Niemcy poprą Chiny? Cła mogłyby im zamknąć ważny rynek
15 lipca w Parlamencie Europejskim odbędzie się pierwsze głosowanie o dodatkowych cłach na elektryczne samochody produkowane w Chinach. Według agencji Reuters wiele wskazuje na to, że Niemcy nie poprą tego rozwiązania. Mają za wiele do stracenia.
15.07.2024 | aktual.: 15.07.2024 13:53
Nowe cła w zawieszeniu
Od 5 lipca 2024 r. Unia Europejska żąda od firm wprowadzających na rynki Starego Kontynentu elektryczne samochody produkowane w Chinach, bankowego zabezpieczenia kwot, które mogą zostać pobrane w ramach nowego cła. Obowiązujące do tej pory 10 proc. obciążenie może znacznie wzrosnąć w związku z finansowym wsparciem Pekinu dla tej branży w Chinach. Władze Unii Europejskiej postrzegają taką pomoc jako nieuczciwą konkurencję, pozwalającą firmom produkującym w Państwie Środka oferować auta w nadspodziewanie niskich cenach.
Według wstępnych założeń nowe, dodatkowe cło będzie uzależnione od stopnia wsparcia danej firmy przez chiński rząd, a także od tego, czy firma współpracowała z europejskimi instytucjami, mającymi określić stopień pomocy udzielonej przez chiński rząd.
Dla koncernu BYD ma być to 17,4 proc. W przypadku firmy Geely 20 proc., a dla SAIC 38,1 proc. Pozostali producenci pojazdów elektrycznych w Chinach, które współpracowały w dochodzeniu z organami UE, objęto średnią stawką 21 proc. Dotyczy to również europejskich marek wytwarzających samochody w Chinach i sprzedających je w UE. Ale nałożenie nowych ceł, doliczanych do obecnego na poziomie 10 proc., nie jest jeszcze przesądzone.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Na jedność nie ma co liczyć
Pierwsze głosowanie w Parlamencie Europejskim w tej sprawie jest zaplanowane na 15 lipca. I wiele wskazuje na to, że nie będzie jednogłośne. Jak informuje agencja Reuters, prawdopodobne jest, że niemieccy przedstawiciele wstrzymają się od głosu. Dlaczego? Oficjalnie ze względu na fakt, że dochodzenie w sprawie wsparcia finansowego Pekinu wciąż trwa. Podobnie jak negocjacje pomiędzy UE a Chinami. Ale sprawa ma drugie dno.
Jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Niemieckie marki, szczególnie te premium, cieszą się w Chinach dużą estymą. To przekłada się na popularność. W efekcie Państwo Środka jest dla niemieckich producentów ważnym rynkiem zbytu. W przypadku części firm – szczególnie Porsche – Chiny są jednym z głównych odbiorców samochodów produkowanych w Europie.
Jeśli więc Unia Europejska narzuci dodatkowe cła na samochody elektryczne produkowane w Chinach, Pekin może odpowiedzieć cłami na auta z Europy. Modele marek takich jak Audi, BMW czy Mercedes w Chinach wyraźnie zdrożeją, co przełoży się na spadek sprzedaży.
Warto też zwrócić uwagę na przeplatające się interesy Niemców i Chińczyków. Dalekowschodni koncern BAIC ma 10 proc. udziałów w firmie Mercedes. Należąca do Mercedesa marka Smart sprzedaje w Europie elektryczne auto produkowane w Chinach. Stamtąd przyjeżdża do Europy również elektryczne BMW iX3. Niemcy nie są zresztą jedyni, bo podobnie jest z Volvo EX30 czy Dacią Spring.
– Wprowadzenie dodatkowych ceł importowych prowadzi do ślepego zaułka – mówił cytowany przez "Deutsche Welle" szef BMW Oliver Zipse. Wiele wskazuje na to, że w pierwszym głosowaniu 15 lipca i następnych działaniach niemieckiej reprezentacji we władzach UE taka opinia znajdzie swoje odzwierciedlenie.
Warunki wprowadzenia cła
Droga do ostatecznego uchwalenia ceł na produkowane w Chinach samochody elektryczne nie jest tak krótka, jak mogłoby się wydawać. 5 lipca 2024 r. wprowadzone zostały cła tymczasowe. W ciągu czterech miesięcy, a więc do początku listopada, ma zapaść ostateczna decyzja o wprowadzeniu stałych stawek. Będzie ona jednak należała do państw członkowskich, a głosowanie zaplanowano na październik. Obecnie mamy więc do czynienia raczej z sondowaniem stanowisk poszczególnych państw.
Jeśli ostatecznie zapadnie decyzja o wprowadzeniu cła, zostanie ono pobrane wstecznie, od 5 lipca, z zabezpieczonych gwarancji bankowych. Unijne cła nie wejdą jednak w życie, jeśli zagłosuje przeciwko nim większość kwalifikowana, czyli 55 proc. państw. W praktyce będzie to wymagało sprzeciwu 15 spośród 27 krajów, które reprezentują 65 proc. ludności UE.