Widziałem nowego Mitsubishi Outlandera na żywo. Ma predyspozycje, by odmienić los marki
Po 2 latach nieobecności, Mitsubishi wróciło do segmentu D-SUV z nowym Outlanderem. Samochód jest większy, mocniejszy i jak nakazuje moda – hybrydowy. Co według mnie ważniejsze, największą metamorfozę przeszedł we wnętrzu. Czy ma szansę odwrócić zły los, który od jakiegoś czasu towarzyszy japońskiej marce? Miałem okazję przekonać się o tym podczas premiery samochodu w Madrycie.
Jeśli samochód wygląda wam znajomo – nie mylicie się. Czwarta generacja Mitsubishi Outlandera obecna jest już od 3 lat m.in. w Japonii czy Stanach Zjednoczonych. Choć twórcy twierdzą, że nie wygląda tak samo, trudno znaleźć jednoznaczne różnice. Mimo to Mitsubishi twierdzi, że zastosowano szereg drobnych zmian, tak w przedniej, jak i tylnej części samochodu, które, jak udało mi się dowiedzieć, na wspomnianych rynkach będą traktowane jako facelifting.
Nie powinniśmy się więc za kolejne 3-4 lata spodziewać u nas modernizacji, a kolejnej generacji modelu. Designerom podczas projektowania Outlandera zależało, by zawrzeć w nim pewne cechy Pajero. Patrząc na tył, faktycznie można je dostrzec. Jednocześnie kierowano się koncepcją I-Fu-Do-Do, co po japońsku oznacza "autentyczny" i "majestatyczny". Trudno nie przyznać, że nowe Mitsubishi prezentuje znacznie masywniej, niż poprzednik. Muskularne kształty działają na wyobraźnię i wpływają na dobry odbiór auta.
No dobrze, ale jak to się stało, że Stary Kontynent musiał tak długo czekać na swoją kolej? Powodu należy upatrywać w układzie napędowym.
Inżynier Mitsubishi wyjaśnił mi, że w związku z wyższymi prędkościami osiąganymi w Europie, a przede wszystkim w Niemczech, podzespoły hybrydy plug-in musiały zostać dostosowane do trudniejszych warunków. Krótko mówiąc, gdyby nie największa chluba niemieckich autostrad, prawdopodobnie mielibyśmy Outlandera już wcześniej. Japończycy nie tylko zwiększyli akumulator (który teraz ma pojemność 22,7 kWh), ale także poprawili jego chłodzenie i zwiększyli moc.
Sumaryczna moc napędu też jest wyższa. Co prawda zachowano wolnossący silnik o pojemności 2,4 litra (który generuje 136 KM), ale dzięki dwóm jednostkom elektrycznym o mocy 116 (z przodu) i 136 KM (z tyłu), kierowca będzie miał do dyspozycji aż 306 KM. Mimo takiej wartości sprint do setki zajmuje aż 7,9 s. Konkurenci przy podobnych parametrach uzyskują lepsze wartości.
Moc na koła będzie przenosić przekładnia z elektronicznie sterowanymi biegami, a wisienką na torcie ma być napęd S-AWC czerpiący z najlepszych rozdziałów historii Mitsubishi, zarówno drogowej, jak i rajdowej. Niezależne sterowanie napędem między przednią i tylną osią ma zapewnić według Japończyków lepszą responsywność na zmianę warunków oraz bardziej precyzyjne dozowanie momentu obrotowego na każde z kół. Jak to działa w praktyce miałem już okazję sprawdzić na zamarzniętych jeziorach Finlandii zimą tego roku.
Układ hybrydowy po wyczerpaniu energii z akumulatora będzie pracował w dwóch trybach – szeregowym (przy niskich prędkościach) oraz równoległym (np. na autostradzie). Sama bateria z kolei ma pozwolić na bezemisyjne przejechanie do 86 km (przy prędkości do 135 km/h). Zaskakujące, że Japończycy zdecydowali się zamontować nie tylko wtyczkę Type 2, ale także zanikające w Europie CHAdeMO. O ile drugie złącze przyjmie moc do 11 kW, tak pierwsze niestety tylko 3,8 kW. Pocieszeniem jest możliwość dwustronnego zasilania zewnętrznych urządzeń.
