Metale do budowy akumulatorów będą wydobywane z dna oceanów. Co jest dobrą i złą wiadomością

Metale do budowy akumulatorów będą wydobywane z dna oceanów. Co jest dobrą i złą wiadomością

Łazik Apollo II wysyłany na dno Morza Śródziemnego (fot. Blue Nodules)
Łazik Apollo II wysyłany na dno Morza Śródziemnego (fot. Blue Nodules)
Mateusz Żuchowski
15.11.2019 10:07, aktualizacja: 13.03.2023 13:46

Elektryfikacja samochodów przynosi wiele wyzwań, a największym jest znalezienie wystarczającej ilości surowców do produkcji akumulatorów. Jeśli prowadzone przez UE testy się powiodą, problem zostanie rozwiązany przez górnictwo morskie. Ceną może być jednak naruszenie delikatnych, niezaburzonych dotychczas ekosystemów.

Samochody elektryczne miały być rozwiązaniem na wiele problemów i rzeczywiście sobie z nimi radzą, ale w miejsce jednych wyzwań pojawiają się kolejne. Największym z nich jest obecnie wydobycie wystarczającej ilości surowców potrzebnych do budowy akumulatorów magazynujących energię w autach.

Okazuje się, że dotarcie do niektórych z nich wiąże się z jeszcze większymi kontrowersjami i obciążeniem dla środowiska niż gospodarka paliw kopalnych. Największe wyzwanie stanowi pozyskanie potrzebnego w bardzo dużych ilościach kobaltu. Do tej pory był on wydobywany głównie w Afryce, gdzie w niebezpiecznych warunkach, z narażeniem życia, wykopywały go w niewolniczych warunkach także dzieci.

Nad rozwiązaniem tego problemu (czy też wykorzystaniem biznesowej okazji – zależnie od punktu widzenia) pracuje obecnie wiele podmiotów na całym świecie, zarówno prywatnych przedsiębiorstw, jak i instytucji rządowych. Także Unia Europejska, która jest jednym z partnerów projektu Blue Nodules.

Przeprowadzone w ostatnich dniach w ramach tego przedsięwzięcia testy na morzu piętnaście kilometrów od brzegu Malagi przyniosły obiecujące wyniki. Jeśli opracowana technologia zostanie uznana za opłacalną, już za parę lat głównym źródłem pozyskania szeregu metali potrzebnych do produkcji akumulatorów będą dna mórz i oceanów.

To tam zalegają ogromne ilości brył kobaltu i innych nagle potrzebnych surowców. Nie trzeba się nawet do nich dokopywać; wystarczy zebrać je z dna i przetransportować na powierzchnię. Pozostają pytania jak zrobić to w wydajny i odpowiedzialny ekologicznie sposób. Do tej pory odpowiedzią na nie nie interesowano się aż tak bardzo z racji położenia tych złóż na dużej głębokości. Przy rosnącym zapotrzebowaniu na te surowce znajdują się jednak chętni, by sięgnąć po nie i tam.

Rozwiązaniem ma być opracowany w ramach unijnego projektu łazik "Apollo II". Zasada działania jest bardzo prosta. Maszyna jest spuszczana na dno morza i zbiera wyeksponowane bryły metali, a następnie wysyła je do pozostającego na powierzchni statku, z którym jest przez cały czas połączona wężem. Wszystkim steruje pozostający na statku operator. Jak mówi dla BBC kierujący projektem Laurens de Jonge, "to jak zbieranie ziemniaków na głębokości pięciu kilometrów".

Łazik Apollo II jadący po dnie Morza Śródziemnego (fot. Blue Nodules)
Łazik Apollo II jadący po dnie Morza Śródziemnego (fot. Blue Nodules)

W rzeczywistości sprawa nie jest taka prosta. Nikt nie potrafi ocenić, jakie szkody środowiskowe może wyrządzić stosowanie tej technologii na szerszą skalę. Jak na ironię, głównie dlatego, że miałaby być stosowana w miejscach bardzo słabo zbadanych przez człowieka. W ten sposób samochody elektryczne mogłyby się przyczynić do zniszczenia jednego z ostatnich miejsc na Ziemi, do którego nie dotarła ingerencja ludzkości. Trudno ocenić nawet, jakiej skali mogłyby być to szkody.

Nie ma wątpliwości, że łaziki jeżdżące po dnach mórz i oceanów zniszczyłyby wszystko, co znajdą na swojej drodze. Jeszcze większe obawy budzi fakt, że łaziki... kurzą. Ich aktywność doprowadza do wzbijania w przestrzeń oceanu leżącego na dnie piachu. Dla wielu żyjących tam organizmów, które odżywiają się poprzez filtrowanie wody, potencjalnie może okazać się to zabójcze. Potencjalnie, ponieważ większość z obecnych tam stworzeń nigdy nie została odkryta i zbadana.

Wypowiedzi autorów projektu niepokoją swoim zdecydowaniem. W wywiadzie dla brytyjskiego nadawcy publicznego twórca maszyny Ralf Langeler powiedział, że "każda aktywność ludzka zmienia w jakimś stopniu środowisko", a de Jonge dodaje we wręcz szantażującym tonie: "jeśli chcemy szybkiej zmiany, potrzebujemy mnóstwa kobaltu, na już". Tak jakby nie pamiętał o tym, że zmiana na samochody elektryczne miała nastąpić właśnie po to, by ograniczyć wpływ ludzkości na otaczający nas świat.

Źródło artykułu:WP Autokult
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (6)