Toyota Kenshiki Forum 2020, czyli przyszłość motoryzacji według Japończyków w 3 krokach
To był intensywny rok dla Toyoty i Lexusa. Od odrodzenia legendarnej Supry, aż po zaprezentowanie pierwszego elektryka tej drugiej marki. Japończycy nie zamierzają zwalniać i podczas forum w Amsterdamie pokazali nie tylko swoje tegoroczne plany, ale także wizję przyszłości.
22.01.2020 | aktual.: 13.03.2023 13:33
Forum Kenshiki (po japońsku wgląd lub tworzenie zrozumiałego) w Amsterdamie zaczęło się od budujących przemówień oraz przedstawienia coraz lepszych wyników sprzedażowych aut hybrydowych obu marek. Koncern podkreślił także, że zamierza rozwijać 4 filary elektryfikacji. Oznacza to, że przyszłość firmy będą stanowić zarówno hybrydy klasyczne, plug-in, jak i auta elektryczne z zasilaniem bateryjnym oraz wodorowym.
Co więcej, do 2025 roku Toyota planuje wypuścić 10 bezemisyjnych modeli oraz 25 nowych, bądź odświeżonych hybryd. Wbrew hasłu z targów samochodowych z Brukseli (no need to plug-in), co roku możemy się spodziewać także co najmniej jednej hybrydy plug-in, a na pierwszy ogień idzie RAV4 Plug-in o mocy 306 KM.
Jeszcze ostatnia statystyka — już za 5 lat tylko 10 proc. gamy modelowej koncernu nie będzie zelektryfikowana. Dla purystów może to być rozczarowanie, jednak ja poczułem pewnego rodzaju ulgę. Ponieważ widząc GR Suprę i GR Yarisa oraz słysząc, że koncern zamierza inwestować i rozwijać dział sportowy mniemam, że to właśnie produkty sygnowane tym dziarskim skrótem, będą stanowiły wspomniane 10 proc.
Krok pierwszy - wybudzenie
Żeby nieco ożywić publikę, wystąpienia ważnych osobistości były przerywane wjazdami spektakularnych pojazdów. Wśród nich był m.in. Lexus LF-30 Electrified. I choć widziałem go już na zdjęciach, zrobił na mnie piorunujące wrażenie na żywo. Co więcej, Japończycy widzą w nim wizję motoryzacji z… 2030 roku. To już za 10 lat! Pamiętacie, co było 10 lat temu? Do produkcji wszedł m.in. Lexus CT czy Alfa Romeo Giuletta.
Wizja przyszłości Lexus Electrified już się zaczęła. Choć nieco skromniej, bo od zaprezentowania ich pierwszego elektryka – UX300e, który wejdzie do sprzedaży najprawdopodobniej jeszcze w tym roku. Nie jest on co prawda tak elektryzujący (dosłownie) jak LF-30, ale od czegoś trzeba zacząć.
Wróćmy jednak do LF-30. Jak deklaruje Lexus "design wnętrza splata funkcje związane z autonomiczną jazdą i innymi technologiami". A żeby nie pozostać gołosłownym, pojazd samodzielnie, bez kierowcy wjechał na scenę, zatrzymał się w wyznaczonym miejscu, a po kilku słowach prezentacji, grzecznie odjechał, znikając w otchłani ciemnych kurtyn.
Po spotkaniu twarzą w zderzak potwierdziło się kolejne zapewnienie Lexusa, że "stylistyka nadwozia przyjęła artystyczną, futurystyczną formę". Samochód wygląda jakby ktoś, przechodząc obok gablotki z najbardziej szalonymi projektami studentów akademii sztuki stwierdził, że chce ucieleśnić narysowany koncept.
W nadwozie wyglądające jakby było pierw cięte samurajskim mieczem i następnie wygładzone, wkomponowano ogromne felgi, których zagięte ramiona wgryzają się w oponę. Za każdą z nich umieszczono po jednym silniku elektrycznym, które łącznie generują 544 KM, a akumulatory o pojemności 110 kWh zapewniają zasięg 500 km na jednym ładowaniu wg normy WLTP. Ładowanie? Ma odbywać się indukcyjnie.
Nie mniej fascynujące okazało się wnętrze. Wszystko jest przyporządkowane kierowcy i pasażerom. A raczej ich wygodzie. Zminimalizowano liczbę przycisków, umieszczając wszystkie na kierownicy, która w trybie autonomiczny, po prostu cofa się w kierunku deski rozdzielczej, zwiększając przestrzeń. Mnie to przypomina nieco rozwiązanie procon-ten z Audi, jednak tam służyło to czemuś innemu.
LF-30 dba o samopoczucie pasażerów m.in. za sprawą foteli jak z pierwszej klasy w samolocie, możliwością ich rozłożenia czy wbudowanymi w zagłówki głośnikami, które mogą albo rozpieszczać nasz zmysł, albo zapewnić mu całkowitą ciszę i wygłuszyć hałas. Do tego dochodzą szyby z regulowaną przepuszczalnością świetlną, zapewniające pełną prywatność wewnątrz, szklany dach SkyGate z możliwością wyświetlania filmów czy zarządzanie poszczególnymi funkcjami za pomocą głosu i gestów oraz wyświetlanie informacji dzięki rozszerzonej rzeczywistości.
