Pierwsza jazda nową Toyotą Prius – ta rewolucja ma nie tylko wymiar stylistyczny
Jak sama nazwa wskazuje, jest pionierem. Prius na dobre upowszechnił hybrydy, ale mimo wykonania pierwszej misji, nie składa broni. Jęki zachwytu nad rewolucją stylistyczną po premierze piątej generacji słychać było niemal wszędzie, ale jak nowa toyota jeździ? I czy jest godna poprzedników? Przekonałem się o tym w okolicach Aten podczas pierwszych jazd.
Toyota nie tylko obchodziła niedawno 25. urodziny Priusa, ale połączyła to wydarzenie z zaprezentowaniem piątej generacji modelu. Nie był on może najpopularniejszym dzieciakiem w szkole, ale odegrał kluczową rolę – zarówno w historii marki, jak i światowej motoryzacji. Przez ćwierć wieku na świecie rozeszło się przeszło 22 mln egzemplarzy japońskiej hybrydy.
Prius miał konkretną misję — sprawić, by hybryda przestała być czymś nietypowym, obcym. W Europie została ona już zakończona sukcesem, czego dowodem może być ogromny udział hybryd w sprzedaży oraz fakt, że znajdziemy je prawie w każdym oferowanym przez Japończyków modelu. W USA proces wciąż trwa, dlatego dla nas przewidziano tylko plug-ina, podczas gdy za Oceanem wciąż dostępna będzie też klasyczna hybryda.
Niektórzy mogą z tego powodu ubolewać, ale nie oszukujmy się. Prius ze skromniejszym bagażnikiem oraz mniejszą ilością miejsc nad głową jest nieco gorszą propozycją niż np. Corolla Kombi. Chodzi więc także o to, by modele się nawzajem nie kanibalizowały. A zmiany, jakie zaszły w układzie napędowym, i tak stawiają Priusa na bardzo korzystnej pozycji.
Wygląd to nie wszystko
Nowa Toyota Prius nie przejęła praktycznie nic ze swojego poprzednika. I nie chodzi tu tylko o wygląd, który jest naprawdę ambitny. Przede wszystkim to pierwszy model, który powstał na nowej platformie GA-C 2.0. Co to oznacza? Przede wszystkim większą sztywność, lżejszy szkielet i inne rozłożenie hybrydowych podzespołów.
Pakiet akumulatorów przeniesiono z bagażnika pod fotel pasażerów z tyłu, ale tym samym udało się poprawić pozycję tylnych siedzisk, a co za tym idzie, wygodę osób tam podróżujących, co wydawało się przy takim ruchu praktycznie niemożliwe. Patrząc na same proporcje, Prius zrobił ogromny postęp.
Linię dachu nie tylko obniżono o 50 mm, ale jej szczyt przeniesiono do tyłu, dzięki czemu masywna i ociężała sylwetka zyskała nieco lekkości. Z kolei karykaturalnie małe koła ustąpiły miejsca 19-calowym obręczom, które bynajmniej nie wykluczają komfortu jazdy. Nowa toyota jest 46 mm krótsza, przy rozstawie osi zwiększonym o 50 mm.
Wszystkie manewry przyniosły dużo dobrego dla kierowcy. Za kierownicą siedzi się znacznie niżej, choć znalezienie wygodnej pozycji zajęło mi chwilę. Podobno Peugeot nie jest zadowolony z faktu, że Japończycy także zdecydowali się na ekran zegarów usytuowany znacznie głębiej deski rozdzielczej, by patrzeć na niego nad kierownicą. Tymczasem Francuzi mogliby pójść do Toyoty na korepetycje.
W przeciwieństwie do Peugeota, w Priusie nie ma problemu z pogodzeniem odpowiedniej pozycji kierownicy i czytelności zegarów. Metamorfoza, którą przeszła hybrydowa toyota, ujawnia się także w samym wykończeniu oraz schludności wnętrza. Materiały wydają się dobrane z większą uwagą, są przyjemniejsze w dotyku, a panel centralny wraz z dużym dotykowym ekranem multimediów nie sprawiają wrażenia przestarzałych. Przełączniki chodzą miękko, a co najważniejsze, mają fizyczny wymiar.
Prius od początku uchodził za dziwoląga, ale niektórych właśnie ta inność pociągała. Teraz wszystko wydaje się bardziej uporządkowane, ale pierwiastek odmienności został zachowany.
Tylko Prius? A może aż Prius?
Przejdźmy jednak do głównego dania. Napędu. Plug-in bazuje na najnowszej, piątej generacji hybrydy. 2-litrowy benzyniak po raz pierwszy jest słabszy niż wspomagająca go jednostka elektryczna — ma 152 KM, podczas gdy elektryk 163 KM. W kombinacji daje to 223 KM (tak, tego nie dodaje się jak 1+1).
Sam silnik elektryczny świetnie radzi sobie w pojedynkę z napędem auta. I to na tyle dobrze, że Prius mógłby właściwie być czystym elektrykiem. 163 KM wystarczą, by zostawić na światłach wszystkich w tyle, a bezemisyjnie możemy jechać do prędkości 135 km/h przez ok. 69 km. Tak twierdzi Toyota, choć na dane homologacyjne jeszcze czekamy.
Jest to jednak jak najbardziej prawdopodobne. W Grecji ruszałem autem naładowanym w 80 proc., a komputer pokazywał, że pozostały zasięg wynosi 54 km. Po przejechaniu ok. 14 km po górzystym i krętym terenie komputer twierdził, że przejadę jeszcze 39 km. To dobrze rokuje. Na nietypowy krok zdecydowano się w kwestii ładowania. Baterie o pojemności 13,6 kWh będą w stanie przyjąć prąd o maksymalnej mocy 3,5 kW. Taką decyzję producent tłumaczy głównym przeznaczeniem auta, ładowanego w domu czy pracy, a nie na publicznych ładowarkach na trasie, gdzie powinno ustąpić miejsca elektrykom.
Ważniejsze są jednak tryby jazdy, które Japończycy przygotowali. Poza manualnym trybem czysto elektrycznym i czysto hybrydowym, mamy tryb Auto EV/HV. W tym ostatnim, automatycznym, samochód sam decyduje na podstawie danych nawigacyjnych oraz np. stref czystego transportu, kiedy lepiej jest jechać w trybie hybrydowym, a kiedy w elektrycznym.