Niemcy boją się zemsty. Ruszyły europejskie cła na auta z Chin

Elektryczne auta produkowane w Chinach od piątku 5 lipca 2024 r. obciążone są dodatkowym cłem. Władze Unii Europejskiej podjęły taką decyzję ze względu na subsydiowanie tej gałęzi przemysłu przez Pekin, co zaburza zasadę równych warunków. Niemieccy producenci aut obawiają się jednak rewanżu Chińczyków.

Samochody chińskiej marki Aiways gotowe do załadunku w porcie.
Samochody chińskiej marki Aiways gotowe do załadunku w porcie.
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe | Aiways
Tomasz Budzik

05.07.2024 | aktual.: 05.07.2024 11:56

Produkowane w Chinach? Będzie droższe

Do tej pory europejskie cło na pojazdy produkowane w Chinach wynosiło 10 proc. Teraz – w przypadku aut elektrycznych – do tej stawki trzeba będzie dołożyć kolejną. Obciążenie nie jest równe dla wszystkich producentów. Władze Unii Europejskiej prowadziły dochodzenie dotyczące stopnia subsydiowania firm samochodowych przez chińskie władze. To od wyniku dochodzenia, a także od podjęcia współpracy z organami UE lub jej odmowy, zależą stawki dodatkowego cła.

W przypadku koncernu BYD będzie to 17,4 proc. Dla firmy Geely 20 proc., a dla SAIC 38,1 proc. Pozostałe przedsiębiorstwa produkujące pojazdy elektryczne w Chinach, które współpracowały w dochodzeniu z organami UE, objęto średnią stawką 21 proc. Dotyczy to także firm europejskich produkujących samochody w Chinach i sprzedających je w UE. Rekordowo, po uwzględnieniu dotychczasowej stawki 10 proc., najwyższe cło na elektryczne auta z Chin będą więc wynosić 48,1 proc.

Co ważne, dodatkowe cło nie będzie dotyczyło tylko aut chińskich marek. Zapłacą również europejskie czy amerykańskie firmy, które przy pomocy swoich kooperantów z Państwa Środka produkują tam auta oferowane w Europie. A nie są to rzadkie przypadki. BMW produkuje w Chinach model iX3, który sprzedawany jest na Starym Kontynencie. Mercedes oferuje Europejczykom elektrycznego Smarta, który również powstaje w Chinach. Podobnie jest z Dacią Spring czy Volvo EX30. Tesla już złożyła wniosek o ustanowienie dla aut tej marki odmiennej, w domyśle niższej, stawki cła. Póki co obowiązuje ją jednak dodatkowe 21 proc.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zdaniem Kilońskiego Instytutu Gospodarki Światowej (IfW) wprowadzenie nowych unijnych ceł na elektryczne samochody z Chin spowoduje spadek ich importu nawet o 42 proc. Przynajmniej krótkoterminowo. Eksperci spodziewają się, że z czasem chińskie firmy poradzą sobie z nową trudnością i w długoterminowym ujęciu ceny chińskich aut będą tylko o ok. 1 proc. wyższe. Wszystko wskazuje jednak na to, że teraz produkowane w Chinach auta staną się w Europie droższe. Dodatkowe cło narzucone przez Unię Europejską może mieć i inne poważne następstwa.

Niemcy już się boją

Nasi zachodni sąsiedzi są potężnym producentem samochodów. Wiele z aut spod znaku Volkswagena, Audi, Mercedesa czy BMW trafia na chłonny chiński rynek. Pekin od dawna ostrzega o możliwości nałożenia na europejskie produkty ceł odwetowych.

– Wprowadzenie dodatkowych ceł importowych prowadzi do ślepego zaułka – oświadczył cytowany przez Deutsche Welle szef BMW Oliver Zipse.

– Negatywne skutki tej decyzji przewyższają wszelkie potencjalne korzyści dla europejskiego, a zwłaszcza niemieckiego przemysłu motoryzacyjnego – stwierdził zaś rzecznik Volkswagena.

