Lotus Eletre jest duży, ciężki i elektryczny. Zaprzecza idei marki, ale może być hitem
Lotus oficjalnie pokazał swojego pierwszego drogowego SUV-a, a przy okazji także elektryka. Auto jest zupełnie inne od wszystkich dotychczasowych produktów z Norfolk, a w kwestii stylistyki przypomina konkurencję z Włoch. Ale czy to wady?
30.03.2022 | aktual.: 10.03.2023 14:08
Kolejna stricte sportowa marka zrobiła SUV-a. W dodatku elektrycznego. To bez wątpienia połączenie, które oburzy wielu motoryzacyjnych purystów. Cała reszta powinna być zadowolona - począwszy od klientów, a skończywszy oczywiście na udziałowcach Lotusa.
Zobacz także
Dlaczego? Odpowiedź jest prosta - luksusowe i sportowe SUV-y to kury znoszące złote jajka. Przykłady można mnożyć. Właściwie każdy szanowany producent, który zaryzykował i stworzył takie auto, nie ma podstaw, by żałować decyzji.
Bardzo możliwe, że podobnie będzie w przypadku Lotusa, choć z perspektywy wielbiciela motoryzacji, Eletre nieco rozczarowuje. Jest bowiem całkowitym zaprzeczeniem tego, do czego przyzwyczaiła nas brytyjska marka. Mowa oczywiście o niewielkich i wyjątkowo lekkich konstrukcjach.
Tymczasem pod postacią Eletre dostajemy ogromne nadwozie o masie własnej, która podobno przekracza 2,2 tony. Na szczegółową specyfikację musimy jeszcze poczekać, ale tak - taki urok elektryków z dużymi akumulatorami.
Te w Eletre mają podobno ponad 100 kWh pojemności, co powinno pozwolić na przejechanie około 600 km na jednym ładowaniu. Sam proces ładowania ma trwać wyjątkowo krótko, a to za sprawą 800-woltowej instalacji elektrycznej i maksymalnej obsługiwanej mocy 350 kW.
Póki co poznaliśmy jedynie słabszą, 600-konną wersję, która zapewnia więcej niż przyzwoite osiągi - przyspieszenie 0-100 km/h w 3 sekundy i 260 km/h prędkości maksymalnej. W planach podobno jest też mocniejsze wydanie, generujące blisko 750 KM.
Eletre będzie więc szybkie na prostych. A co z zakrętami? Cóż, praw fizyki nie da się oszukać, lecz Lotus zrobił wszystko, by zoptymalizować prowadzenie nielekkiego auta. W standardzie dostaniemy więc pneumatyczne zawieszenie z aktywnymi stabilizatorami i skrętną oś tylną.
Wszystko to ukryto pod bardzo estetycznym, lecz niezbyt oryginalnym nadwoziem. Owszem, przód nawiązuje do modelu Emira, a świetlna listwa łącząca tylne błotniki zdecydowanie może się podobać. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że gdzieś już to widzieliśmy. Skojarzenia z Sant'Agata Bolognese jest jak najbardziej uzasadnione.
Więcej indywidualizmu ma wnętrze wykończone niemal w całości przytulną alcantarą i wyposażone w szereg ekranów, z czego największy ma przekątną 15,1 cala i jest umieszczony centralnie. Lotus chwali się też możliwością zdalnych aktualizacji oraz mocno rozwiniętymi możliwościami autonomicznej jazdy.
Na pokładzie znajdziemy również cztery indywidualne fotele, sporo schowków i podobno więcej niż wystarczającą przestrzeń, co będzie można potwierdzić dopiero przy pierwszym kontakcie z autem. To tylko kwestia czasu, gdyż pierwsze dostawy zaplanowano na 2023 rok. Ceny na razie pozostają nieznane, choć można przypuszczać, że niezależnie od kwot, auto nie będzie narzekać na brak zainteresowania.