Żuchowski: Odrzucając auta elektryczne, odrzucamy nasze przyszłe bezpieczeństwo energetyczne (opinia)
Era elektromobilności i odnawialnych źródeł energii to szansa na nowy rozkład sił politycznych i ekonomicznych na świecie. Zmniejszanie zużycia ropy naftowej czy gazu ziemnego może zmniejszyć naszą zależność od Rosji, USA czy Arabii Saudyjskiej. Realia pandemii pokazały jednak, że w chwilach wielkich zmian polska gospodarka nie jest gotowa do szybkich i samodzielnych decyzji. To sprawi, że uzależni się od kraju, który najlepiej adaptuje się do nowych warunków: Chin.
10.05.2020 | aktual.: 06.06.2024 07:58
Koronawirus uwydatnił zatrważającą rzecz, na którą ciągle nie zwrócono dość uwagi. W momencie kryzysowej sytuacji polska gospodarka została objęta całkowitym paraliżem. Jeśli z dnia na dzień polskie społeczeństwo potrzebowało wielkiej liczby przyłbic i maseczek, mogło polegać właściwie tylko na trzech źródłach: firmach odzieżowych szyjących je w czynie społecznym, emerytkach szyjących je w czynie społecznym i transportach z Chin.
Nawet bardziej niż słabość Polski koronawirus pokazał siłę gospodarki Chin. Jeszcze na początku marca sytuacja nie wyglądała przecież tak, że w magazynach Państwa Środka zalegały jakieś miliony maseczek na czarną godzinę. Chiny nie były żadnym mocarstwem w biznesie maseczkowym.
Kraj ten jest niekwestionowanym liderem w innej kategorii: szybkości reakcji. Podczas gdy w Polsce tygodniami trwają rozmowy na temat tego, co zrobimy, gdy skończą się miejsca w szpitalach, tam w 10 dniu zbudowano dwie placówki mogące pomieścić blisko cztery tysiące chorych. Gdy zastanawialiśmy się, skąd wziąć maseczki, w Chinach w ciągu trzech tygodni ich produkcja wzrosła prawie trzykrotnie, do poziomu 54 milionów sztuk. Dziennie.
Producent samochodów BYD, który jeszcze w lutym o maseczkach nie wiedział nic, w marcu był już ich największym producentem na świecie. Celebrowany na miarę narodowego sukcesu transport maseczek antonovem wzbogacił nasz kraj o siedem milionów maseczek. To tyle, ile jedna fabryka w Chinach robi ich w ciągu nieco ponad dnia.
Nowe "czarne złoto"
Uzależnienie od chińskich maseczek pokazało bardzo groźną rzecz. Chiny nie są już tylko globalnym źródłem taniej siły roboczej. Są także globalnym źródłem myśli technicznej. Dziś nic już nie może się równać nie tylko skali produkcji Chin, ale i jej stopniu wyrafinowania.
Sytuacja ta jest w prostej linii związana z tym, co dzieje się obecnie w przemyśle samochodowym. Motoryzacja stoi obecnie u progu wielkich przemian elektromobilnych, które dają szansę na zupełnie nowy rozkład sił nie tylko w wymiarze przemysłowym, ale i stosunków międzynarodowych. Tymczasem Polska – wbrew szumnym zapowiedziom o milionie elektrycznych aut i naszym narodowym wozie – walkę o pozycję w nowym porządku na własne życzenie odpuszcza.
Czasy elektromobilności przyniosą nam nowy model gospodarki przemysłu, w którym kluczową rolę odgrywają akumulatory (na dzisiejszy stan wiedzy: litowo-jonowe). To dzięki nim działają elektryczne samochody, ale i komórki, laptopy, drony oraz cała pozostała elektronika. Do połowy obecnego stulecia to z nich będą budowane też ogromne magazyny energii zbieranej z elektrowni opartych na odnawialnych źródłach. Hałdy węgla i magazyny gazu ziemnego będą stopniowo wypierane przez składowiska akumulatorów.
