Nie dorośliśmy do elektryków. Francuskie badania zwracają uwagę na duży problem

Nie dorośliśmy do elektryków. Francuskie badania zwracają uwagę na duży problem

W testach zderzeniowych mogą wypadać świetnie. Słabym ogniwem jest człowiek
W testach zderzeniowych mogą wypadać świetnie. Słabym ogniwem jest człowiek
Źródło zdjęć: © Euro NCAP
Tomasz Budzik
23.08.2019 10:09, aktualizacja: 13.03.2023 13:59

Prawdopodobieństwo wypadku w drogim samochodzie elektrycznym może być nawet o 40 proc. wyższe niż w przypadku jego tradycyjnego odpowiednika. Kierowcy nie są jeszcze gotowi na nową erę w motoryzacji.

Przyszłość nas wyprzedza

W najbliższych latach czeka nas prawdziwy wysyp elektrycznych samochodów. Ma to oznaczać radykalną poprawę jakości powietrza w miastach, ale nie znaczy jednocześnie, że będzie bezpieczniej. Są na to twarde dowody. W Polsce rynek samochodów elektrycznych jest bardzo skąpy. Stanowią one zaledwie 0,2 proc. sprzedaży nowych aut. Znacznie lepiej jest jednak we Francji. Tam sprzedaż elektryków wynosi 2,1 proc. Francuska AXA postanowiła więc przyjrzeć się kwestii wypadkowości wśród kierowców takich aut. Wnioski mogą zaskakiwać.

W przypadku najtańszych samochodów elektrycznych, zaprojektowanych głównie z myślą o poruszaniu się w mieście, prawdopodobieństwo spowodowania wypadku jest podobne jak w przypadku samochodów spalinowych. Jeśli jednak chodzi o elektryczne samochody luksusowe i SUV-y, to ich kierowcy mogą spowodować wypadek z prawdopodobieństwem o 40 proc. wyższym niż w przypadku kierujących podobnymi pojazdami o tradycyjnym napędzie.

Jak wytłumaczyć ten fenomen? Charakterystyka silnika elektrycznego znacznie różni się od charakterystyki jednostki spalinowej. W tej drugiej maksymalna wartość momentu obrotowego dostępna jest po wprowadzeniu motoru na określone obroty - na przykład 1,8 czy 2,5 tys. obr./min. Silnik elektryczny oferuje maksymalny moment już od pierwszego obrotu. W praktyce sprawia to, że auto o napędzie elektrycznym bardzo żywiołowo reaguje na wciśnięcie pedału przyspieszenia.

Mechanizm błędu

Zdaniem francuskich ekspertów towarzystwa AXA, kierowców ekskluzywnych - a więc i bardzo mocnych pojazdów elektrycznych - zaskakuje dynamika aut. W efekcie w niektórych przypadkach po wciśnięciu pedału gazu auto przyspiesza bardziej, niż życzył sobie tego kierujący i dochodzi do wypadku. Jest jeszcze drugie wyjaśnienie.

Jazda samochodami elektrycznymi sprawia, że kierowca szybko zaczyna korzystać ze swojej przewagi nad samochodami spalinowymi. Rodzi się w nim pokusa bardziej agresywnej jazdy w mieście. W końcu jedzie elektrykiem, czyli autem, które przy miejskich prędkościach nie ma licznej konkurencji pod względem dynamiki. Coraz częściej może decydować się na ryzykowne zmiany pasa ruchu czy wyprzedzanie w myśl przekonania "przecież zdążę". Gdy taki manewr się nie uda, dochodzi do wypadku.

Nie bez znaczenia może być również fakt, że samochody o napędzie elektrycznym są bardzo ciche w porównaniu z autami spalinowymi. We wnętrzu pojazdu buduje to poczucie komfortu, ale na zewnątrz przyczynia się do wzrostu zagrożenia dla pieszych i rowerzystów. Wielu z nich przed zmianą kierunku ruchu nie ogląda się za siebie, bo przecież usłyszeliby auto. Dopiero od 1 lipca 2019 r. wszystkie nowe auta elektryczne i hybrydowe muszą być wyposażone w system AVAS. Służy on do generowania dźwięku podobnego do tego, który wydają zwykłe auta, kiedy pojazd porusza się z niewielką prędkością.

Elektryczna prędkość w Polsce

Na razie nie ma polskich badań, które mówiłyby o ryzyku spowodowania wypadku w samochodzie elektrycznym. Możemy jednak sprawdzić, jakimi parametrami charakteryzują się sprzedawane w Polsce elektryczne modele. Zacznijmy od tych najtańszych.

Dwuosobowy Renault Twizy kosztuje 53 200 zł. Samochód ten przypomina wózek golfowy i potrafi rozpędzić się jedynie do 80 km/h. Przyspieszenie od 0 do 45 km/h zajmuje tu 6,1 s. Trzeba przyznać, że te osiągi nie imponują. Smart Fortwo kosztuje 94,5 tys. zł. Za tę cenę otrzymamy samochód o mocy 60 kW, to jest 82 KM, przyspieszający do 100 km/h w 11,9 s.

Renault Zoe R110 ma już moc 80 kW, czyli 108 KM. Od 0 do 50 km/h rozpędza się w 3,9 sekundy, a "setkę" osiąga w 11,4 s. Cena? 144,4 tys. zł.

Podstawowa wersja Nissana Leafa, kosztująca 157,7 tys. zł, charakteryzuje się mocą 110 kW, czyli 147 KM. Takie auto przyspiesza do 100 km/h w 7,9 s. Nissan Leaf e+ dysponuje już mocą 160 kW, czyli 217 KM, co pozwala mu rozpędzać się do 100 km/h w 6,9 s. Cennik tej wersji Leafa rozpoczyna się kwotą 195,6 tys. zł.

Volkswagen e-Golf za 164 390 zł oferuje moc 100 kW, to jest 136 KM, i przyspieszenie do 100 km/h w 9,6 sekundy. Podstawowa wersja BMW i3, za 168,9 tys. zł, ma 125 kW, to jest 170 KM. Takie auto przyspiesza do 100 km/h w 7,3 s. BMW i3s – cena od 183,4 tys. zł – ma już 135 kW, czyli 184 KM. Przyspieszenie do 100 km/h zajmuje 6,9 s.

Kosztujący 165,9 tys. zł Hyundai Kona jest dostępny z silnikiem o mocy 136 KM lub 204 KM (za 189,9 tys. zł). Pierwszy z nich przyspiesza od 0 do 100 km/h w 9,7 s., a drugi w 7,6 s.

Jeśli jesteśmy gotowi wydać 347,7 tys. zł, możemy pokusić się o Audi e-tron. Potężny elektryczny SUV ma już 265 kW, czyli 360 KM. Przy normalnej jeździe pozwala na rozpędzanie się do 100 km/h w 6,6 s. W trybie S jest to już 5,7 s.

356,6 tys. zł kosztuje Jaguar I-Pace i oddaje do dyspozycji kierowcy 400 KM mocy i aż 700 Nm maksymalnego momentu obrotowego. Osiągnięcie „setki” tym SUV-em zajmuje zaledwie 4,8 s.

W przypadku najdroższych elektryków kierowcę rzeczywiście może zwieść moc podobna do spalinowych odpowiedników. Wystarczy jednak wsiąść za kierownicę, by przekonać się, że podczas miejskiej jazdy reakcja na nagłe wciśnięcie pedału przyspieszenia jest natychmiastowa. Trzeba się do tego przyzwyczaić, bo producenci aut szykują już potężną porcję elektrycznych premier.

Źródło artykułu:WP Autokult
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (20)