Cała stacja Tesli zastawiona przez auta spalinowe. Obrazek, który pokazuje największy problem elektromobilności [Opinia]

Kierowcy aut elektrycznych nieustannie muszą radzić sobie z wieloma wyzwaniami. Płacą dużo więcej za samochody, które mają mniejszy zasięg niż spalinowe. Elektryki ładuje się też długo na stacjach, a o te w wielu miejscach niełatwo. Co więcej, jak się przekonał jeden kierowca tesli, nawet samo znalezienie stacji ładowania jeszcze nie gwarantuje sukcesu…

Działanie stacji do ładowania samochodów elektrycznych wygląda w praktyce tak samo w różnych częściach świata. Tu tylko jedno auto na trzy miejsca rzeczywiście się ładuje.
Działanie stacji do ładowania samochodów elektrycznych wygląda w praktyce tak samo w różnych częściach świata. Tu tylko jedno auto na trzy miejsca rzeczywiście się ładuje.
Źródło zdjęć: © fot. Mariusz Zmysłowski
Mateusz Żuchowski

05.03.2021 | aktual.: 13.03.2023 10:02

Anshuman Chhabra jest właścicielem Tesli Model X i korzysta ze swojego elektrycznego auta również podczas mroźnych, kanadyjskich zim. Być może wybrał akurat ten model ze względu na stosunkowo dobrą dostępność do szybkich ładowarek budowanych przez samego producenta, czyli punktów Tesla Supercharger.

Stacje te wyposażone są zawsze w dużą liczbę punktów ładowania, by kierowcy aut tej marki mogli możliwe szybko i sprawnie naładować swój samochód. Infrastruktura Tesli jest stawiana na podstawie wielu czynników, wśród których głównym jest popularność aut i wykorzystanie stacji ładowania w danym regionie.

Niestety, przy swoich wyliczeniach pracownicy Elona Muska nie wzięli pod uwagę jednego. Ładowanie nie zawsze jest możliwe. Anshuman Chhabra pokazał dowody na zdjęciach. Gdy podjechał naładować swoje auto do miejscowości Canmore w prowincji Alberta, zastał wszystkie punkty ładowania zastawione przez samochody spalinowe. Ich kierowcy nie korzystali z przyłączy, po prostu wykorzystali miejsce jak zwykły parking.

Poirytowany właściciel tesli zrobił zdjęcia niepoprawnie zaparkowanych aut spalinowych. Poskarżył się również, że musiał czekać pół godziny, zanim zjawił się właściciel jednej z zaparkowanych przy ładowarce spalinówek i zwolnił mu miejsce. Naładowanie Modelu X od 0 do 80 proc. akumulatora na takiej szybkiej stacji musiało zająć właścicielowi kolejną godzinę. Tak zwana życiowa praktyka pokazuje więc, że ładowanie aut elektrycznych może trwać jeszcze dużo dłużej, niż podają to ich producenci.

Problem zajmowania miejsc do ładowania aut elektrycznych przez kierowców aut spalinowych jest doskonale znany również w Polsce. Powody, przez które to zjawisko jest powszechne, są dwa. Jednym jest zwykła nieuwaga czy ignorowanie znaków przez kierowców, a drugim - brak empatii kierowców aut spalinowych wobec tych jeżdżących elektrykami.

Korzystanie z auta elektrycznego przez wielu nadal jest traktowane jako zachcianka czy ekstrawagancja, a kłopoty z ładowaniem – jako problem pierwszego świata. W końcu jeśli sami kierowcy aut spalinowych z takim dyskomfortem się nie spotkali, to nie potrafią go zrozumieć. A jeśli jeszcze mają potrzebę udowodnienia wyższości aut spalinowych, to mają doskonałą okazję, by wykazać, że to oni mają przewagę.

Każdy właściciel auta elektrycznego może zapewne opowiedzieć wiele historii na ten temat. Ja również, korzystając z różnych aut tego typu, mam kilka takich doświadczeń. Pokazują one, że przed elektromobilnością jeszcze bardzo długa droga, bo właściciele elektryków są w tej batalii pozostawieni praktycznie sami sobie.

Z parkowaniem pod stacjami ładowania nie ma problemu wielu polskich kierowców, którzy w tych miejscach nie powinni stawiać swoich aut. W takich przypadkach z dziennikarskiej dociekliwości zagajam ich o powód, dla którego z własnej woli utrudniają życie innym. Spotykam się wtedy z tłumaczeniem, że nie mają czasu szukać wolnych miejsc, że te przecież i tak zawsze stoją puste, a poza tym, jeśli ktoś naprawdę potrzebuje naładować auto, to znajdzie sobie inny sposób. Spotkałem się również z tłumaczeniem pewnej bardzo sympatycznej starszej pani, że ona może tutaj parkować, bo ma niebieską Kartę parkingową. Na wieść o tym, że stoi na kopercie przeznaczonej nie dla osób niepełnosprawnych, ale właśnie dla kierowców aut elektrycznych, była bardzo zaskoczona. Mimo to auta nie przeparkowała.

Nadziei na szybkie zmiany w tej kwestii nie daje również postawa policji i straży miejskiej. Z moich obserwacji wynika, że zgłoszenia do aut tarasujących punkty do ładowania przyjmowane są w ostatniej kolejności czy nawet z otwartą niechęcią. Zdarzały się przypadki, że operatorzy próbowali przekonywać właścicieli aut elektrycznych, że oznakowanie tych miejsc nie jest dla nich jeszcze podstawą do odholowania auta bądź wystawienia mandatu (mimo prawidłowego oznaczenia znakiem D-18a), albo że punkt ładowania zapewne znajduje się na terenie prywatnym i nawet jeśli przyjadą, to i tak nie będą mogli nic z tym zrobić.

Przekaz w takich sytuacjach najczęściej jest prosty: "bogaczu w dziwnym aucie elektrycznym, zostaw w spokoju biednych ludzi w autach spalinowych, którzy mają poważniejsze zmartwienia na głowie".

Problem w tym, że coś, w czym jedna osoba widzi zabawę, inna może chcieć uważać za normę i swoją codzienność. I samochody elektryczne nie staną się normalnym elementem naszych dróg, jeśli nie zmieni się ich postrzeganie w tej kwestii. I żadne niższe ceny aut, ich większy zasięg czy nawet polska marka nic tu nie zmienią.

Mateusz ŻuchowskiMateusz Żuchowski
Źródło artykułu:WP Autokult
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (126)