Elektryki też coraz droższe. Akumulator może kosztować o kilkadziesiąt tysięcy zł więcej
Samochody elektryczne napotykają kolejny problem w drodze do popularyzacji tego napędu. Konflikt w Ukrainie sprawił, że wyprodukowanie elektryka może być znacznie droższe – w niektórych przypadkach o co najmniej 30 tys. zł.
21.03.2022 | aktual.: 06.06.2024 08:05
Branża jeszcze nie poradziła sobie z brakiem półprzewodników, a już musiała się zmierzyć z kolejnym problemem – brakiem wiązek elektrycznych, które produkowane były np. na Ukrainie. To nie koniec. Jak wskazuje analiza S&P Global Mobility, ceny surowców do akumulatorów prawdopodobnie skutecznie zmniejszą rentowność pojazdów elektrycznych, na które postawiło wielu producentów.
Doskonale widać to przykładzie niklu, który tylko w ciągu jednego dnia podrożał dwukrotnie, do poziomu ok. 45 tys. dolarów za tonę. S&P donosi, że w niektórych momentach trzeba było zapłacić nawet 100 tys. dolarów za tonę. Rosja jest trzecim największym eksporterem niklu na świecie.
Nikiel jest popularnym substytutem w akumulatorach dla kobaltu. Niemiecki BASF, który jest istotnym graczem na rynku elektromobilności, przyznał, że nie będzie współpracował z rosyjskim Norisk Nickel. Inne firmy również przystały na to rozwiązanie.
To oznacza, że - według wstępnych analiz - akumulator przykładowej tesli model Y może być droższy o 8 tys. dolarów (ok. 33 tys. zł). W przypadku mercedesa EQS mówimy tu o 11 tys. dolarów (46 tys. zł). Dyrektor zarządzający niemieckiej marki stwierdził, że nie zmienia to strategii koncernu, który stawia na elektromobilność.
Autorzy analizy S&P Global Mobility zauważyli, że ten problem będzie głównym tematem w 2023 roku. Co gorsza, sprawi to, że punkt w którym samochód elektryczny będzie kosztował tyle, co pojazd z silnikiem spalinowym, odsuwa się w czasie. "Każda oszczędność uzyskana dzięki skali zamówień będzie niweczona przez rosnące ceny surowców" – czytamy w raporcie.