Plan Morawieckiego nie wypali. Polska w elektrycznym ogonie Europy
10.05.2019 08:58, aktual.: 13.03.2023 14:10
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Jeden z najbardziej przemawiających do wyobraźni planów rządu dotyczy dynamicznego rozwoju sektora samochodów elektrycznych. Do 2025 r. po polskich drogach ma jeździć milion takich pojazdów. Najnowsze dane pokazują, że nic takiego się nie stanie.
Siła pieniądza
Wśród krajów Unii Europejskiej Polska jest na ostatnim miejscu pod względem popularności samochodów elektrycznych wśród sprzedawanych nowych aut - informuje ACEA, czyli Europejskie Stowarzyszenie Producentów Samochodów. Taki napęd ma zaledwie 0,2 proc. pojazdów kupowanych nad Wisłą. W efekcie aut elektrycznych mamy jak na lekarstwo. Obecnie w Centralnej Ewidencji Pojazdów widnieje ich niespełna 5 tys. Do miliona jest więc jeszcze daleka droga, a jej pokonanie wcale nie będzie łatwe.
Jak zauważyła ACEA, popularność samochodów o napędzie elektrycznym najczęściej bezpośrednio wiąże się z zamożnością społeczeństwa. Kraje, które osiągnęły udział "elektryków" wyższy niż 3,5 proc., mogą pochwalić się wartością produktu krajowego brutto na osobę wynoszącym przynajmniej 42 tys. euro. Najlepsza sytuacja jest w Norwegii (PKB 72,3 tys. euro), gdzie aż 49,1 proc. nowych aut stanowią pojazdy elektryczne. Na dalszych miejscach są: Szwecja (PKB 47,9 tys. euro) - 8 proc., Holandia (PKB 44,6 tys. euro) - 6,7 proc. oraz Finlandia (42,2 tys. euro) - 4,7 proc.
Według danych ACEA polski PKB wynosi 12,9 tys. euro. W porównaniu z wymienionymi wcześniej krajami to niewiele. A samochody elektryczne są drogie. Najtańsze na rynku Renault Twizy kosztuje 53,2 tys. zł, ale mówimy to o dwumiejscowym pojeździe, który nie do końca odpowiada przeciętnemu wyobrażeniu na temat samochodu. Niezwykle popularny jak na tę klasę Nissan Leaf to już pełnoprawne auto kompaktowe, ale kosztujące co najmniej 157,7 tys. zł i oferujące zasięg wynoszący zaledwie 270 km.
Jedynym europejskim krajem, który wymyka się bezpośredniej zależności pomiędzy PKB a popularnością aut elektrycznych, jest Portugalia. Choć pierwszy z tych wskaźników wynosi tam 19,5 tys. euro, to aż 3,4 proc. spośród rejestrowanych nowych aut stanowią te na prąd. Czy i my możemy być taką zieloną wyspą?
Próchniejąca deska ratunku
Sposobem na osiągnięcie miliona samochodów elektrycznych do 2025 r. miało być wejście na rynek rodzimych pojazdów oferowanych w konkurencyjnych cenach. Sztandarowym projektem miał być tu samochód stworzony przy udziale spółki ElektroMobilty Poland. Pierwotnie, według przyjętego przez Ministerstwo Energii "Planu rozwoju elektromobilności w Polsce", pierwszy etap, przewidziany na lata 2016-2018, miał przynieść budowę prototypów. W drugim etapie - lata 2018-2020 - nastąpić ma krótkoseryjna produkcja, a w latach 2020-2025 produkcja regularna.
Jak jest w rzeczywistości? Jesienią 2017 r. rozstrzygnięto otwarty konkurs na projekt nadwozia polskiego samochodu elektrycznego. Potem okazało się, że wcale nie jest on wiążący, a firmy, które przystąpiły do dialogu technicznego ze spółką zaczęły proponować swoje projekty. Ostatecznego wyglądu polskiego auta nie znamy do dziś. Przez długi czas nie wiadomo było nawet, jakiego typu i wielkości miałoby to być auto.
Według aktualnych planów mają to być trzy samochody.
"Prace nad powstaniem polskiego samochodu elektrycznego poprzedzono pogłębioną analizą rynku - EMP sprawdziło, jakie są potrzeby kierowców w Polsce, by opracować samochód, który będzie najlepiej dostosowany do ich oczekiwań. Stąd decyzja o produkcji nie jednej, a trzech wersji modelu kompaktowego, czyli auta w popularnym segmencie C. Samochody zostaną zbudowane na wspólnej płycie podłogowej po to, żeby uzyskać efekt skali i minimalizować koszty” - poinformowała nas Aleksandra Baldys z biura prasowego ElectroMobility Poland.
"Prace nad samochodem - w zależności od modelu - trwają od 40 do 60 miesięcy. EMP pracuje z założeniem, że na przełomie lat 2022 i 2023 pierwsze samochody zjadą z linii produkcyjnej. Za cztery lata ma ruszyć produkcja 100 tys. «elektryków» rocznie, a docelowo wolumen ma wynieść 200 tys. egzemplarzy" - dodała Aleksandra Baldys. W zapewnienia spółki coraz trudniej jednak wierzyć.
Robimy, co możemy
Niechęć Polaków do samochodów elektrycznych to efekt ich wysokiej ceny, stosunkowo niskiej użyteczności oraz niewielkiej liczby punktów ładowania. Tych w całym kraju jest niespełna 650. Z punktu widzenia ekologii nie powinno to nam jednak spędzać snu z powiek. Według najnowszych europejskich wyliczeń w kraju takim jak Polska, gdzie większość energii elektrycznej pozyskuje się spalając węgiel, auta elektryczne w toku całego życia - a więc od produkcji, przez eksploatację, do zezłomowania - emitują więcej CO2 niż auta spalinowe.
Nasi rodacy znaleźli inny i na obecną chwilę rozsądniejszy pomysł na ekologię w motoryzacji - hybrydy. Od stycznia do końca kwietnia 2019 r. popularność tego typu samochodów wzrosła do 4,6 proc. W tym okresie nabywców znalazło 8,4 tys. hybryd. Tego typu samochody charakteryzują się niższym poziomem emisji CO2 niż ich odpowiedniki o klasycznym napędzie. Zwykle są też oparte na silniku benzynowym, co sprawia, że emitują mniej niż diesle szkodliwych dla ludzi tlenków azotu przy zachowaniu podobnej do nich oszczędności.
Na polskim rynku hybryd dominuje Toyota, która do końca kwietnia 2019 r. sprzedała blisko 55 tys. samochodów hybrydowych. Co ciekawe, udział zelektryfikowanych wersji wśród kupowanych pojazdów tej marki wyniósł w Polsce aż 30 proc. Podobnym wynikiem nie może pochwalić się żaden inny producent. Układ hybrydowy jest dominujący w modelach Corolla i RAV4. W tym drugim aż 75 proc. kupowanych przez Polaków aut stanowiły hybrydy. W przypadku Corolli było to 66 proc.
Zmotoryzowani Polacy coraz częściej skłaniają się do proekologicznych wyborów. Pod względem liczby samochodów elektrycznych Europę uda się nam jednak dogonić dopiero wtedy, gdy staniemy się zamożniejsi, a na to trzeba będzie jeszcze poczekać.