Nowy Mirai praktycznie w żadnym stopniu nie przypomina poprzednika. I całe szczęście© fot. Toyota

Nowa Toyota Mirai już bez tajemnic – zmieniła się nie do poznania i stała się mobilnym oczyszczaczem powietrza

Filip Buliński
30 listopada 2020

Kształty Miraia już od jakiegoś czasu były znane, ale Japończycy większość szczegółów technicznych trzymali w tajemnicy. Dosyć czekania – Mirai odkrył (prawie) wszystkie karty. Najważniejszy w tym wszystkim jest fakt, że w przyszłym roku pojawi się w polskich salonach. Jest na co czekać!

Zanim jednak przejdziemy dalej, chciałem wyjaśnić jedną rzecz. Prawidłowo powinno się mówić "samochód elektryczny na wodorowe ogniwa paliwowe". Jak sami widzicie, jest to długa nazwa, więc dla uproszczenia, będę o Miraiu po prostu mówił "samochód na wodór".

Toyota po raz kolejny staje się symbolem pewnej zmiany. Ponad 2 dekady temu zadebiutował Prius, który stał się synonimem hybrydy. 17 lat później pojawił się kolejny pojazd, którego nazwa prawdopodobnie przyjdzie nam jako pierwsza do głowy, gdy pomyślimy "samochód na wodór" - Mirai.

Nowy Mirai ma być kamieniem milowym dla napędu z wodorowymi ogniwami paliwowymi
Nowy Mirai ma być kamieniem milowym dla napędu z wodorowymi ogniwami paliwowymi© fot. Toyota

Nie był to jednak początek wodorowej historii Toyoty. Ta zaczęła się już w 1992 roku, ale dopiero w 2014 roku doczekała się bardziej spektakularnych efektów. Niemniej jednak czas na kolejny przystanek. Ten będzie miał znacznie większe znaczenie. Ma przynieść więcej korzyści oraz świadomości o potencjalnym paliwie przyszłości, jakim jest wodór.

Gdybyście zapytali mnie, co nowego znajdziemy w II generacji Toyoty Mirai, prawdopodobnie odpowiedziałbym: "wszystko". W zasadzie niewiele bym się pomylił. Pierwsza generacja była swego rodzaju eksperymentem — Japończycy potraktowali ją jako ziarno, które wyrosło skromnie (sprzedano jej tylko 11 tys. sztuk), ale na tyle obficie, by móc przeprowadzić rewolucję przy kolejnej generacji.

Podobno większe koła (teraz 19- lub 20-calowe) miały swój udział przy wygospodarowaniu miejsca na trzeci zbiornik na wodór
Podobno większe koła (teraz 19- lub 20-calowe) miały swój udział przy wygospodarowaniu miejsca na trzeci zbiornik na wodór© fot. Toyota

Nowy model - dopracowany i bardziej rozwinięty - ma teraz za zadanie spopularyzować ogniwa wodorowe. Coś wam to przypomina? Pamiętacie, jak było z Priusem? Podczas gdy pierwszy sprzedał się w nakładzie ok. 70 tys. egzemplarzy, tak drugiej generacji sprzedano blisko 1,2 mln sztuk. Czas na szczegóły. Oto nowa Toyota Mirai – metafora przeobrażenia brzydkiego kaczątka w pięknego łabędzia.

No dobrze, a więc co nowego?

Wnętrze prezentuje się naprawdę okazale
Wnętrze prezentuje się naprawdę okazale© fot. Toyota

Zacznę od nadwozia, bo robi naprawdę piorunujące wrażenie. W stosunku do poprzednika nowy Mirai znacznie spoważniał – urósł wzdłuż o 8,5 cm, wszerz o 7 cm i jest 6,5 cm niższy. Z kolei rozstaw osi jest aż 14 cm większy. Gładkie linie i bardziej stonowany design w porównaniu do pierwszej generacji, zaowocował osiągnięciem świetnego współczynnika oporu powietrza (Cw=0,29).

Samochód bazuje na zmodyfikowanej platformie GA-L, z której korzysta luksusowy bastion japońskiej marki, a proporcje są godne limuzyny segmentu premium. Nowe podwozie umożliwiło rozplanowanie całego układu napędowego i zbiorników wodoru od nowa, co z kolei przełożyło się na bardziej przestronne wnętrze. Teraz Mirai będzie autem 5-osobowym (poprzednik miał 4 miejsca), w którym nikomu nie zabraknie przestrzeni.

Od nowa zaprojektowano także cały moduł ogniw paliwowych i układ napędowy. Co istotne – Mirai będzie autem tylnonapędowym. Zestaw ogniw, który wcześniej gościł pod podłogą, umieszczono z przodu, pod maską. Oprócz tego zmniejszono ich liczbę, a moc wzrosła ze 155 do 174 KM. Z kolei silnik elektryczny i bateria trakcyjna (litowo-jonową zastąpiła niklowo-wodorkową) wylądowały przy tylnej osi – dzięki temu osiągnięto idealny rozkład masy 50:50.

