Wodór z węgla może zmienić motoryzacyjną przyszłość Polski. Na razie nie mamy żadnej stacji

Mogłoby się wydawać, że w dzisiejszych czasach posiadanie sporych zasobów węgla nie jest szczególnie korzystne. Nowo utworzony zespół poselski rozważa jednak pozyskiwanie z niego wodoru, a ten może być paliwem samochodów przyszłości.

Kilka minut i znów 500 km zasięgu. Z gniazdka tego nie uzyskamy.
Kilka minut i znów 500 km zasięgu. Z gniazdka tego nie uzyskamy.
Źródło zdjęć: © PAP/Tomasz Gzell
Tomasz Budzik

24.01.2020 | aktual.: 13.03.2023 13:32

Parlamentarny Zespół ds. Bogactw Naturalnych i Aktywów Narodowych składa się z ośmiu posłów Konfederacji. Choć pod względem politycznym ci parlamentarzyści nie stanowią istotnej siły, podczas pierwszego spotkania zespołu można było usłyszeć interesujące nowiny. Jednym z tematów posiedzenia była bowiem kwestia gazyfikacji węgla. Jak podkreślano podczas spotkania zespołu parlamentarnego, gazyfikacja umożliwia wykorzystanie tych zasobów węgla, które znajdują się zbyt głęboko, by możliwe czy opłacalne było jego tradycyjne wydobycie. Proces gazyfikacji z założenia odbywa się pod ziemią, a jego produktem jest gaz syntezowy, który zawiera m.in. wodór.

To mogłoby być interesujące nie tylko dla przemysłu chemicznego, ale również dla motoryzacji. Dlaczego? Zaostrzane limity emisji CO2 przez samochody popychają producentów do prezentowania coraz większej liczby hybryd plug-in oraz ładowanych z sieci pojazdów elektrycznych. O tych ostatnich jest dziś głośno, ale nie oznacza to, że będą one przyszłością motoryzacji. Może stać się inaczej. Dlaczego? Po pierwsze, auta ładowane z sieci są zdecydowanie mniej wygodne ze względu na długi czas uzupełniania stanu akumulatorów. Po drugie, problemem jest również dostępność rzadkich minerałów koniecznych w znacznej ilości do produkcji baterii o dużej pojemności.

Inną drogą, którą może pójść motoryzacja, jest właśnie wykorzystanie wodoru. Na europejskim rynku od kilku już lat dostępna jest Toyota Mirai. Sercem tego samochodu jest zespół ogniw paliwowych. Zamieniają one na energię elektryczną dostarczany ze zbiornika wodór. Uzupełnienie tego baku trwa kilka minut.

Japończycy niedawno zapowiedzieli drugą generację tego modelu. Mirai zdecydowanie wyładniał i ma zyskać na zasięgu, który wyniesie 650 km. Wygląda na to, że największa firma motoryzacyjna świata właśnie w autach na wodór upatruje alternatywy dla pojazdów na benzynę czy olej napędowy. W Polsce mamy jednak z tą technologią problem.

A kto powiedział, że ekologia nie może być atrakcyjna?
A kto powiedział, że ekologia nie może być atrakcyjna?© Filip Buliński

Choć, jak informuje Toyota, na całym świecie sprzedano jak dotąd 10 tys. Miraiów, szansa, że kiedykolwiek spotkaliście ten model na ulicach, jest niezwykle mała. Z prostego powodu. W Polsce nie ma ani jednej stacji, na której można byłoby zatankować wodór. Sytuacja ma się zmienić w 2021 r. Za inwestycję odpowiedzialni będą Lotos i Toyota, a punkty powstaną najprawdopodobniej w Warszawie oraz Gdańsku.

Plany z 2015 r. zakładały powstanie w Polsce do 2030 r. przynajmniej 30 stacji umożliwiających tankowanie wodoru. Od tamtego czasu niewiele zrobiono, by zrealizować to założenie. Nawet jeśli się uda, może okazać się to zbyt małą liczbą. Coraz efektywniejsze wykorzystanie drogich metali, jak platyna, w procesie produkcji ogniw paliwowych ma przełożyć się na znaczne obniżenie cen aut tego typu. Jeśli do tego okaże się, że w Polsce można łatwo produkować wodór, przyszłość motoryzacji nad Wisłą może być znacznie ciekawsza, niż do tej pory sądzono.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (29)