FCA zapłaci Tesli, by móc przekraczać limit emisji spalin
Od 2021 roku średnia emisja CO2 wszystkich aut sprzedawanych przez jednego producenta nie będzie mogła być wyższa niż 95 g/km. Dla FCA to problem, ponieważ limit przekracza każdy z ich modeli. Koncern sięgnął więc po nietypowe rozwiązanie.
08.04.2019 | aktual.: 13.03.2023 14:13
Unia Europejska wypowiedziała wojnę emisji CO2 przez samochody. Jednym ze stosowanych narzędzi są drastyczne limity. Obecnie dopuszcza się, by wszystkie auta sprzedawane przez jednego producenta średnio emitowały 130 g tego gazu. Od 2021 roku wartość ta spadnie do zaledwie 95. Kto tego nie spełni będzie płacił karę. 5 euro za pierwszy gram ponad limit, 15 za drugi, 25 za trzeci i 95 za każdy kolejny.
Hybrydy, elektryki i kupowanie
Producenci robią co mogą, by sprostać tym wymaganiom. Stąd mamy prawdziwy wysyp aut hybrydowych i elektrycznych, ale w wielu przypadkach to może po prostu nie wystarczyć. Już dzisiaj mówi się, że od 2021 roku samochody zaczną znacznie drożeć. Carlos Tavares, szef PSA, idzie o krok dalej. Twierdzi, że ta polityka odbije się na europejskim przemyśle motoryzacyjnym, a do 2030 roku pracę ma stracić aż 13 mln osób. Przejście na hybrydy i "elektryki" wiąże się bowiem z zakupem podzespołów z Azji.
Wprowadzanie nowych modeli nie jest jedynym sposobem na sprostanie wymogom unijnym. Przepisy pozwalają na odsprzedawanie "niewykorzystanej" emisji CO2 innym producentom. Dotychczas nikt nie deklarował, by chciał iść tą drogą, ale według doniesień dziennika "Financial Times", tę ścieżkę ma obrać Fiat Chrysler Automobiles, a ich partnerem będzie ktoś, kto o przekroczenie emisji nie musi się martwić – Tesla.
Najrozsądniejsze wyjście
Obecnie w europejskiej ofercie FCA nie ma ani samochodów hybrydowych, ani elektrycznych. Podczas salonu w Genewie zobaczyliśmy Jeepa Renegade'a oraz Compassa w wersji Plug-In Hybrid, ale na rynkową premierę tych aut jeszcze poczekamy. Z kolei w USA Fiat oferuje elektryczną 500 w wersji elektrycznej, ale oficjalnie nie da się jej kupić w Europie.
Najmniej CO2 emituje Fiat Panda Van z 0,9-litrowym silnikiem Multijet – 99 g/km, więc i tak więcej niż dopuszczalny limit. Z kolei na drugim końcu skali znajduje się Jeep Grand Cherokee Trackhawk, którego potężne V8 "wypluwa" aż 395 g CO2 na każdy kilometr.
Prawdopodobnie stąd pomysł, by wejść w porozumienie z Teslą. Wliczając auta amerykańskiego producenta do floty FCA może okazać się, że spełnienie limitu nie będzie dużym problemem. Szczególnie, gdy weźmiemy pod uwagę popularność "elektryków" z Kalifornii w Europie. W lutym Model 3 sprzedał się w większej liczbie niż niemieckie sedany - Mercedes Klasy C, Audi A4 czy BMW serii 3.
Raport nie podaje, ile FCA zapłaci Tesli za możliwość "korzystania" z ich bezemisyjnych samochodów. Wiemy jednak, że przez ostatnie trzy lata amerykański producent zarobił ponad miliard dolarów (ok. 3,82 miliarda zł) na podobnych umowach w USA. Czy inne koncerny pójdą drogą FCA? Jest zbyt wcześnie, by o tym mówić.
Nie oznacza to, że włosko-amerykański koncern rezygnuje z pracy nad bardziej ekologicznym napędem. Następca Fiata 500 będzie autem w pełni elektrycznym, Alfa Romeo zapowiada pierwsze hybrydy (w tym model GTV), o planach Jeepa już pisałem. Dogadując się z konkurentem FCA tak naprawdę kupuje więc czas, by dopracować swoje rozwiązania. Co nie zmienia faktu, że największym wygranym ograniczeń emisji CO2 w Europie może okazać się nie powietrze, a właśnie Tesla.