TestyToyotaSamochodem do Le Mans: szybki długi dystans Toyotą Camry

Samochodem do Le Mans: szybki długi dystans Toyotą Camry

Trasa do Le Mans i z powrotem
Trasa do Le Mans i z powrotem
Źródło zdjęć: © Autokult.pl | Mariusz Zmysłowski
Mariusz Zmysłowski
23.06.2023 12:56, aktualizacja: 27.09.2023 14:09

Dla kierowców 24 h Le Mans to wyścig-gigant – ogromne wyzwanie sprawnościowe, z którym muszą się zmierzyć fizycznie i psychicznie. W tym roku razem z Szymonem Jasiną postanowiliśmy wczuć się w klimat tego wydarzenia już w drodze, dlatego zamiast samolotu i TGV, na miejsce ruszyliśmy autem.

Samochodem do Le Mans

Decyzja o tym, że do Le Mans ruszymy na kołach, zapadła dosyć późno. Mimo to na ten termin udało nam się zorganizować testową Toyotę Camry. Mieliśmy trochę szczęścia, bo trafił nam się komfortowy sedan. Z jednej strony to dobrze, z drugiej, kiedy oglądaliśmy znacznie mniej wygodne samochody na odległych geograficznie blachach, którymi na miejsce dotarli inni widzowie, zrozumieliśmy, że być może ominęły nas dodatkowe wyzwania, które nadałyby jeszcze większego kolorytu tej wyprawie.

Zanim jednak zobaczyliśmy park maszyn, które pojawiły się na miejscu, musieliśmy pokonać niemałą, bo liczącą blisko 1800 km trasę. Mapy Google oszacowały ją na około 20 godzin jazdy. Plan był taki, żeby pokonać ją za jednym zamachem, ruszając na noc.

Niektórzy wysoko postawili poprzeczkę swoimi środkami transportu
Niektórzy wysoko postawili poprzeczkę swoimi środkami transportu© Autokult.pl | Mariusz Zmysłowski

Ta strategia, dozbrojona w napoje energetyczne i kawę, okazała się dobrym rozwiązaniem. Założyliśmy, że w nocy jeden z nas będzie spał, a drugi, póki nie poczuje zmęczenia, będzie prowadził. Jeśli planujecie jechać w przyszłym roku autem, możemy polecić to rozwiązanie jako zaskakująco komfortowe pod względem formy kierowców na całej trasie.

Lepiej jednak wyjechać ze znacznym zapasem – my ruszyliśmy w czwartek o godzinie 21 z Warszawy. Dzięki temu nie spieszyliśmy się i wiedzieliśmy, że w razie spadku formy obydwu kierowców, możemy sobie pozwolić na drzemkę na parkingu przy autostradzie. Ostatecznie jednak fotel pasażera uzupełniony o poduszkę turystyczną okazał się wystarczający, by regenerować siły, więc postoje zaliczaliśmy tylko na tankowanie i posiłki, przy okazji których mogliśmy rozprostować kości.

Wyjazd do Le Mans o godzinie 21 z Warszawy miał dodatkową zaletę w postaci uniknięcia większego ruchu na koszmarnym odcinku A2 do Łodzi. Kto jeździ tędy często, ten wie, że zawsze jest gęsto i zawsze znajdzie się biała służbówka skacząca między samochodami, której kierowcy spieszy się bardziej niż innym. A2 pokonaliśmy więc płynnie, jadąc na tempomacie przepisowe 140 km/h.

Tu uwaga – warto zalać auto do pełna tuż przed granicą z Niemcami. Tankowanie na stacji przy autobahnie kosztowało nas równowartość 10,80 zł za litr, więc lepiej chociaż część trasy pokonać na paliwie kupionym po cenach w złotówkach.

