BMW i3s jest drogie, ale życie z nim jest wyjątkowo tanie
Miesiąc z BMW i3s był świetną okazją, by policzyć, ile tak naprawdę kosztuje jazda takim samochodem. Nie ograniczałem się do darmowych stacji ładowania, a nawet pojechałem autem na przegląd. Okazuje się, że oszczędności są nie tylko na paliwie.
BMW i3s - koszty podczas testu długodystansowego
Na wstępie chcę zaznaczyć, że nie będę tutaj liczył, ile trzeba jeździć, by zakup małego elektryka się "zwrócił". Kupując samochód na prąd zyskujemy nie tylko tańszą eksploatację, ale też wyższy komfort i lepszą dynamikę niż w odpowiedniku spalinowym. Moim zdaniem to rzeczy, które każdy musi wycenić sobie indywidualnie i tak samo jak nie liczymy, po jakim czasie zwróci się dopłata do mocniejszego silnika czy lepszego zestawu audio, tak samo odpuścimy sobie podobne kalkulacje tutaj. Po prostu chciałem sprawdzić, ile tak naprawdę kosztuje korzystanie z auta elektrycznego.
Płacisz na "dzień dobry"
Bazowy egzemplarz BMW i3 kosztuje 168 900 zł. Dopłata do wersji i3s to 14,5 tys. zł, za które dostajemy pakiet stylistyczny, dodatkowe 14 KM mocy i obniżone zawieszenie. Testowany egzemplarz był wyceniony na ok. 200 tys. zł. To wręcz kosmiczne kwoty, jeśli weźmiemy pod uwagę, że mówimy tutaj o hatchbacku segmentu B. W końcu i3 ma mniej niż 4 m długości, symboliczny bagażnik i choć miejsca w środku jest sporo, jest to auto przeznaczone raczej dla dwóch osób.
A jak z ubezpieczeniem? Tutaj historia się powtarza. Sprawdziłem w jednym z towarzystw, ile zapłaciłbym za OC i AC dla benzynowego BMW 120i oraz dla i3s. Różnica wyniosła ponad 1300 zł na korzyść tego pierwszego. Może się to wiązać z tym, że auta elektryczne mają większe ryzyko stłuczki. A przynajmniej tak wynika z badania, które przeprowadziła francuska AXA.
Oszczędności na co dzień
Elektryk zaczyna wypadać znacznie lepiej, gdy przychodzi już do faktycznej jazdy. Średnie zużycie prądu z testu wyniosło 14,8 kWh/100 km, co jest wynikiem naprawdę imponującym, jeśli weźmiemy pod uwagę wiek konstrukcji. BMW i3 jest dostępne na rynku od 2014 roku. Gdyby chcieć ładować się wyłącznie przy użyciu domowej instalacji, za każde 100 km płaciłbym 8,14 zł zakładając średnią cenę za 1 kWh na poziomie 0,55 zł. Tylko że takie wyliczenia raczej nie mają nic wspólnego ze stanem rzeczywistym.
W ciągu miesiąca do gniazdka w domu podpinałem się dwa razy. Na co dzień prąd uzupełniałem na redakcyjnym parkingu, gdzie nie płacę za ładowanie. Korzystałem z rozstawionych po Warszawie darmowych słupków zlokalizowanych m.in. przy nadwiślańskich bulwarach czy na Placu Teatralnym. Co ważne, w każdym z tych wypadków nie musiałem tam specjalnie jechać, by naładować auto. Po prostu robiłem to przy okazji. Oszczędzałem więc nie tylko pieniądze, ale też czas.
Z darmowych stacji zdarzało mi się też korzystać podczas mojego wyjazdu na urlop. Tam jednak musiałem użyć płatnych ładowarek sieci GreenWay, których koszt jest zależny od abonamentu, na który się zdecydujemy. Ja mam podstawowy, bezpłatny wariant, więc za 1 kWh z szybkiej ładowarki płacę 2,19 zł. Operator nalicza też opłatę postojową, jeżeli zajmujemy miejsce dłużej niż 45 minut – jest to 0,40 zł za minutę. Licząca 365 km trasa z Katowic do Warszawy przez Piotrków Trybunalski i Radom kosztowała 62,86 zł – auto było naładowane bezpłatnie przed wyjazdem.
Zobacz także
Skoro mowa o korzystaniu z elektryka na co dzień, to trzeba też wspomnieć o parkowaniu w mieście. Jest bezpłatne. Na przykład w Warszawie może to oznaczać 31,80 zł oszczędności dziennie. Przepisy uchwalone przez Sejm w 2018 roku dają jednak samorządom możliwość podniesienia opłat za parkowanie, co sprawi, że w kieszeniach kierowców elektryków zostanie jeszcze więcej. Ile? W Krakowie będzie mogło to być nawet 60 zł dziennie.
Taniej też w serwisie
Za przeglądy, które trzeba wykonywać, by spełnić warunki gwarancyjne, w przypadku i3s płacimy czasem, a nie pieniędzmi. Kupując auto dostajemy od razu pakiet finansujący wizyty w serwisie. Mimo wszystko udałem się do warszawskiego Inchcape Motors, by dowiedzieć się, jak wygląda serwisowanie elektryka. Dowiedziałem się, że auta są w zasadzie bezproblemowe.
Najczęstsze naprawy to wymiana elementów nadwozia, na które niestety czeka się dłużej niż w przypadku innych modeli. Ceny? Różne. Przedni zderzak kosztuje 1722 zł, czyli o blisko 400 zł mniej niż w przypadku Serii 1. Za tylny trzeba zapłacić już znaczniej więcej – 6700 zł. Błotnik lewy przedni to wydatek 1900 zł, z kolei reflektor ledowy kosztuje 6300 zł.
Jeśli chodzi o zużycie elementów, to kierowcy elektryków powinni częściej sprawdzać stan bieżnika w oponach. Ogumienie zużywa się szybciej niż w przypadku samochodów spalinowych, ale różnica jest naprawdę niewielka. Natomiast klocki hamulcowe w i3 wytrzymują na znacznie dłużej niż w Serii 1, gdzie zazwyczaj trzeba je wymieniać po 40 tys. km. W historii serwisu był jeden przypadek, gdy pracownicy musieli wymieniać ten element (przednie kosztują 1500 zł, tylne 1300 zł). Wtedy auto miało przejechane ponad 100 tys. km.
Kilka niewiadomych
Masowo produkowane samochody elektryczne to ciągle nowość, więc jest kilka pytań, na które nie znamy odpowiedzi. Jak w przyszłości będzie wyglądała kwestia zużycia akumulatorów i ich ewentualnej wymiany? BMW daje 8 lat gwarancji lub 100 tys. km, ale co potem? Czy ceny prądu ulegną zmianie, jeśli zacznie przybywać elektryków? Ile będziemy płacić za ładowanie, gdy darmowe stacje odejdą w zapomnienie? To wszystko będzie się wyjaśniać w najbliższych latach.
Dla mnie największą przewagą auta elektrycznego nad spalinowym są jednak te wartości, które trudno przeliczyć na cenę. Sposób, w jaki rozwijają moc, cisza czy zerowa emisja podczas jazdy to coś, co moim zdaniem jest warte dopłaty. Ponadto mieszkam w Warszawie, gdzie możliwość wjazdu na buspas oznacza, że wszędzie dojeżdżam szybciej. A to, że przy okazji życie z takim autem jest zauważalnie tańsze, jest ważne, ale - moim zdaniem - nie kluczowe.