Honda e Prototype wygląda tak uroczo jak koncept. Premiera już wkrótce
Podczas ostatniego salonu we Frankfurcie na stoisku Hondy wzrok przyciągał uroczy koncept Urban EV. Japończycy szybko potwierdzili, że chcą wprowadzić auto do produkcji. Miałem okazję zapoznać się z prototypem ostatecznej wersji samochodu.
Zła wiadomość jest taka, że samochód na zdjęciach ciągle jest określany mianem prototypu. Dobra: w rozmowie z przedstawicielami Hondy słyszę, że wersja produkcyjna nie będzie się różnić znacznie od białego, pięciodrzwiowego hatchbacka, który oficjalnie zostanie pokazany podczas salonu w Genewie. Dla mnie najważniejsze jest, że choć e Prototype różni się od konceptu Urban EV, styl pozostał taki sam.
Honda e Prototype przed premierą – urocza jak koncept!
Mamy więc okrągłe reflektory z przodu, zwarte nadwozie i znowu okrągłe lampy z tyłu. Na masce pozostał czarny element skrywający port ładowania. Koła nie są tak wielkie, jak w koncepcie, a z tyłu pojawiła się dodatkowa para drzwi. Te przednie też nie otwierają się "pod wiatr", tylko klasycznie. Można powiedzieć, że projektanci zeszli na ziemię, choć w niektórych miejscach pozwolili sobie na nietypowe rozwiązania.
Jednym z nich są kamery zastępujące lusterka. Dowiedziałem się, że mają one trafić do wersji produkcyjnej auta. Mamy też chowane klamki działające dokładnie tak, jak w Jaguarze F-Type. Nie wiem, czy są wygodne, ponieważ nie mogę dotykać nadwozia. Chcąc wejść do środka, muszę poprosić kogoś z Hondy, by otworzył mi drzwi.
W kabinie wita mnie kokpit garściami czerpiący z konceptu. Przede mną rozpościera się 6 ekranów: dwa z nich wyświetlają obraz z kamer na drzwiach, jeden zastępuje zegary, jeden jest w lusterku wstecznym i pokazuje obraz z kamery cofania, pozostałe dwa służą do obsługi systemu multimedialnego. Nie mogę z niego skorzystać, ponieważ jest to tylko demo, ale wygląda na znacznie nowocześniejszy niż ten, który znamy z innych japońskich aut.
Kokpit jest prosty i ergonomiczny. Na całe szczęście Honda nie wszędzie poszła z duchem czasu i klimatyzacją steruje się ciągle przy pomocy pokręteł i przycisków. Guzikami wybiera się też kierunek jazdy – panel wygląda jak żywcem przejęty z nowej CR-V. W zasadzie każdy element wnętrza sprawia wrażenie, jakby był gotowy do produkcji.
Podczas krótkiej prezentacji słyszę, że Honda e Prototype na jednym ładowaniu ma przejechać ponad 200 km, a uzupełnienie baterii do 80 proc. zajmuje 30 minut. Reszta danych technicznych auta jest owiana tajemnicą. W rozmowie z Kohei Hitomim, inżynierem odpowiedzialnym za ten samochód, udaje mi się poznać długość auta. – Ma o 10 cm mniej niż 4 metry – mówi i uśmiecha się. Zdradza też, że rozstaw osi jest zbliżony do tego z Hondy Jazz. Widzę, że więcej z niego nie wyciągnę.
Być może dlatego, że samochód ciągle jest określany mianem prototypu. Zakładam, że Honda ciągle pracuje nad napędem i dopinają ostatnie guziki. Nieoficjalnie słyszę, by spodziewać się premiery finalnej wersji auta podczas salonu we Frankfurcie. Mam nadzieję, że cena nie będzie wygórowana, bo Honda e zapowiada się na świetną propozycję w świecie miejskich elektryków. A przynajmniej bardzo uroczą.