Japończycy obniżyli objętość oraz masę (o ok. 3 kg) wszystkich niezbędnych elementów w zestawie ogniw, a całość zaserwowali w bardziej kompaktowym opakowaniu.
Japończycy obniżyli objętość oraz masę (o ok. 3 kg) wszystkich niezbędnych elementów w zestawie ogniw, a całość zaserwowali w bardziej kompaktowym opakowaniu.© fot. Toyota

Żeby tego było mało, zbiorniki na wodór są teraz 3 - umieszczono je pod podłogą, kanapą oraz pod bagażnikiem. Łącznie mieszczą 5,6 kg wodoru, czyli o 1 kg więcej, niż wcześniej. Wszystko to sprawia, że środek ciężkości jest wyjątkowo nisko, co w połączeniu z rozkładem masy, usztywnionym nadwoziem i napędem na tylne koła może zaowocować naprawdę satysfakcjonującym prowadzeniem.

Fakt, nowy Mirai jest ciężki — waży 1900 kg, ale to tylko 50 kg więcej niż poprzednik, a przecież jest o wiele większy. Jak widać, walka o odjęcie każdego kilograma na najmniejszym podzespole jest opłacalna — w sumie modyfikacje układu napędowego przyniosły redukcję jego masy o 50 proc.

W porównaniu do poprzednika poprawiono także wygłuszenie wnętrza
W porównaniu do poprzednika poprawiono także wygłuszenie wnętrza© fot. Toyota

Dzięki optymalizacji ogniw oraz dodatkowemu zbiornikowi, japońska limuzyna przejedzie nawet 650 km, czyli o 30 proc. więcej niż poprzednik. Jak wyglądają koszty jazdy? Na ten moment (podobno) przejechanie 100 km wiąże się z wydatkiem niecałych 40 zł, a 1 kg wodoru na stacji to koszt ok. 10 euro. W bliskiej przyszłości jego cena ma jednak spaść do poziomu 5-8 euro za 1 kg.

A co z osiągami? Silnik elektryczny ma 182 KM i generuje 300 Nm maksymalnego momentu obrotowego. Pierwsza setka pojawi się na ekranie po 9,2 sekundach, a prędkość maksymalna wynosi 175 km/h. Fakt, nie są to kosmiczne wartości, ale też w zupełności wystarczają, żeby sprawnie się przemieszczać.

Mobilny oczyszczać powietrza

Podczas prezentacji padło zdanie, że Toyota Mirai jest pierwszym autem, które nie tylko nie emituje szkodliwych substancji, ale wręcz oczyszcza powietrze. Na konferencji pojawiły się więc pytania o szczegóły tej deklaracji. Rzecz jasna nie jest tu liczony cały cykl życia auta, a sama jazda.

Obraz
Obraz;

Cała zasługa przypada innowacyjnym filtrom katalitycznym we wlotach powietrza, które doprowadzają gaz z atmosfery do ogniw paliwowych. Dzięki swojej strukturze wychwytują najmniejsze cząstki, w tym tlenki azotu czy cząstki stałe PM 2.5. Z rury wydechowej wylatuje jedynie czyste powietrze i woda, faktycznie można uznać, że Mirai działa jak mobilny oczyszczacz powietrza.

Od przyszłego roku w Polsce. Czy ma to sens?

Jak najbardziej, pod warunkiem, że w połowie roku doczekamy się otwarcia dwóch pierwszych stacji tankowania wodoru – w Gdańsku i Warszawie. Wtedy też w praktyce ma się rozpocząć sprzedaż auta u nas. Nie wiadomo jeszcze, ile będzie kosztować — kalkulacje wciąż trwają, jednak Toyota zapewnia, że nowy Mirai będzie 20 proc. tańszy od poprzednika.

Posilmy się zatem niemieckim cennikiem – pierwszy Mirai kosztuje tam aż 76,6 tys. euro, czyli ok. 344 tys. zł. Zmniejszając cenę o 20 proc., otrzymamy ok. 275 tys. zł. Sporo. Pamiętajmy, że to jedynie szacunki, a popularyzacja napędu i ciągły rozwój podzespołów sprawią, że kwota ta będzie sukcesywnie maleć aż do poziomu, jak twierdzi Toyota, zwykłej hybrydy.

Co z następnymi autami?

Na wideokonferencji padło też pytanie, czy pojawią się kolejne modele wodorowe. Główny inżynier nowego Miraia, Yoshikazu Tanaka zdradził, że Toyota wyklucza na razie małe pojazdy, głównie ze względu na rozmiar podzespołów oraz opłacalność projektu. Japończycy wiążą jednak ogromną nadzieję z tym, że obecnie opracowane rozwiązania przyspieszą wprowadzenie napędu wodorowego do transportu ciężkiego.

Dojrzalsze jest także zawieszenie – belkę skrętną z tyłu zastąpił układ wielowahaczowy, taki sam wylądował też z przodu, a stabilizatory zyskały większą średnicę.
Dojrzalsze jest także zawieszenie – belkę skrętną z tyłu zastąpił układ wielowahaczowy, taki sam wylądował też z przodu, a stabilizatory zyskały większą średnicę.© fot. Toyota

Pozostaje pytanie, czy tak jak w przypadku hybryd, "nadgonienie" Toyoty zajmie rywalom ponad dekadę, czy zaczną to robić szybciej? Niektórzy już się zbroją, ale to nieliczne przypadki. Na razie pozostaje czekać na pierwsze stacje i nowego Miraia na polskich drogach. Nie wiem jak wy, ale ja się nie mogę już doczekać.

  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
[1/39]