Zachodnie ceny paliwa zachęcają, żeby tankować w Polsce, przy samej granicy z Niemcami
Zachodnie ceny paliwa zachęcają, żeby tankować w Polsce, przy samej granicy z Niemcami© Autokult.pl | Mariusz Zmysłowski

I tutaj, na autobahnach nasza toyota camry z hybrydą nas zaskoczyła. Wiedzieliśmy, że prędkość maksymalna jest w tym typie napędu dość ograniczona, jak na warunki niemieckie. Sądziliśmy jednak, że podróże z wysokimi prędkościami skończymy z wnioskiem "może i nie jedzie szybko, ale przynajmniej dużo pali". I to był błąd.

Przez Niemcy przemieszczaliśmy się z prędkością 170 km/h. Było to optimum z uwagi na ruch, który – mimo pory nocnej – był odczuwalny. Już na tym etapie widzieliśmy, że Camry musi być bardzo dobrze zoptymalizowana pod kątem aerodynamiki, bo spalanie wcale nie wzrosło tak, jak się tego spodziewaliśmy.

Zanim poznaliśmy ostateczny wynik z tej trasy, musieliśmy pokonać jeszcze Belgię, gdzie ograniczenie wynosi na autostradach 120 km/h, oraz Francję, gdzie maksymalnie pojechać można 130 km/h.

Przed nami był też Paryż, miasto, które na Mapach Google mieni się czerwienią i dymkami z dodatkowym czasem, niezbędnym do doliczenia na wielu etapach. Ruch w tym mieście, mimo przejazdu obwodnicą, wymaga cierpliwości, uważnego obserwowania lusterek i najlepiej zdolności kaskaderskich. Więc jeśli jeszcze nie mieliście "przyjemności" jazdy przez Paryż, rozłóżcie siły podróży do Le Mans tak, żeby przejazd przez to miasto trafił się wypoczętemu, uważnemu kierowcy.

Cel osiągnięty! Jesteśmy w Le Mans
Cel osiągnięty! Jesteśmy w Le Mans© Autokult.pl | Mariusz Zmysłowski

Ostatecznie do Le Mans dojechaliśmy o 14:40 w piątek. To daje 17 godzin 40 minut jazdy z przystankami. Najwięcej czasu zyskaliśmy oczywiście w Niemczech, gdzie na wielu odcinkach nie ma limitu prędkości. Ostatecznie, mimo dobrego tempa, wynik spalania z całej trasy wyniósł zaledwie 6,1 l/100 km. To niewielki wzrost nad uzyskane wcześniej miejskie 5,4 l/100 km.

Trasa do Le Mans – co warto mieć ze sobą?

Wiem, że w większości czytają nas wyjadacze, którzy takie trasy mają już za sobą, ale każdy kiedyś musi przejechać taką wyprawę po raz pierwszy. Tym, którzy swój debiut na długiej trasie mają dopiero przed sobą, polecam uzbroić się nie tylko we wspomnianą wyżej poduszkę, ale także:

  • w coś, żeby się przykryć w trakcie snu – nawet jeśli generalnie jest ciepło, lepiej śpi się pod kurtką lub pledem,
  • tubki owocowe dla dzieci na przekąskę – z reguły są to bardzo pożywne, lekkie i łatwe do przyjęcia porcje kalorii,
  • batony energetyczne z musli – warto wypróbować je jako alternatywę dla bardzo słodkich, zaklejających, bardziej popularnych konkurentów,
  • wodę w bidonie – dzięki temu unikacie odkręcania butelki – wystarczy wam jedna ręka,
  • napoje energetyczne – lepsza będzie mniej słodka kawa, ale dzięki energetykowi nie musicie zjeżdżać na stację wtedy, kiedy potrzebujecie kofeiny, tylko wtedy, kiedy potrzebujecie zatankować auto. Jeśli jesteście już po jednym energetyku i czujecie, że zmęczenie zaczyna wracać – nie pijcie kolejnego. To już pora na zmianę kierowcy,
  • euro w gotówce – zachodnie stacje benzynowe wymagają opłat za toaletę. Talon, który uzyskacie przy płatności, możecie potem wykorzystać na zakupy.

