Kupili i tracą. Wszystko przez silnik pod maską

Używane samochody o napędzie elektrycznym tracą na wartości szybciej, niż sądzono. Dla użytkowników takich pojazdów, a także dla ich producentów, to spory problem.

Elektryczny napęd nie musi być atutem - przynajmniej w używanym samochodzie
Elektryczny napęd nie musi być atutem - przynajmniej w używanym samochodzie
Źródło zdjęć: © WP
Tomasz Budzik

06.11.2023 | aktual.: 17.01.2024 14:56

Choć samochody o napędzie elektrycznym nie są nowością, to dopiero w ostatnich latach zaczęły robić się na tyle popularne, że przestały być marginesem motoryzacji w Europie. To sprawia, że rynek wtórny takich pojazdów dopiero się kształtuje. Już jednak może być rozczarowaniem dla producentów i użytkowników aut na prąd, informuje Automotive News Europe.

Jak wynika z wyliczeń przedstawionych przez Fintana Knighta, szefa firmy analitycznej Automotive Equity Management, różnica w spadku wartości używanego samochodu elektrycznego w stosunku do odpowiadającego mu auta spalinowego może wynosić od 10 do 12 punktów procentowych. Na niekorzyść tego pierwszego.

To dane dla Europy Zachodniej. W USA może być jeszcze gorzej. Według wyliczeń przytoczonych przez ANE, obecnie szacuje się, że spadek wartości nowego auta po trzech latach wyniesie w USA 28 proc. dla pojazdu spalinowego oraz 41 proc. dla auta elektrycznego. Nie jest to jednak tylko kwestia małej popularności aut na prąd. W Szwecji, gdzie samochody elektryczne odpowiadają obecnie mniej więcej za jedną trzecią rynku, w najbardziej jaskrawym przykładzie wartość używanego auta elektrycznego była o 23 punkty procentowe niższa od jego spalinowego odpowiednika.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Skąd bierze się ta tendencja i jakie ma skutki? Powodów może być kilka. Pierwszym z nich mogą być dopłaty do nowych aut elektrycznych i ich brak w przypadku aut używanych. Drugim – paradoksalnie – szybki rozwój aut elektrycznych. Sprawia on, że kilkuletni model na prąd może być postrzegany jako przestarzały pod względem zasięgu czy innych udogodnień. Pozostaje jeszcze kwestia baterii. Ta, jak wiadomo, stanowi spory procent wartości całego auta, a ocena jej kondycji nie zawsze jest łatwa. Nie wystarczy porównanie przebiegu, bo akumulator w aucie, który więcej przejechał, ale był ładowany w domu i mniej więcej do 80 proc., może być w lepszej kondycji niż ten sam element w aucie z mniejszym przebiegiem, ale historią, obejmującą częste korzystanie z szybkich punktów ładowania.

Ostatecznie zmotoryzowani mają przed zakupem używanego "elektryka" więcej obaw niż w przypadku auta spalinowego. To przekłada się na niższą cenę, a to z kolei sprawia, że leasing na nowe auto o napędzie elektrycznym często okazuje się mniej atrakcyjny niż w przypadku aut spalinowych. Koło się zamyka. Porządek rzeczy mogłoby zmienić wydłużenie gwarancji na baterię, ale to też rozwiązanie, które producenci mogą postrzegać jako ryzykowne. Możliwe więc, że niewiele się zmieni, póki auta elektryczne będą konkurować na rynku wtórnym ze spalinowymi.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (57)