Wizja ta może wydawać się wręcz dobrą wiadomością wobec faktu, że w Polsce produkcja akumulatorów - jak na skalę całej Unii Europejskiej - jest wyjątkowo duża. Jesteśmy jednym z liderów, ale tak jak w przypadku produkcji tradycyjnych samochodów, nasz wkład kończy się tylko na najmniej innowacyjnej i dochodowej części użyczania rąk do pracy i terenów pod zakłady. Z kilku giga-fabryk akumulatorów zlokalizowanych w Polsce żadna nie jest kontrolowana przez Polaków. Największe powstały tu za sprawą Koreańczyków z LG Chem.
Tymczasem produkcja samochodów elektrycznych może potencjalnie przynieść wielką korzyść, ale dopiero gdy jest wpisana w cały ekosystem i model krajowej polityki energetycznej. A na to w Polsce póki co się nie zanosi.
Słuszność tych założeń potwierdza oczywiście przykład Chin. To ten kraj jest niekwestionowanym liderem produkcji samochodów elektrycznych i to do chińskich firm zgłaszają się teraz największe koncerny pokroju Volkswagena i Toyoty. Nieprzypadkowo Chiny są też światowym potentatem akumulatorów. W rejonie Azji Dalekiej skupione jest aż 85 proc. ich światowej produkcji. Na całą Europę przypadają w tej chwili… 3 proc.
Chiny trzymają w garści nie tylko światową produkcję akumulatorów i samochodów w nie wyposażonych, ale i wydobycie surowców potrzebnych do ich stworzenia. To tak, jakby jeden kraj na świecie skupiał nie tylko większość przemysłu wydobywania ropy naftowej, ale i rafinerii oraz fabryk samochodów, które są nią napędzane.
Rewolucja, którą negujemy
Problem ten naturalnie nie jest domeną wyłącznie Polski, ale nawet takich potężnych gospodarek jak amerykańska. Po latach skupiania się na paliwach kopalnianych i złych decyzjach podejmowanych jeszcze od czasów administracji Obamy, okazuje się, że także USA przegapiło moment na dołączenie do wyścigu. Co prawda ten kraj ma jednego liczącego się producenta w tej branży – Teslę – ale import z jakże nielubianych przez Trumpa Chin także jest konieczny.
Unia Europejska jest świadoma zagrożenia i chce działać. Nie dalej jak w zeszłym roku Komisja Europejska zaprosiła kraje członkowskie do uczestnictwa w "strategicznym planie", w ramach którego na badania dotyczące akumulatorów ma zostać wydane 3,25 miliarda euro. Działania te są częścią programu "Czysta planeta dla wszystkich", w ramach którego UE ma osiągnąć neutralność klimatyczną do 2050 roku.
Zobacz także
Z tych założeń uparcie wyłamuje się jednak Polska. Pod koniec 2018 roku prezydent Andrzej Duda na szczycie klimatycznym w Katowicach jako gospodarz chwalił się, że Polska posiada dość węgla, by bazować na nim przez kolejne 200 lat. Jak jest naprawdę i jaka była intencja jego wypowiedzi - trudno ocenić, jako że jakakolwiek merytoryczna debata na temat przejścia na odnawialne źródła energii jest niemożliwa, ponieważ od razu jest upolityczniana i ideologizowana.
Tymczasem elektromobilność i produkcja akumulatorów to świetny biznes. Komisja Europejska twierdzi, że już w 2025 roku unijny rynek akumulatorów będzie wart 250 miliardów euro rocznie. Badania nad nowymi sposobami magazynowania energii przyczynią się do powstania nowych, bardzo dobrze płatnych miejsc pracy.
Jeśli zagadnienie to ma jakiś wydźwięk polityczny, to tylko w zakresie krajowego bezpieczeństwa energetycznego. Na zmianę strategii w roku 2030 czy 2040 już będzie za późno. Decyzje podejmuje się teraz. A w tej chwili znów oddajemy pole krajom, które działają szybciej, zgodniej i z długofalową wizją. Rewolucja sprawi, że zmienimy tylko gospodarki, od których jesteśmy uzależnieni.