Miewacie czasem tak, że nie możecie zabrać wszystkich bagaży lub zakupów na raz? Nie ma problemu. Lexus Airporter, czyli autonomiczny dron, pomoże wam wszystko przenieść z lub do auta. A jeśli z samochodu będzie korzystać wiele osób, pokładowa sztuczna inteligencja rozróżni ich głosy i komunikując się z kluczykiem dostosuje się do preferencji aranżacyjnych danej osoby. Tego wszystkiego mielibyśmy się doczekać w czasie, jaki minął odkąd Robert Lewandowski rozpoczął grę w Borusii Dortmund. Dacie wiarę?
Krok drugi – rozwój
Kolejna część, która mnie zaciekawiła, również dotyczyła pewnego rodzaju wizji przyszłości, która paradoksalnie rozpoczęła się u Toyoty już w 2014 roku. Mowa o Miraiu - samochodzie elektrycznym z zasilaniem wodorowym. Japończycy chwalą się, że na całym świecie sprzedano 10 tys. sztuk., jednak brak jakiekolwiek infrastruktury ładowania wodorem w Polsce spowodował, że u nas pojazd był raczej ciekawostką, niż alternatywą dla klasycznej spalinówki.
Dla mnie Mirai miał jeszcze inny problem – jego design po prostu nie zachwycał. Zupełnie inaczej jest w przypadku II generacji auta, którego koncept pokazano w Tokio, a w Amsterdamie zaprezentowano nam już model bardzo zbliżony do produkcyjnego. Dlaczego powinno nas to interesować? Ponieważ jego rynkowy debiut w Europie jest zaplanowany na 2021 rok, a w tym samym czasie mają powstać pierwsze stacje tankowania wodorem w Polsce (najprawdopodobniej w Gdańsku i Warszawie).
Wracając jednak do wyglądu ayta. Nadwozie urosło o 85 mm wzdłuż (rozstaw osi o 140 mm), 70 mm wszerz i jest niższe o 65 mm. Dzięki temu uzyskano płynniejsze linie i smukłą, subtelną sylwetkę godną Lexusa. No właśnie, miałem nieodparte wrażenie, że gdyby zamienić znaczki Toyoty na Lexusa, mało kto by się zorientował. Z brzydkiego kaczątka wyrósł piękny łabędź.
Auto ma zresztą więcej wspólnego z Lexusem niż tylko wyrafinowaną stylistykę. Płyta podłogowa jest pochodną tej, którą znajdziemy w LS, a moc będzie przekazywana na tylne koła. Japoński samochód, wysoki moment obrotowy i napęd na tył, coś wam to mówi? Mirai z pewnością byłby jednym z ciekawszych driftowozów.
Dzięki sumarycznemu zwiększeniu pojemności zbiorników wodoru zasięg Miraia ma wynieść ok. 650 km, a tankowanie zajmie od 3 do 5 minut, co eliminuje wszystkie wady, które przypisywane są elektrycznym samochodom z zasilaniem bateryjnym. O ile doczekamy się solidnej infrastruktury wodorowej.
Krok trzeci – mobilność
Koncern Toyoty jest jednym z największych na świecie. To nie ulega wątpliwości. Jednak Japończycy nie chcą poprzestać jedynie na produkowaniu i sprzedawaniu swoich samochodów. Dlatego zaprezentowali swoją nową firmę-córkę KINTO.
Nazwa odnosi się do japońskiego Kintoun, czyli latającej chmury z japońskich animowanych filmów, która świadczy usługi transportowe na żądanie. Na jej wzór, KINTO ma umożliwiać łatwe i sprawne przemieszczanie się w zależności od naszych potrzeb i możliwości finansowych w każdej chwili i w każdym miejscu.
Firma KINTO powstała dzięki kooperacji pododdziałów Toyoty (w tym działu ubezpieczeń, floty, usług finansowych oraz strategii biznesowych). Dzięki temu oferta będzie skierowana nie tylko do klientów indywidualnych, ale także do korporacji i miast. Co więcej, to właśnie w tej drugiej grupie Japończycy pokładają nadzieję na sukces.
Ponieważ coraz częściej mówi się o odchodzeniu od posiadania samochodu na własność, KINTO oferuje 4 różne usługi – od wynajmu długoterminowego, przez leasing oparty na subskrypcji, car-pooling (współdzielenie samochodu z ludźmi, którzy jeżdżą w to samo miejsce), aż po dobrze nam znany car-sharing. Co więcej, w przyszłości w ofercie mają się także znaleźć usługi autonomicznego transportu m.in. przy użyciu pojazdu e-Platform.
Choć Toyota pokazała nam w Amsterdamie więcej, trudno wszystko tu razem zebrać. Cieszę się natomiast, że koncern dba nie tylko o rozwój elektrycznych napędów (lub ich części) o różnym źródle zasilania, ale także inwestuje w sportowy, zapewniający gęsią skórkę i ciarki na plecach dział oferujący emocjonujące samochody.
Z kolei odważnym, ale jednocześnie modnym krokiem jest uruchomienie KINTO, którego celem będzie dotarcie i zapewnienie mobilności każdemu (nie tylko za pośrednictwem aut, ale także specjalnych pojazdów dostosowanych dla niepełnosprawnych). Robi to zresztą bardzo chwytliwym hasłem "Mobility for All". Toyoto, trzymam kciuki.