Kolejki do ładowarek Tesli to pojedynczy przypadek. Przyszłość taka nie będzie
Internet obiegł film z USA, na którym widać długą kolejkę aut Tesli oczekujących na podładowanie na dedykowanej stacji. Wystarczy jednak chłodno spojrzeć na sprawę, by przekonać się, że w nagraniu nie ma nic przerażającego.
03.12.2019 | aktual.: 13.03.2023 13:41
Za Oceanem rozwój elektromobilności nabrał zdecydowanie większego tempa niż w Polsce. Najlepszym tego przykładem są nie tylko liczby, ale także film z Kalifornii, który od kilku dni krąży po mediach społecznościowych.
Tesla Energy Crisis
Widać na nim bardzo długą kolejkę aut Tesli, które czekają na swoją kolej przy stacji szybkiego ładowania (tzw. Superchargers). Sytuacja ta miała miejsce w dniu Święta Dziękczynienia, które Amerykanie obchodzą z pompą.
Wygląda znajomo? Podobne widoki towarzyszyły polskim kierowcom w PRL-u, gdy również trzeba było odstać swoje w kolejce po paliwo. Nie trzeba jednak sięgać pamięcią tak daleko. Nawet dziś można się spotkać z dużą liczbą chętnych na zatankowanie benzyny lub diesla. Wystarczy zobaczyć, co się dzieje podczas wakacji na stacjach przy autostradach.
Choć rząd samochodów czekających na podpięcie może wyglądać przerażająco, w rzeczywistości sytuacja nie była aż tak dramatyczna. Superchargery Tesli mogą ładować z mocą do 250 kW, ale tutaj prawdopodobnie mamy do czynienia ze starszymi punktami o mocy 150 kW. Nawet gdyby wszystkie auta oczekujące w kolejce miały jedne z największych możliwych akumulatorów - 90 kWh - ładowanie do 50 proc. zajęłoby ok. 30 min, natomiast pełny zasięg zostałby osiągnięty po niespełna 90 min.
Widać, że w kolejce czekają różne modele Tesli, które nierzadko wyposażone są w nieco mniejsze ogniwa, a co za tym idzie, krócej się ładują. Podobno kierowcy musieli czekać na swoją turę około 30 minut. Nie jest to co prawda wciąż porównywalne z tankowaniem baku samochodu z silnikiem spalinowym, jednak na wspomnianych stacjach paliw w okresie wakacyjnym czeka się podobnie długo.
Dużo wody upłynie w Wiśle, zanim podobne sceny będą się rozgrywać w Polsce. O ile rynek aut elektrycznych wciąż kuleje, wiele może się zmienić dzięki rządowym dopłatom, które pozwolą uzyskać nawet 30-procentowe dofinansowanie na zakup auta na prąd (o ile jego cena nie przekroczy 125 tys. zł).
Według danych Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego i Polskiego Stowarzyszenia Paliw Alternatywnych obecnie w Polsce jest 958 stacji ładowania (stan na koniec października 2019 r.), a w sumie kierowcy mają do dyspozycji 1748 punktów, w których można podkarmić auto na prąd.
Niestety, tylko 30 proc. ładowarek to tzw. stacje szybkiego ładowania z prądem stałym, a to one dają nam możliwość uzupełnienia akumulatora w krótkim czasie. Pozostałe punkty dysponują zmiennym prądem ładowania o maksymalnej mocy 22 kW. Należy jeszcze dodać, że wspomniane wcześniej Superchargery Tesli o wyjątkowo wysokiej mocy ładowania, występują na razie jedynie w… 4 miejscach w Polsce. Amerykańska firma obiecała jednak, że takich stacji będzie więcej – niedługo zostaną otwarte kolejne cztery (w Europie jest ich w sumie 491).
A jak liczba punktów ma się do aut, które możemy na nich "tankować"? Po polskich drogach jeździ 4701 samochodów z napędem wyłącznie elektrycznym, co oznacza, że na każde miejsce ładowania przypada 2,7 auta. Jeśli dodamy do tego hybrydy plug-in, których w Polsce zarejestrowanych jest 3183, liczba aut ładowanych z gniazdka do liczby punktów ładowania wzrasta do 4,5.
Elektryczna rewolucja jest nieunikniona, jednak zachęcanie do zakupu samochodów na prąd to nie wszystko. Iść za tym musi logiczna infrastruktura, która pozwoli bez ograniczeń poruszać się nie tylko w obrębie miejsca zamieszkania, ale także między miastami. Na szczęście wraz ze wzrostem liczby aut elektrycznych, wyraźnie rośnie też liczba stacji ładowania - od końca lipca do końca października przybyło ich w sumie 173, a samych punktów ładowania – 291.
Należy też pamiętać, że większość ładowań aut elektrycznych odbywa się w domu przy użyciu wallboksów lub zwykłych gniazdek. Jest to jednak rozwiązanie, na które nie mogą sobie pozwolić wszyscy kierowcy.