Powrót – większe wyzwanie

Jeśli planujecie wyjazd natychmiast po wyścigu, warto samochód zostawić z dala od toru. Po zakończeniu 24 h Le Mans, teren opuszczają wszyscy na raz. My zaparkowaliśmy auto na parkingu między marketem z częściami samochodowymi a popularną siecią fastfoodów przy Av. Georges Durand, cztery przystanki tramwajem od toru. Dzięki temu po wyścigu podjechaliśmy kilka minut komunikacją i mogliśmy ruszać w drogę, bez grama korków.

Już planując wyjazd, założyliśmy, że po wymagającej trasie pokonanej przed weekendem, następnie maratonie pracy na torze od sobotniego poranka, z krótką przerwą na sen (jak się okazało – godzinną) i dalszą pracą przy relacji z wyścigu, nie ma szans, żebyśmy dali radę wrócić jednym ciągiem na kołach, ruszając w niedzielę do Warszawy. Dlatego przyjęliśmy, że trasę powrotną wykonamy na dwie rundy – Le Mans – Akwizgran i w poniedziałek Akwizgran – Warszawa.

Plan był dobry, ale Paryż znowu spłatał nam figla. Pomogła mu w tym pogoda. Ku naszemu zaskoczeniu, stolica Francji potrafi stanąć w korkach również w niedzielę wieczorem. Sytuację spotęgowały opady o intensywności godnej biblijnego potopu. Niektóre tunele w obwodnicy Paryża zostały częściowo zalane, a efekt uzupełniło kilka stłuczek. Paryż pokonywaliśmy więc przez blisko 3 godziny. To miasto nie chce, żebym je polubił.

  • Trasa do Le Mans i z powrotem
  • Trasa do Le Mans i z powrotem
[1/2] Trasa do Le Mans i z powrotemŹródło zdjęć: © Autokult.pl | Mariusz Zmysłowski

Ostatecznie do Akwizgranu dotarliśmy o 2:30 w nocy. Tutaj więc popełniliśmy błąd, szacując godzinę wyjazdu po wyścigu – świętowanie pod podium oraz dojście na tramwaj zajęło więcej, niż planowaliśmy. Błędnie założyliśmy też niski ruch w stolicy Francji. Do Akwizgranu dojechaliśmy więc na oparach energii.

Niełatwa była też ostatnia runda – z zachodniej części Niemiec do Warszawy. Ruch nie był już weekendowy, więc na autobahnach pojawiło się więcej ograniczeń prędkości (wiele odcinków ma je zmienne, wyświetlane na tablicach), a tam, gdzie były zdjęte, było gęsto.

Jazda była więc bardzo szarpana – od rozpędzania się do prędkości maksymalnej – jak się okazuje, w Camry wynosi ona 195 km/h, do nagłego hamowania do 120 km/h. Tym razem nawet doskonałe niemieckie drogi nie były dla nas łaskawe i ostatecznie ten odcinek zajął nam około 12 godzin z przerwą na obiad. Oczywiście doświadczyliśmy też popołudniowego szczytu na A2.

Fotele w Camry są szerokie i mięsite - idealne na drzemkę. Mogłyby mieć jeszcze masaż
Fotele w Camry są szerokie i mięsite - idealne na drzemkę. Mogłyby mieć jeszcze masaż© Autokult.pl | Mariusz Zmysłowski

Gdy wyjeżdżaliśmy z Akwizgranu, komputer pokładowy pokazywał 6,0 l/100 km. Szarpana jazda do Warszawy przyniosła wzrost spalania o 1,4 l/100 km.

Camry ostatecznie spisała się bardzo dobrze na długim dystansie. Miała wystarczająco dużo mocy, żeby sprawnie rozpędzać się na autobahnach, wygodne fotele, które sprawdziły się nie tylko z punktu widzenia kierowcy, ale także pasażera chcącego się przespać, oraz bagażnik, który bez problemu przyjął wszystkie nasze graty.

Dojazd do Le Mans na kołach jest mniejszym wyzwaniem, niż może wskazywać odległość do pokonania. Jeśli jesteście dobrze przygotowani i nie jedziecie solo, to bardzo dobra opcja. Jeśli jednak chcecie parkować auto przy samym torze, nad logistyką, w tym miejscami parkingowymi, zacznijcie pracować już jesienią.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)