Naprawa stłuczki w audi e‑tronie kosztowała 31 tys. dolarów. Cennik ASO wszedł na nowy poziom
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Amerykański właściciel audi e-trona zapewne liczył się z różnymi poświęceniami i kompromisami związanymi z zakupem auta elektrycznego. Nie spodziewał się chyba jednak tego, co przyniesie jedna, niewinna stłuczka.
Niejaki Steven Burns ma żonę, a żona – audi e-trona, pierwszy seryjnie produkowany elektryczny model tego producenta, sprzedawany również na rynku amerykańskim. Z tym że nie do końca ma to auto, bo już od kilku tygodni stoi ono w tamtejszym ASO.
Auto zaliczyło niewielką kolizję, czego jedynym zewnętrznym objawem jest wgnieciony w rogu tylny zderzak. I tu zaczęły się dziać rzeczy nieprawdopodobne, bo przez tak długi czas Audi nie potrafi zdobyć nowych części potrzebnych do naprawy auta i nie wie, kiedy się to uda. Zresztą otwarte pozostaje pytanie, czy w ogóle ten prawie nowy wóz po "wgniotce" opłaca się naprawiać.
Serwis wycenił w końcu usunięcie szkód na 31 252 dolarów, czyli równowartość 120 tys. zł. I to po łaskawie przyznanym rabacie, bo przed nim usługa ASO miała kosztować 38 tys. dolarów. Amerykański serwis ceni się jeszcze bardziej niż niemiecki producent, bo cały nowy e-tron w salonie kosztuje w USA od 66 tys. dolarów.
Z czego się wziął tak absurdalny wynik? Pan Steven śpieszy z odpowiedzią. Przedstawił fakturę, z której wynika, że części to nieco ponad 8 tys. dolarów z końcowej kwoty. Najwięcej kosztuje robocizna. Audi e-tron musi być bardzo skomplikowanym samochodem w naprawach. Serwis wszak twierdzi, że jego pracownicy będą pracować w pocie czoła 82 roboczogodziny nad blacharką auta, a wykwalifikowani mechanicy poświęcą aż 57 roboczogodzin nad uratowaniem tego, co pozostało z podzespołów wozu.