Dopłaty do samochodów elektrycznych oficjalnie bez podatku. Na tym koniec dobrych wiadomości

Dopłaty do samochodów elektrycznych oficjalnie bez podatku. Na tym koniec dobrych wiadomości

Dopłaty jeszcze nie działają, a ładowarki już przestały być darmowe.
Dopłaty jeszcze nie działają, a ładowarki już przestały być darmowe.
Źródło zdjęć: © mat. prasowe
Filip Buliński
07.02.2020 10:18, aktualizacja: 13.03.2023 13:30

Rządowe dopłaty do zakupu aut elektrycznych coraz bliżej. W Dzienniku Ustaw opublikowana została nowelizacja ustawy o podatku dochodowym. Dzięki temu nie zapłacimy go korzystając z dofinansowania. Szkoda, że wysokość zapomogi stoi pod znakiem zapytania. Dilerzy są już zniecierpliwieni niezdecydowaniem władz.

Jedną z ostatnich przeszkód przed oficjalnym rozpoczęciem naboru wniosków o dofinansowanie do zakupu aut elektrycznych miały być problemy związane z podatkiem. Biorąc pod uwagę dotychczasowe zapewnienia o wysokości dopłat sięgających nawet 37,5 tys. zł, w zależności od progu danina mogła wynosić niemal 6,8 tys. lub 12 tys. zł, co znacznie obniżało atrakcyjność dofinansowania. Było to jawne niedopatrzenie.

Trudność została w końcu pokonana, a nowelizacja wejdzie w życie 20 lutego. W grudniu Ministerstwo Klimatu zapowiedziało, że program wystartuje w pierwszym kwartale 2020 roku, po uporaniu się z problemem podatku dochodowego. Mimo to wciąż nie wiadomo, w jaki sposób będą przyznawane dotacje oraz... jaka będzie ich ostateczna wysokość.

Problemem jest także mechanizm udzielania dopłat, który może spowodować, że środki przeznaczone na ten rok zostaną wykorzystane w krótkim czasie. Z podobną sytuacją można było się spotkać na Słowacji, gdzie pieniądze zarezerwowane na dofinansowania skończyły się w zaledwie 4 minuty. Zdarzenie spowodowało nie tylko ogólną krytykę przez media krajowe, ale także europejskie.

Minister klimatu Michał Kurtyka zapowiedział, że dotychczasowa maksymalna kwota dofinansowania może zostać obniżona o połowę. Oznaczałoby to, że beneficjenci będą mogli liczyć maksymalnie na wsparcie Funduszu Niskoemisyjnego Transportu w wysokości 18 750 zł. A to będzie wymagało zmiany rozporządzenia, co znów wydłuży oczekiwanie na ostateczny start. Rząd tłumaczy to faktem, że z programu będzie mogło skorzystać więcej osób. Oznacza to jednak, że zapłacą za auto więcej.

Jak sugeruje Związek Dealerów Samochodów w swoim liście do ministra zasobów państwowych Jacka Sasina, dalsza zwłoka nie tylko ma negatywny wpływ na beneficjentów oraz dealerów, ale może się także odbić na krajowej gospodarce. Potencjalni chętni mogą rezygnować z zakupu auta elektrycznego ze względu na niższe dopłaty, a sprzedawcy mają problem z określeniem, jak dużo aut zamówić w najbliższych miesiącach, oraz co zrobić z tymi, które zalegają na placach.

Pod koniec roku importerzy gimnastykowali się jak mogli, by ich samochody na prąd spełniały stawiane przez rząd wymagania dotyczące górnej granicy cenowej. Pierwotne założenia pozwalały patrzeć przychylnym okiem na wiele ofert, a w III i IV kwartale 2019 roku można było zaobserwować spadek sprzedaży aut ładowanych z gniazdka, co oznaczało, że potencjalni beneficjenci czekali na start programu.

Dalsza zwłoka z pewnością jest niekorzystna dla każdej ze stron – stracić mogą nie tylko potencjalni chętni oraz importerzy, ale także sami rządzący, którzy wciąż zmieniając swoje zapewnienia i odwlekając w nieskończoność ważne dla wielu obywateli zmiany, tracą na wiarygodności.

Źródło artykułu:WP Autokult
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (13)