Dacia Spring niską ceną obnaża problem. Tanie elektryki wciąż są o wiele za drogie [opinia]

Dacia zaprezentowała najtańsze auto elektryczne w Polsce. Spring jednocześnie pokazał, jak wielkim problemem są ceny elektryków. Szczególnie tych tanich, które faktycznie mogłyby zelektryfikować nasz kraj.

Dacia Spring jest najtańszym elektrykiem w Polsce, ale nawet Renault zdaje sobie sprawę, że nie podbije nim serc klientów indywidualnych. Nie tędy droga dla aut elektrycznych. One nie muszą być tańsze, by je kupować. To my musimy więcej zarabiać.
Dacia Spring jest najtańszym elektrykiem w Polsce, ale nawet Renault zdaje sobie sprawę, że nie podbije nim serc klientów indywidualnych. Nie tędy droga dla aut elektrycznych. One nie muszą być tańsze, by je kupować. To my musimy więcej zarabiać.
Źródło zdjęć: © fot. Michał Zieliński
Marcin Łobodziński

15.04.2021 | aktual.: 10.03.2023 15:54

Zgodnie z oczekiwaniami Dacia Spring jest najtańszym (pełnoprawnym) autem elektrycznym w Polsce. Kosztuje od 76 900 zł. To faktycznie niedużo, jak na elektryka, ale bardzo dużo, jak na samochód tego typu.

Myślałem o tym i doszedłem do wniosku, że jedyny sposób, by takie pojazdy trafiały nie tylko do dużych flot, ale też do klientów prywatnych, to zakazać sprzedaży aut spalinowych. Nie, nie popieram tego pomysłu, bo przy obecnym stanie rzeczy to wylewanie dziecka z kąpielą, ale bez rozdawnictwa (czyt. dopłat) to jedyny sposób.

Przypomnę, że Dacia Spring to małe miejskie autko mierzące 3,7 m długości - więc jest naprawdę miejskie. Da się nim oczywiście za miasto wyjechać, a zasięg 230 km jest dla większości osób wystarczający, ale wciąż mamy do czynienia z samochodem, który może być najwyżej drugim, albo trzecim w gospodarstwie domowym. Samochodem, który ma 44-konny silnik rozpędzający go do setki w 19 sekund.

Cena jest dobra, ale kiedy wejdziesz do salonu Dacii, to Spring wygląda jak fanaberia. Mówię nie o kształcie, lecz ofercie. Za takie pieniądze, popadając w skrajność, możesz wyjechać nieźle wyposażonym Dusterem z dieslem lub z napędem na cztery koła lub z instalacją LPG. Dla wielu prywatnych klientów to właściwie zamyka ten temat, ale oni nie są odbiorcami Springa.

Odbiorcą jest osoba, która lubi i chce mieć auto elektryczne, jak nasz redakcyjny kolega Michał Zieliński. I choć niektórzy myślą, że nie lubię elektryków, to ja też do powyższego grona się zaliczam. Tylko ja nie jestem klientem na elektryczną dacię. Chciałbym mieć w garażu mazdę MX-30. Powód jest prosty – jeśli jest drogi, to niech chociaż będzie ładny i przyjemny. A MX-30 taka właśnie jest.

To dlatego można wróżyć sukces elektrycznym volkswagenom czy skodom, to dlatego sprzedają się tesle i taycany, bo one są jakieś. To dlatego ktoś rozsądny pomyślał, że polskie auto elektryczne nie może być tanie, tylko w miarę ładne. Nie jestem fanem tego projektu, ale to akurat dobra decyzja.

A Dacia Spring? Nawet jeśli właściciel tesli czy taycana będzie chciał kupić miejskie auto na prąd, to nie Springa. Wybierze coś innego. Cokolwiek.

Wróćmy do salonu Dacii. Mamy auto, które robi wszystko to, co Spring, tylko większość lepiej. Mowa o Sandero. Możesz je kupić dużo taniej z automatyczną skrzynią biegów (60 tys. zł) lub z manualną, ale 100-konnym silnikiem na LPG (55 tys. zł). To 22 tys. zł różnicy i mówię tu o najbogatszych, a nie podstawowych wersjach wyposażenia. Weźmy kalkulator i policzmy.

4000 - tyle litrów benzyny można kupić do Dacii Sandero za różnicę wynikającą z cen. A nie, poczekaj, przecież wybrałem wersję na LPG, więc 8800 litrów tego paliwa. Żeby już nie komplikować, niech spalanie wyniesie 8,8 l/100 km (zdecydowanie za dużo), to Dacia Spring zwróci się po 100 tys. km. I to pod warunkiem, że będziesz ładować samochód za darmo! A nie będziesz.

Nie pominę też faktu, że do setki Sandero rozpędzi się w czasie 7,5 s krótszym, a prędkość maksymalna to 183 km/h, a nie 125. Tak, wiem, że tak szybko nie można jeździć. Tak, wiem, że Dacia Spring będzie miała tańszy serwis i przywileje w miastach, ale nie jestem w stanie uwierzyć, że takie auto ma sens w obliczu tanich aut spalinowych.

Jeśli już elektryk, to ten kosztujący ponad 100 tys. zł, a to już nie auto dla polskiego Kowalskiego. Tym samym Dacia, pokazując wybitnie tanie auto elektryczne, pokazała też, że mimo wszystko nie tędy droga. Tanie auto elektryczne to dobre auto dla carsharingu czy flot listonoszy, ale Kowalski i tak wybierze to, co rozsądne. A rozsądniejszą ofertę stanowią samochody spalinowe lub... używane elektryki. To nie auta elektryczne muszą być tańsze. To my musimy więcej zarabiać, by je kupować.

Źródło artykułu:WP Autokult
Daciaelektrycznysamochód elektryczny
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (17)