Niemieccy producenci nie chcą irytować Chin. Jest polityczny pat
Motoryzacja – jak nigdy wcześniej – stała się elementem światowej polityki. Unia chce bronić się przed zalewem tanich, chińskich elektryków, ale osoby zarządzające niemieckimi koncernami boją się odwetu z Państwa Środka.
Pojazdy elektryczne produkowane przez chińskie marki już znajdują się w Europie i są bardzo nisko wycenione. Już za około 130 tys. zł można stać się właścicielem czterech kółek chińskiej myśli technicznej. W celu obrony przemysłu Starego Kontynentu Unia Europejska zaczęła rozważać kwestię nałożenia na nie cła.
- Bardzo szybko można strzelić sobie w stopę – powiedział Olivier Zipse, dyrektor zarządzający BMW podczas zebrania inwestorów. Powód jest prosty: elektryczne Mini i iX3 sprzedawane "u nas" są produkowane w Chinach. Co więcej, Chiny mogą odpowiedzieć podobnymi krokami, a są one drugim największym rynkiem dla tego koncernu, tuż po Europie. - Nasz przemysł nie potrzebuje ochrony –stwierdził Zipse.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
BMW X2 sDrive20i – trzy cylindry za grillem z X5 M
Kontrowersyjną opinią podzielił się Ola Källenius, który stwierdził, że chińska konkurencja pomoże stworzyć Europie lepsze auta. Jeden na trzy sprzedane mercedesy trafia do Chin. "Zawsze istnieje jakaś forma odwetu" – powiedział z kolei Thomas Schaefer, dyrektor zarządzający marką Volkswagen podczas szczytu "przyszłość samochodu" pisma Financial Times.
Interesujący jest również inny wątek poruszony przez szefa BMW. Producenci polegają nie tylko na finalnym produkcie – samochodzie – ale i na komponentach i materiałach. W przypadku elektryków, kluczowe są zasoby do produkcji baterii. Te znajdują się w Państwie Środka. – Nie byłoby nawet jednego samochodu w Europie bez komponentów z Chin – powiedział Zipse.