Test: odświeżona Toyota Yaris – gdy auto miejskie staje się luksusem
Toyota odświeżyła doskonale znany model miejski. Zmiany są kosmetyczne, ale podnoszą ceny Yarisa do poziomów niespotykanych i prawie absurdalnych. Tak jak w przypadku mniejszego Aygo X, segment małych aut stał się luksusowy.
Aktualizacja auta wynikała między innymi z faktu, że od lipca 2022 r. każde auto musi być wyposażone w kamerę czytającą znaki drogowe. Toyota też to ma, ale można odnieść wrażenie, że jest ona zupełnie niepotrzebna – precyzja czytania znaków sprawia, że równie dobrze komputer mógłby losować prędkość na danym odcinku, a pewnie jego strzały byłyby bardziej trafne niż odczyty z kamery.
Żarty na bok. Marka poszła o krok dalej i przygotowała masę systemów bezpieczeństwa. Każdy – niezależnie od wersji wyposażenia – Yaris ma inteligentny tempomat adaptacyjny, układ awaryjnego zatrzymania się, gdy kierowca straci przytomność, poduszkę powietrzną pomiędzy fotelami (by kierowca i pasażer nie uderzyli się głowami), asystenta utrzymania pasa ruchu czy kamerę cofania, której jakość byłaby uważana za doskonałą 20 lat temu. Jeśli trochę dopłacimy, Yaris będzie wiedział czy coś zbliża się do nas z boku gdy wycofujemy z miejsca parkingowego, a nawet nie wypuści nas z pojazdu, gdy do drzwi będzie zbliżał się rowerzysta.
Takie zmiany pociągnęły za sobą kolejne modyfikacje: wyświetlacz zegarów może mieć nawet 12,3 cala, co pozwala pomieścić masę kontrolek, które przeciętnemu kierowcy nic nie mówią – np. SWS to wykrywanie zmęczenia kierowcy, PCS to wykrywanie pieszych w razie zderzenia czołowego. Większy jest też ekran multimediów, co wymusiło zlikwidowanie wygodnej półki na telefon. Android Auto jest w wydaniu bezprzewodowym, ale frustruje ciągłym rozłączaniem się.
Zmieniono trochę ofertę silnikową, w której znajdziemy nową wersję układu hybrydowego o mocy 130 KM. To "poprzedni" napęd mający łącznie 116 KM, teraz wspomagany przez mocniejszy silnik elektryczny, nową przekładnię (produkowaną w Polsce) oraz co oczywiste, kolejne linijki kodu.
I tutaj ciekawostka: Yaris testowany przeze mnie w 2020 r., ze starszą generacją układu napędowego, palił mniej. Jednak nada wyniki tego silnika nie są złe, a jeśli bardzo lubujemy się w ekojeździe, widzę potencjał na jeszcze lepszy wynik pod miastem. Co ciekawe, emisja dwutlenku węgla (w najlepszym scenariuszu) wygląda dokładnie tak samo jak w słabszym silniku. Emisja w najgorszym jest jednak zdecydowanie wyższa.
Toyota Yaris 1.5 Hybrid Dynamic Force 130 KM e-CVT - spalanie | |
---|---|
Miasto | 4,8 l/100 km |
Droga krajowa (90 km/h) | 4,1 l/100 km |
Droga ekspresowa (120 km/h) | 6 l/100 km |
Autostrada (140 km/h) | 7 l/100 km |
Oczywiście to nadal stary, dobry Yaris, w którym można docenić zarówno sprężyste zawieszenie, jak i precyzyjny i wciągający układ kierowniczy. Oczywiście do pracy przekładni trzeba się przyzwyczaić – jest ona bezstopniowa i działa jak w skuterze, tzn. w razie przyspieszania silnik pracuje na wysokich, stałych obrotach. Toyoty już tak mają.
Zmiany nie objęły materiałów we wnętrzu, więc dalej jest to przyjemna do przebywania przestrzeń, a spasowanie elementów zasługuje na wysokie noty. Szkoda, że tapicerki dalej oferowane są tylko w czerni, zwłaszcza, że tylne szyby są małe, przez co potęgowane jest wrażenie ciasnej przestrzeni. Co więcej, samo dostanie się tam jest problematyczne, przez mocne wcięcie błotnika w drzwi (a może drzwi w błotnik?).
Jeszcze w 2020 r. pisałem, że Yaris jest drogi. Wówczas cennik otwierała kwota 59 900 zł za wersję Comfort (odmiana Active istniała tylko na papierze). Topowa wersja kosztowała 89 900 zł i wówczas była to kwota zaporowa. Ale wiadomo: dobrze już było.
Dziś cennik Yarisa otwiera kwota 84 900 zł (choć producent jest "na promocji" w wysokości 5 tys. zł). Dobierzmy środkową wersję wyposażenia (3 z 6), automatyczną skrzynię i 100 tys. zł "pęka". Jeśli tak jak ja uważacie, że Toyoty kupuje się tylko dla napędu hybrydowego, musicie przyszykować 99 900 zł (choć tu rabaty są już większe). Wersja "Premiere" to 128 900 zł, ale można liczyć na obniżkę o 10 tys. zł. Przypominam: cztery lata temu było to 89 900 zł.
Współczynnik ceny do wielkości kupowanego auta nie nastraja optymistycznie. Nieprzypadkowo do porównania wybrałem Renault Clio – nie dość, że jako jeden z niewielu modeli nadal jest w ofercie, to jest oferowane z układem hybrydowym. W takim przypadku zapłacimy minimum 108 300 zł za dobrze wyposażoną wersję techno, ale można zaszaleć i wydać nawet 119 300 za auto ze świetnym układem hybrydowym. Drogo? Drogo, ale Renault może mieć silnik z fabryczną instalacją gazową w widełkach 78 600–87 300 zł.
Doskonały komentarz dotyczący cen napisał Marcin Łobodziński w teście Toyoty Aygo X – małe samochody miejskie, które kiedyś były skierowane do osób ze skromniejszym budżetem, teraz są zaprojektowane do bycia drugim czy trzecim w rodzinie, czyli czymś luksusowym. Stosunek wydanych pieniędzy do wielkości auta jest niekorzystny. Bardziej opłaca się od razu celować w coś kompaktowego.
- Najlepszy w klasie układ hybrydowy
- Wysoka jakość spasowania wnętrza
- Ciekawa, wpadająca w oko stylistyka
- Kamera czytająca znaki jest tragiczna
- Synchronizacja z bezprzewodowym Android Auto jest taka sobie
- Zaufanie do marki sprawia, że importer może dyktować absurdalne ceny
Toyota Yaris IV Hatchback Facelifting 1.5 Hybrid Dynamic Force 130KM 96kW od 2024 | |
---|---|
Rodzaj jednostki napędowej | Hybryda |
Pojemność silnika spalinowego | 1490 cm³ |
Rodzaj paliwa | Benzyna |
Typ napędu | Przedni |
Skrzynia biegów | Automatyczna, 1-stopniowa |
Moc maksymalna systemowa | 130 KM przy 5500 rpm |
Moment maksymalny systemowy | 145 Nm przy 4800-5200 rpm |
Przyspieszenie 0–100 km/h | 9.2 s |
Prędkość maksymalna | 175 km/h |
Pojemność zbiornika paliwa | 44 l |
Pojemność bagażnika | 382/‒ l |