Nowy, elektryczny Mercedes GLC - niech stanie się światłość!
Mercedes mógł pozostać przy klasycznej stylistyce GLC, ale zamiast tego w modelu elektrycznym wybrał światło. Dokładniej – 942 punkty świetlne w grillu, który ma nawiązywać do modeli z lat 70 i 80. XX wieku. Ale poza tym dyskusyjnym zabiegiem można mówić o zmianach w dobrym kierunku.
Dyskusyjnym, bo nie każdemu ten grill się spodoba. Inżynierowie pracowali nad nim przez ostatnie cztery lata i o ile gdy pierwszy raz zobaczyłem przecieki - miałem wątpliwości. Teraz są one nieco mniejsze, choć nie ma co ukrywać, że ten element zachęca do dyskusji. Ma animację powitalną, pulsuje na postoju, ale już nie w ruchu. To kwestia skomplikowanych przepisów przez które musiało przebić się Audi gdy wprowadzało na rynek światła stopu "z pulsującym metalem".
Po pierwsze – auto oparte jest na zupełnie nowej platformie. Odmiana spalinowa zostanie upodobniona do auta ze zdjęć, ale jak dowiedziałem się od inżynierów podczas jazdy prototypami, jest za młoda by odsyłać ją do krainy wiecznych pościgów. Elektryczny GLC ma dłuższy rozstaw osi, o 84 mm, przez co praktycznie wskakuje do klasy wyżej. Nawet bez opcjonalnych progów obecność baterii jest doskonale ukryta. Co więcej, na tylnej kanapie, gdzie mamy 47 mm więcej miejsca, nie siedzimy (jak w dostępnych już elektrykach) złożeni jak scyzoryk. Bagażnik ma 570 litrów (optymistycznie, razem z przestrzenią pod podłogą).
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Mazda CX-60 - test napędu i-ACTIV AWD
Niespodzianka na klientów czeka już we wnętrzu. To nowy hyperscreen czyli trzy ekrany połączone taflą szkła mającą 99 cm. Robi to wrażenie i jest wykonane o wiele lepiej niż w przypadku nowego CLA. Mercedes zmienił też kierownicę i moje prośby zostały połowicznie wysłuchane. Pojawiły się fizyczne pokrętła od głośności i tempomatu. Komputer pokładowy dalej obsługuje się dotykowymi panelami, którym daleko od doskonałości.
Elektryczny Mercedes GLC jest pierwszym, który ma w pełni wegańskie wnętrze – z certyfikatem. Jeśli to nie wasz styl, ucieszy was jednak fakt, że nawet bazowe wnętrze nie jest już wykończonym strasznym plastikiem z poprzedniej Klasy E. Styliści dalej utrzymują fascynację gwiazdami – w szklanym, przyciemnianym dachu jest ich aż 162.
Ogniwo umieszczone w aucie ma 94 kWh, lecz producent nie zamyka się na opcję rozszerzenia oferty. Na razie w wersji z dwoma silnikami elektrycznymi (po jednym na każdej osi, łącznie 482 KM) mowa o zasięgu na poziomie 700 km wg normy WLTP czyli raczej 500 km w codziennej jeździe – choć o tym przekonamy się gdy auto przyjedzie na testy do Polski. Maksymalna moc ładowania to 330 kW, producent mówi o 300 km zasięgu w 10 minut – o ile znajdziecie mocną ładowarkę.
Elektryczne GLC waży około 2400 kg w topowej wersji, ale ukrywa to zgrabnie – miałem okazję przejechać się "na prawym" prototypem. To zasługa pneumatyki wyjętej z Klasy S oraz skrętnej tylnej osi. Przyspieszenie jak to w elektryku, robi wrażenie. Hamowanie podobno też – to samochód ma decydować czy używać rekuperacji czy już włączyć do gry klocki hamulcowe. W przypadku mojego kontaktu z modelem EQE było to trudne, a nawet irytujące – pedał miał tendencję do zmiany oporu i nigdy jako kierowca nie wiedziałem co auto tak naprawdę robi.
Zamówienia zostaną otwarte pod koniec tego roku, więc na pierwsze egzemplarze trzeba będzie czekać do 2026 roku. Ceny, co oczywiste, nie są znane – ale biorąc pod uwagę ostatnie aspiracje Mercedesa, będzie tylko drożej.