Test: Hyundai Kona hybrid - bycie eko nie zawsze jest tanie
Mówisz hybryda, myślisz Toyota. Japoński producent stał się niemal synonimem układów hybrydowych, ale i Hyundai może pochwalić się wydajną i oszczędną konstrukcją. Poza tym ma w zanadrzu argument, który dla wielu może być kluczowy – "normalną" skrzynię.
Hyundai Kona hybrid - test, opinia
Po głośnej premierze Kona stała się jednym z ważniejszych modeli Hyundaia. Po części wynikało to z niecodziennych linii nadwozia i odmiennego podejścia do pasa przedniego. Postawiono - tak jak w przypadku Nissana Juke - na szokowanie wyglądem. Teraz, kilka lat później, producent zdecydował się zaledwie na naciągnięcie zmarszczek tu i ówdzie. Kona dalej więc prezentuje się dziwnie, ale przynajmniej zdążyliśmy się już do tego przyzwyczaić.
Auto dostępne jest zarówno z mocnym silnikiem benzynowym (198 KM), układem hybrydowym (141 KM) czy chociażby w wersji w pełni elektrycznej. Ta ostatnia zbiera pochwały chociażby za zasięg, ale i wersja hybrydowa nie ma się czego wstydzić.
To nie jest "miękka hybryda", tylko taki układ, który został spopularyzowany przez Toyotę. Oznacza to, że mamy niezbyt wysilony silnik spalinowy o mocy 105 KM z niezbyt zachwycającym parametrem 147 niutonometrów. Do tej układanki dodajemy motor elektryczny o mocy 43,5 KM oraz akumulator o wielkości 1,56 kWh. Jest tak mały, że nie trzeba go ładować z gniazdka – wystarczy zjechać z większej górki.
Koną da się ruszyć bez uruchamiania jednostki spalinowej, ale nie przejedziemy w ten sposób daleko – może kilometr, może nieco więcej. Później do gry wchodzi zwykły silnik (co zauważycie raczej na ekranie, niż nasłuchując odgłosów spod maski), ale i tu model Hyundaia wyróżnia się na tle aut Toyoty. Mamy tu "klasyczną" przekładnię sześciostopniową z dwoma sprzęgłami, więc jeździ się nią jak każdym innym autem. W toyocie z kolei mamy bezstopniową konstrukcję. Działa ona tak, jak w skuterach, więc silnik wyje jednostajnie, a pojazd przyspiesza. Nie każdemu taka opcja odpowiada.
Dwa silniki współpracujące ze sobą nie czynią z testowanej Kony rewelacyjnego sprintera. Do setki auto przyspiesza w ok. 11 sekund, przez co sprawdzi się w mieście, jak i trasach szybkiego ruchu. Wyprzedzanie trzeba będzie jednak zaplanować nieco dokładniej. Auto za to odwdzięcza się świetnymi wynikami spalania. Maksymalnie zużyje 5,5 l bezołowiowej w mieście (choć poniżej "piątki" też da się zejść), na autostradzie będzie to ok. 6,6 l, a na drogach krajowych - zaledwie 3,6 l!
Kona jest nie tylko oszczędna, ale i przyzwoicie wykonana – dostajemy zarówno duże ekrany multimediów, niezłej jakości materiały (nawet, jeśli nie jest to topowa wersja wyposażenia), sporo miejsca dla czterech osób i racjonalny bagażnik (374 l do linii okien, co jest mniej więcej poziomem Golfa). Niestety, za tym dobrym wrażeniem nie idzie kwestia wyciszenia całego pojazdu.
Ten sam problem napotkałem w innym egzemplarzu kony, który przyjechał na testy. Jak się okazało, ten model musiał przejść akcję serwisową przedniej szyby. Teraz jest lepiej, ale dalej nie jest idealnie. Wystarczy spojrzeć pod płytę służącą za podłogę bagażnika, a szybko dowiemy się, skąd taki szum z tylnej części nadwozia – nie ma tu nic, co mogłoby zmniejszyć hałas.
Hybrydowa Kona na pierwszy rzut oka idealnie wpisuje się pomiędzy bazową jednostkę o mocy 120 KM a topową o mocy 198 KM. Cenowo jednak nie jest to takie proste. Auta z litrowym silnikiem to koszt od 74 900 do 89 400 zł. Najmocniejsze 1,6 l to już zakres od 97,2 tys. zł do nawet 125 tys. zł z napędem na cztery koła. Dużo, ale obecność układu hybrydowego wcale nie ułatwia sprawy – musimy dopłacić ok. 10 tys. zł, co sprawia, że obracamy się w kwotach 106 500 – 128 500 zł! Przy oszczędnościach 3 l na 100 km w warunkach miejskich (o czym pisałem w poprzednim teście kony), trzeba będzie jeździć naprawdę sporo, by dopłata do hybrydy się opłacała.
Po części wynika to jednak z pozycji konkurencji. Skoro Toyota wyceniła podobną hybrydę C-HR w granicach 107-131 tys. zł, dlaczego by nie spróbować podobnej taktyki z hyundaiem? Jeśli nie do końca zależy nam na napędzie hybrydowym, a na wyróżnieniu się na ulicy, może warto zainteresować się Nissanem Juke? Z litrowym silnikiem pod maską (jedynym zresztą w ofercie) mówimy o kwotach od 78 tys. zł do 110 tys. zł (już z automatyczną przekładnią).
- Kontrowersyjny wygląd
- Niezłe wykonanie (pomijając wygłuszenie)
- Niskie spalanie, zarówno w mieście jak i poza nim...
- ...które nie może jednak zamaskować całkiem dużej dopłaty do najmocniejszych silników benzynowych
- Nadal - wygłuszenie
- Kontrowersyjny wygląd
Pojemność silnika | 1580 cm³ | |
---|---|---|
Rodzaj paliwa | Benzyna bezołowiowa | |
Skrzynia biegów | automatyczna, 6-biegowa | |
Moc maksymalna: | 105 KM przy 5700 obr./min (+ silnik elektryczny 43,5 KM) | |
Moment maksymalny: | 147 Nm przy 4000 obr./min (+ silnik elektryczny 170 Nm) | |
Pojemność bagaznika: | 374 l (VDA) | |
Osiągi: | ||
Katalogowo: | Pomiar własny: | |
Przyspieszenie 0-100 km/h: | 11 s (koła 16-calowe) | - |
Prędkość maksymalna: | 161 km/h | - |
Zużycie paliwa (miasto): | b.d. | 5,5 l/100 km |
Zużycie paliwa (trasa): | b.d. | nawet 3,8 l/100 km |
Zużycie paliwa (autostrada): | b.d. | 6,6 l/100 km |
Zużycie paliwa (mieszane): | 4,9 l/100 km | 5,7 l/100 km |
Ceny: | ||
Model od: | 74 900 zł | |
Wersja od: | 101 500 zł | |
Cena egzemplarza: | ok. 120 tys. zł |