Duży rodzinny samochód? Nie we wszystkich aspektach
Producenci coraz mocniej starają się, by elementy hybrydy plug-in nie ograniczały funkcjonalnych aspektów samochodu. W nowym Mitsubishi wyszło to dwojako. Z jednej strony mamy dużo przestrzeni w II rzędzie, kanapa jest obszerna oraz dobrze wyprofilowana i podróżujący tu pasażerowie z pewnością nie będą narzekać na brak komfortu. Z drugiej – bagażnik oferuje skromną, jak na tę klasę, pojemność 495 litrów. Na szczęście wygospodarowano schowek na kable pod podłogą, ale wciąż nie jest to wartość, z której Japończycy mogą być dumni.
Ze względu na akumulator na razie nie przewidziano też wersji siedmioosobowej, choć ta kwestia pozostaje rzekomo otwarta. Osobliwie rozwiązano z kolei kwestię podłokietnika na tylnej kanapie. Po jego złożeniu pasażerowie mają natychmiastowy dostęp do przestrzeni bagażowej – nie przewidziano żadnej ścianki, którą producenci zwykli stosować w tym miejscu.
Świetne wrażenie robi za to deska rozdzielcza. Jakość wykończenia oraz dobór materiałów w stosunku do poprzedniej generacji stanowi istną przepaść. Zastosowano wiele miękkich materiałów, a ich grubość np. na podłokietniku na drzwiach, jest zaskakująca. Sporo elementów kokpitu zapożyczono z bliźniaczego X-Traila, dzięki czemu zachowano fizyczne przyciski, a dostęp do podstawowych funkcji jest szybki i wygodny.
Od Nissana przejęto także ładną i nowoczesną szatę graficzną tak 12,3-calowych cyfrowych zegarów, jak i multimediów wyświetlanych na ekranie o tej samej przekątnej. W przeciwieństwie do bliźniaczego modelu, Outlander nie korzysta z systemu opartego o mapy Google. Inżynierowie Mitsubishi tłumaczyli to brakiem kompatybilności z niektórymi funkcjami związanymi z innym napędem. Mimo to jest przejrzyście i logicznie.
Nie zabrakło też przy tym sterowania głosowego czy bezprzewodowej łączności z Android Auto i Apple Car Play. Zamykając temat kokpitu, na pochwałę zasługuje jeszcze pozycja za kierownicą i bardzo wygodne fotele. Podróż ma ponadto umilać nowy 12-głośnikowy system audio opracowany we współpracy z Yamahą.
Mitsubishi Outlander jawi się jako interesująca propozycja w swoim segmencie. Z drobną wpadką w postaci nieprzesadnie przestronnego kufra, w pozostałych aspektach wypada bardzo korzystnie. Szczególnie wnętrze robi świetne wrażenie. O ile marka przebije się przez tarczę zapomnienia rynkowego, model ma szansę powalczyć. Na potencjalny sukces z pewnością wpływ będzie miała cena.
Ta, jak nietrudno się domyśleć, raczej niska nie będzie. Biorąc pod uwagę, że Eclipse Cross kosztuje obecnie co najmniej 192 tys. zł, można się spodziewać, że cennik Outlandera będzie otwierać kwota 230-250 tys. zł. Ponadto Mitsubishi nie planuje wprowadzenia słabszej wersji z napędem na jedną oś, która z pewnością obniżyłaby poprzeczkę. Zarząd nie zamierza jednak rezygnować z napędu S-AWC. Ten ma być swoistą wizytówką modelu.
Ratunkiem może być rozsądne finansowanie. Co istotne, Mitsubishi jest tego świadome i planuje zastosowanie różnych rozwiązań, by przyciągnąć klientów. Ponadto japońska marka oferuje przyzwoite warunki gwarancyjne – 5 lat ogólnej gwarancji i 12 lat gwarancji antykorozyjnej. Na oficjalne ceny jeszcze poczekamy. O ile start produkcji planowany jest pod koniec roku, tak sprzedaż auta ruszy dopiero wiosną 2025 r.