Elektryczne rowery mogą być motorowerami. Poseł chce z nimi walczyć
Narasta skala problemu z elektrycznie wspomaganymi rowerami, które nie spełniają przepisów polskiego prawa. Część z nich to owoc nielegalnego "tuningu" jednośladów. Poseł chce, by ministerstwo i policja wzięły się za karanie ich właścicieli. Zapłacić można do 600 zł.
13.07.2021 | aktual.: 10.03.2023 15:37
Pomoc, ale z ograniczeniem
Są w stanie zupełnie wyręczyć rowerzystę na dystansie ok. 50-60 km i wspomagać go nawet przez 180 km. Rowery, które łączą w sobie tradycyjny napęd z tym elektrycznym, są na rynku od lat, ale dopiero od niedawna przeżywają swój renesans. Nie jest tanio. Za produkt uznanej marki trzeba zapłacić 10-15 tys. zł. Chętnych jednak nie brakuje. I to mimo pewnych ograniczeń, którymi polskie przepisy od 10 lat obejmują takie jednoślady.
Prawo o ruchu drogowym mówi:
Nie brakuje jednak niepokornych. Jak w interpelacji skierowanej do Ministerstwa Infrastruktury oraz Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji stwierdza poseł PiS-u Wojciech Zubowski, coraz częściej firmy "oferują usługę zdejmowania tego typu blokad, przez co rowery mogą poruszać się dużo szybciej niż dopuszczona w ustawie norma, co przyczynia się do spadku bezpieczeństwa innych użytkowników ścieżek rowerowych, jak i samych posiadaczy tego typu urządzeń".
Masz w sobie żyłkę majsterkowicza? Możesz spróbować samodzielnie – przekonują internetowe poradniki. Na takich stronach krok po kroku pokazana jest procedura likwidacji ograniczenia. Wystarczą kombinerki, nóż, lutownica i taśma izolacyjna. Ceną jest tu tylko utrata gwarancji napędu. Jak wynika z zapisów rozmów na forach tematycznych, odblokowany rower rozpędza się bez udziału siły mięśni lub wspomaga jeżdżącego (w zależności od mocy silnika) nawet do 50 km/h.
Ci, którzy nie mają ochoty na eksperymenty, mogą po prostu odwiedzić platformy handlu przez internet. W ciągu kilku minut można znaleźć oferty sprzedaży elektrycznych jednośladów, których parametry wychodzą poza ramy polskich przepisów. 500 W mocy i praca z napędem elektrycznym do 30 km/h w "góralu" za 5 tys. zł. Wolisz "szosówkę"? Za 3 tys. zł znajdziesz taką o mocy 350 W. To wciąż mało? Za niespełna 6 tys. zł można stać się właścicielem "górala" z silnikiem elektrycznym o mocy 1500 W, który będzie rozpędzał się do 40 km/h.
Konsekwencje mogą być poważne
W takich ofertach sprzedający często mocno rozpisują się o możliwości i parametrach napędu, ale skąpo informują na temat pozostałego osprzętu. Sądząc po cenie, można więc podejrzewać, że nie są to komponenty najwyższych lotów. W efekcie siła hamowania może być mało satysfakcjonująca, a to może przekładać się na ryzyko potrącenia pieszych – choćby na przejściach poprowadzonych po drogach rowerowych. Sam rowerzysta może mieć też problemy z zahamowaniem przed czerwonym światłem czy zwalniającym samochodem.
Jest jeszcze jeden problem – takie jednoślady nie są rowerami. Jeśli ich parametry wykraczają poza ograniczenia prawne, automatycznie stają się one motorowerami. Przepisy definiują je jako "pojazd dwu- lub trójkołowy zaopatrzony w silnik spalinowy o pojemności skokowej nieprzekraczającej 50 cm3 lub w silnik elektryczny o mocy nie większej niż 4kW, którego konstrukcja ogranicza prędkość jazdy do 45km/h".
Takim pojazdem - zgodnie z przepisami - nie wolno poruszać się po ścieżkach rowerowych czy ciągach pieszo-rowerowych. Przyłapana na tym osoba zapłaci 100 zł mandatu. Co więcej, prowadzenie motoroweru może wymagać prawa jazdy kategorii AM. Na dowód osobisty pojadą nim ci, którzy ukończyli 18. rok życia przed 19 stycznia 2013 r. Osoba, która jeździ na takim elektrycznym jednośladzie "na sterydach" i nie ma wymaganych uprawnień, zapłaci dodatkowo 500 zł mandatu. Ponadto pojazd powinien być zarejestrowany i ubezpieczony.
Lista nieprzyjemności, jakie mogą spotkać rowerzystów, którzy jeżdżą na zbyt mocnych i szybkich jednośladach ze wspomaganiem elektrycznym, jest długa. Wiele osób mających takie "rowery" czy decydujących się na zdjęcie ograniczeń zapewne o tym nie wie. Niektórzy jednak doskonale zdają sobie z tego sprawę. Podobnie jak z tego, że szanse na złapanie ich za rękę są raczej niewielkie. Chce to zmienić poseł PiS-u.
Parlamentarzysta w interpelacji pyta, czy strona rządowa zamierza podnieść kary za przekraczanie dozwolonej prędkości przez użytkowników jednośladów. Dodatkowo Wojciech Zubowski zadał pytanie o to, czy policja w razie kolizji z elektrycznym rowerem sprawdza jego rzeczywiste parametry. Taka weryfikacja mogłaby sprawić, że w razie wypadku spowodowanego przez innego uczestnika ruchu ubezpieczyciel sprawcy nie wypłaciłby całego odszkodowania, uznając, że poszkodowany sam przyczynił się do zdarzenia. Jeśli sprawcą byłby kierujący jednośladem, nawet posiadanie OC na rower mogłoby nie pomóc.