jest przystosowana do ciągnięcia przyczep. Przedstawiciele firmy EP Tender twierdzą, że zmieni się to od roku 2022, gdy takie modele zaczną szerzej wchodzić na rynek. Obecnie oferują swój własny zestaw haka i potrzebnych złączy w cenie 600 euro. Twórcy zapowiadają także, że zmieniany będzie także jeszcze projekt przyczepy, tak by był on atrakcyjniejszy z wyglądu i zoptymalizowany pod kątem aerodynamicznym.
Różne pomysły na zwiększenie zasięgu, żaden dobry
Na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat producenci aut mieli różne oryginalne pomysły i strategie zwiększenia zasięgu elektryków, ale ostatecznie żaden z nich nie spełnił pokładanym w nich nadziei. Jednym z takich przełomów miał być zaprezentowany w 2010 roku Opel Ampera, czyli samochód hybrydowy napędzany silnikiem elektrycznym i wyposażony także w motor spalinowy pracujący w charakterze generatora prądu.
Ostatecznie, mimo wielu nagród, model ten nie osiągnął sukcesu sprzedażowego i jego produkcja została zakończona (na jego miejscu w ofercie pojawił się w pełni elektryczny model innej wielkości, minivan Ampera-e). Podobny los spotkał także inne auto elektryczne wyposażone w pokładowy, spalinowy generator prądu, czyli BMW i3 REx. Nigdy nie osiągnął on sukcesu na miarę w pełni elektrycznego odpowiednika.
Zobacz także
W rzeczywistym świecie nie sprawdził się także inny często przytaczany pomysł wymiennych akumulatorów. Strategię taką w życie wprowadziło już w 2008 roku Renault wraz z izraelskim startupem Better Place i oferowało możliwość płynnej wymiany akumulatorów zużytych na naładowane w wyznaczonych punktach właścicielom modelu Fluence Z.E. Właściciele z takiego rozwiązania korzystali jednak niechętnie i ostatecznie Better Place został rozwiązany w roku 2013.
Na ich tle pomysł przyczepki podłączanej do auta może wyglądać banalnie, ale właśnie w tym może tkwić jego siła. Być może już za parę lat auta elektryczne z dodatkowym akumulatorem podłączonym z tyłu staną się stałym elementem krajobrazu na trasach między miastami.