Finał podróży elektrycznym Mustangiem - meta w Zamku Łeba
Koniec liczącej 780 km trasy nie oznacza końca przeżyć. Choć w tym przypadku liczy się bardziej doświadczenie podróży niż sam cel podróży, gdy Mustangiem Mach-E docieramy do Łeby, nie możemy narzekać na wybór miejsca, w którym znajduje się meta. Wręcz przeciwnie.
Do Łeby dojeżdżamy zgodnie z planem. Ze sporym zapasem energii w akumulatorach. To oznacza jedno. Palec wędruje mi w lewy górny róg 15,5-calowego ekranu systemu inforozrywki Macha-E. Wciskam symbol samochodu, by po chwili wybrać tryb jazdy, z którego jeszcze w tej podróży nie korzystałem, czyli "untamed".
Po wybraniu tej opcji w Mustangu Mach-E zachodzi głęboka, odczuwalna zmiana. Ten cichy i wygodny towarzysz podróży, za naciśnięciem wirtualnego przycisku, zmienia się w samochód sportowy. W ulewnym deszczu jedziemy bocznymi drogami, wąską i krętą asfaltową nitką asfaltu położoną pomiędzy szpalerami drzew. Prowadzę w trybie sterowania pedałem gazu, który świetnie sprawdza się podczas dynamicznej jazdy i nie mogę uwierzyć, jak zachwycająco zachowuje się ten dosyć ciężki samochód w tak trudnych warunkach. Zabawa jest świetna - Mustang nie traci nic ze swojego charakteru i to mimo tego, że nie napędza go pięciolitrowe V8.
Jednak Zamek Łeba czeka...
PEŁNY TEKST NA TEMAT METY W ZAMKU ŁEBA ORAZ CAŁEJ NASZEJ PODRÓŻY PRZEZ POLSKĘ MUSTANGIEM MACH-E PRZECZYTASZ KLIKAJĄC TUTAJ