Polscy kierowcy trują? Ci, których stać na nowe, są bardziej ekologiczni niż przeciętny Europejczyk
W opiniach wielu osób kierowcy są w dużej mierze odpowiedzialni za smog i kupując samochód, w ogóle nie zwracają uwagi na to, jak mocno obciąża on środowisko. W odniesieniu do tych Polaków, którzy decydują się na nowe auta, jest to opinia krzywdząca. Choć wybieramy inaczej niż reszta Europy.
23.02.2020 | aktual.: 13.03.2023 13:27
Wolne zmiany w Europie
Jak duży wpływ na przyrodę i nas samych mają samochody? Dziś wiemy, że pod względem emisji CO2 grają one drugoplanową rolę. Jeśli jednak chodzi o zanieczyszczenie powietrza w miastach cząstkami stałymi i tlenkami azotu, to ruch aut ma duże znaczenie. Po aferze Volkswagena, która wybuchła w 2015 r., nie możemy już mieć wątpliwości, że wiele pojazdów w rzeczywistym ruchu emituje znacznie więcej wymienionych wcześniej związków, niż wynika to z ich danych katalogowych. Problem ten dotyczy w szczególności diesli. Można byłoby więc założyć, że mając taką wiedzę i sporą siłę nabywczą Europejczycy szybko odwrócą się od diesli i wybiorą ekologiczne alternatywy. Tak się jednak nie stało.
Według Jato Dynamics w 2019 r. w Europie nabywców znalazło 15,75 mln nowych samochodów, a 1,28 mln z nich stanowiły pojazdy zelektryfikowane. Oznacza to, że samochody o szeroko rozumianym napędzie ekologicznym stanowiły 8 proc. nowych aut. Jednocześnie 31 proc. klientów wybrało pojazdy z silnikiem Diesla, a 59 proc. auta benzynowe. Wśród aut ekologicznych 56 proc. stanowiły hybrydy, 28 proc. auta elektryczne, a 16 proc. hybrydy typu plug-in.
Najpopularniejsze ekologiczne samochody 2019 r. w Europie to:
- Toyota Corolla (Auris): 124 453 szt.
- Toyota C-HR: 108 369 szt.
- Toyota Yaris: 104 607 szt.
- Tesla Model 3: 94 495 szt.
- Toyota RAV 4: 82 498 szt.
- Kia Niro: 57 469 szt.
- Renault Zoe: 45 682 szt.
- Mitsubishi Outlander: 33 662 szt.
- BMW i3: 32 451 szt.
- Nissan Leaf: 32 443 szt.
Zaskakujący może być wolny spadek popularności diesli na przestrzeni ostatnich lat. W 2015 r., gdy wybuchła afera dieselgate, 51 proc. pojazdów wyjeżdżających z europejskich salonów wyposażonych było w silnik wysokoprężny. To mniej więcej tyle, ile wynosił ten odsetek w poprzednich latach. W 2016 r. nastąpił spadek popularności diesli, ale tylko o 2 proc. W 2017 r. auta wysokoprężne wciąż stanowiły 44 proc. nowych aut kupowanych w Europie. Wyraźny spadek - do 36 proc. - nastąpił dopiero w 2018 r., a w 2019 r. odsetek ten wyniósł 31 proc. Co ciekawe, sytuacja na naszym rynku pierwotnym rysuje się w jaśniejszych barwach.
Polacy dbają o przyrodę, ale inaczej
Według danych Polskiego Związku Przemysłu Samochodowego wśród nowych samochodów zakupionych w 2019 r. w krajowych salonach aż 71 proc. stanowiły modele benzynowe (w Europie średnio 59 proc.). Diesle skusiły 20 proc. krajowych nabywców (w Europie średnio 31 proc.), a pojazdy ekologiczne 9 proc. (w Europie średnio 8 proc.). Sytuacja w Polsce wygląda więc lepiej niż średnia europejska i to przy stosunkowo niewielkiej sile nabywczej naszych rodaków. W szczegółach są jednak różnice.
W 2019 r. w Polsce aż 77 proc. ekologicznych aut kupowanych w salonach stanowiły hybrydy (w Europie średnio 56 proc.). Pojazdy elektryczne, które w tej niszy w Europie są drugą siłą z udziałem na poziomie 28 proc., w Polsce przekonały jedynie 5 proc. nabywców ekologicznych aut, a w całym wolumenie sprzedaży stanowiły zaledwie 0,48 proc. nowych samochodów (średnia w Europie to 2,3 proc.). Dla porównania, znacznie mocniej trzymają się u nas – również uważane za ekologiczne - pojazdy na LPG, które w 2019 r. stanowiły 1,5 proc. całkowitej sprzedaży nowych samochodów.
Dlaczego Polacy, którzy decydują się na ekologiczne pojazdy, wybierają przede wszystkim hybrydy? Powodem małego zainteresowania modelami w pełni elektrycznymi jest zapewne dopiero rozrastająca się sieć ładowarek. Drugą przyczyną mogą być pieniądze. Dzisiaj nie do końca wiadomo, jaką wartość rezydualną będą mieć modele elektryczne. Hybrydy, które są z nami dłużej, zdążyły już zapracować sobie na dobrą opinię, więc ich pierwsi właściciele nie tracą aż tak dużo.
Kłopoty z pieniędzmi
Niestety, dobre chęci nabywców nowych aut niweczą wybory dokonywane przez tych, którzy mogą sobie pozwolić jedynie na pojazdy sprowadzone z zagranicy. Podczas gdy w 2019 r. z salonów wyjechało 555,6 tys. nowych aut, import używanych czterech kółek wyniósł 929 028 pojazdów. Aż 54,5 proc. przywożonych aut stanowią egzemplarze liczące sobie więcej niż 10 lat. Spośród importowanych pojazdów 34,3 proc. miało od 4 do 10 lat, a młodsze niż cztery lata to pozostałe 11,1 proc. To przekłada się na to, jak bardzo obciążają one środowisko i zanieczyszczają powietrze.
Spośród samochodów sprowadzonych do Polski w 2019 r. 11,1 proc. spełniało najnowszą normę Euro 6, 26,3 proc. normę Euro 5, a aż 40,4 proc. Euro 4. W 2018 r. było to odpowiednio 6,9 proc., 22,9 proc. oraz 42,1 proc. Co ciekawe, nabywcy używanych samochodów wciąż cenią diesle. Te w przypadku pojazdów importowanych stanowiły aż 44,2 proc. Jeśli chodzi o pozostałe samochody, to w 52,3 proc. były to egzemplarze benzynowe, a w 3,4 proc. pozostałe – w tym na LPG (2,3 proc.), hybrydy (0,5 proc.) i auta elektryczne (0,1 proc.).
Strach przed wysokimi kosztami eksploatacyjnymi, niespodziewanymi wydatkami na naprawy czy wyższą utratą wartości sprawiają, że nabywcy używanych aut wybierają "po staremu". Ten konserwatyzm ma swoje odbicie w jakości powietrza, którym oddychamy i w wielu przypadkach jest nieuzasadniony, gdyż benzynowe auta mogą palić niewiele więcej niż diesle, a hybrydy są zwykle mniej awaryjne od pojazdów wysokoprężnych. Cieszy jednak świadomość ekologiczna nabywców nowych aut. Gdyby tylko większa liczba Polaków mogła sobie na nie pozwolić.