Pierwsza jazda: Toyota C‑HR PHEV – konkurencja może się uczyć
Podczas gdy Toyota postanowiła wypuścić nowego Priusa tylko jako hybrydę plug-in, tak bestsellerowy C-HR doczekał się zarówno wariantu ze zwykłą hybrydą, jak i odmiany ładowanej z gniazdka. Tę ostatnią miałem okazję sprawdzić podczas pierwszych jazd w Marsylii i jak się okazuje, nie trzeba mieć pełnej baterii, by unikać wizyt na stacjach paliw.
Odkąd C-HR pojawił się na rynku, cieszy się niesłabnącą popularnością, a polski rynek nie jest wyjątkiem. W 2023 r. model zajął 7. miejsce w rankingu najczęściej rejestrowanych nowych aut w Polsce z wynikiem przeszło 10,6 tys. egzemplarzy i wzrostem aż o 32,6 proc. względem 2022 r. Wszystko wskazuje na to, że nowa generacja, która dopiero co pojawiła się na rynku, przedłuży falę sukcesu poprzednika. Tylko do końca marca do Toyoty wpłynęło blisko 3,8 tys. zamówień w kraju nad Wisłą.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Prawie 130 tys. zł za odświeżonego Yarisa. Co dostajemy w zamian?
Tymczasem Toyota zdecydowała się na rozszerzenie gamy silnikowej bestsellera. To m.in. efekt założenia marki, iż nie ma jednego, uniwersalnego rozwiązania napędowego, które byłoby dobre dla wszystkich. Między wierszami producent chciał tutaj podkreślić, że nie wszystko kręci się wokół "czystych" elektryków.
Co więcej, Japończycy dysponowali gotowym układem napędowym z Priusa – wystarczyło go odrobinę zmodyfikować i przełożyć. Kilka kosmetycznych pod względem technicznym zmian później, C-HR PHEV jest gotowy. A ja miałem okazję przetestować go na drogach Marsylii i okolic.