Chęci zniesienia lub osłabienia nowych europejskich ceł na elektryczne samochody z Chin nie kryje również rząd w Berlinie. Minister gospodarki Robert Habeck niedawno stwierdził, że Niemcy nie są zainteresowane "wyścigiem ceł". Jak jednak informuje Reuters, nowe cło popierane jest przez państwa takie jak Francja, Włochy czy Hiszpania. Skąd taki podział?

Niemieckie marki – w tym marki premium – nie od dziś są popularne w Chinach. Dla części z nich sprzedaż na tamtejszym rynku jest ważnym filarem finansowego bilansu. Jednocześnie w dużej mierze są to samochody powstające poza Chinami, w Europie. Jeśli Pekin zdecyduje się na nałożenie ceł odwetowych, niemieckie firmy sporo stracą. Być może scenariusz będzie jednak inny.

Jak informuje Deutsche Welle, strona chińska wyraziła gotowość do podjęcia negocjacji z Unią Europejską.

– Mam nadzieję, że strony europejska i chińska zbliżą się do siebie, okażą szczerość i przyspieszą proces konsultacji – powiedział cytowany przez DW rzecznik Ministerstwa Handlu w Pekinie. Jest więc pole do kompromisu. Same cła, choć już naliczane, nie są jeszcze przesądzone.

Obecnie wprowadzone zostały cła tymczasowe. W ciągu czterech miesięcy ma zapaść ostateczna decyzja o wprowadzeniu stałych stawek. Będzie ona jednak należała do państw członkowskich, a głosowanie zaplanowano na październik. Póki co tymczasowe cła są pobierane w formie gwarancji bankowych. Jeśli ostatecznie zapadnie decyzja o wprowadzeniu cła, zostanie ono pobrane wstecznie, od 5 lipca, z owych gwarancji bankowych. Jak jednak informuje Polska Agencja Prasowa, unijne cła nie wejdą w życie, jeśli zagłosuje przeciwko nim większość kwalifikowana (55 proc. państw, w praktyce 15 spośród 27 krajów, które reprezentują 65 proc. ludności UE).

Ekspresowa ofensywa

Jeszcze 10-15 lat temu zdanie o zagrożeniu europejskiego przemysłu przez chińskie marki motoryzacyjne mogłaby wzbudzić jedynie uśmiech. Dziś nikt się nie śmieje. Na koniec 2023 r. w Europie swoje samochody oferowały 24 chińskie marki. Póki co globalnie nie są one jeszcze zagrożeniem dla graczy ze Starego Kontynentu. Jeśli jednak spojrzymy wyłącznie na samochody elektryczne, sytuacja wygląda zupełnie inaczej.

Chińskie firmy, które mają dość łatwy dostęp do potrzebnych zasobów naturalnych, starają się możliwie intensywnie wypełnić niszę samochodów o napędzie elektrycznym. W tym przypadku nie są tylko przedsiębiorstwami, w których produkowane są auta europejskich czy amerykańskich graczy, ale też oferują coraz lepsze produkty własnych marek.

Według danych stowarzyszenia producentów samochodów działających w Europie ACEA, w 2023 r. w Europie zarejestrowano 438 tys. elektrycznych samochodów wyprodukowanych w Chinach i dotyczy to zarówno tamtejszych marek, jak i europejskich oraz amerykańskich produkujących w Kraju Środka. Stanowiło to 21,7 proc. całego rynku. Same Chińskie marki odpowiedzialne były za rejestracje 7,6 proc. elektrycznych aut w Europie.

Atutem chińskich aut jest oczywiście cena. Według wyliczeń serwisu JATO, w styczniu 2024 r. średnia cena elektrycznego samochodu chińskich marek wynosiła 46,7 tys. euro. W przypadku pojazdu europejskich marek cena wyniosła 66,9 tys. euro, a dla amerykańskich 65,9 tys. euro. Warto pamiętać, że dla Chińczyków to dopiero początek obecności w Europie. Nowe cła mogą zmniejszyć skalę ekspansji, ale w pełni jej nie zahamują.

cłounia europejskachińskie samochody
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (34)