Niemcy coraz bliżej miliona aut elektrycznych na drogach. Dają Polsce przykład, jak tego dokonać
W minionym roku w Niemczech sprzedano blisko 200 tys. samochodów ładowanych z gniazdka (elektrycznych i hybryd plug-in). Przy tym tempie wzrostu jeszcze w tym roku po drogach naszych zachodnich sąsiadów będzie się poruszało milion zelektryfikowanych aut. Niemiecki rząd realizuje swój plan dzięki dużym dopłatom do zakupów i zgodnej polityce unijnej. A co z obietnicami polskiego rządu?
02.03.2021 | aktual.: 13.03.2023 10:04
Ogłoszony w 2016 roku w Polsce przez Mateusza Morawieckiego, wtedy jeszcze wicepremiera, plan miliona aut elektrycznych na polskich drogach w 2025 roku na razie idzie opornie. Do końca zeszłego roku udało się przebić granicę 10 tys. rejestracji aut tego typu, co daje dotychczasową realizację obietnicy na poziomie 1 proc.
Co ciekawe, pomysł miliona aut elektrycznych na drogach pojawił się nie tylko w Polsce - 6 lat wcześniej, w roku 2010, podobny plan założył rząd Angeli Merkel. Na realizację dał sobie 10 lat. W roku 2020 nie udało się osiągnąć tego celu, ale niewiele brakuje.
– Wszystko wskazuje, że cel miliona elektryków zostanie osiągnięty jeszcze w bieżącym roku 2021 – powiedział "Handelsblatt" przewodniczący Narodowej Platformy Przyszłości Mobilności Henning Kagermann. Ma uzasadnione powody, by spodziewać się takiego wyniku. Jeszcze na koniec roku 2018 stan realizacji wynosił niewiele ponad 1/3 (335 tys. zarejestrowanych "zielonych" aut). Ale już w zeszłym roku sprzedano w Niemczech 194 500 aut tego typu, a wyniki w nadchodzących miesiącach będą jeszcze lepsze.
Wskazuje na to zanotowane w ostatnich miesiącach ogromne tempo wzrostu sprzedaży aut ładowanych z gniazdka. Uzyskany w 2020 roku w Niemczech wynik jest ponad trzykrotnie wyższy niż w roku 2019. Według danych ACEA tylko w ostatnim kwartale zeszłego roku sprzedano tam 95,9 tys. aut czysto elektrycznych, co stanowi wzrost o 521 proc. wobec analogicznego okresu w roku poprzednim.
Prosty sposób na milion aut elektrycznych na drogach
Przyspieszenie sprzedaży aut elektrycznych to ważny cel dla europejskiej gospodarki. Najważniejszym powodem jest wymierna poprawa czystości powietrza w miastach, ale jeśli kogoś istniejące dowody nie przekonują, to pozostaje jeszcze ważny impuls gospodarczy. Na realizację strategii elektromobilności wiele krajów przeznacza miliardy, które wracają do konsumentów i gospodarki.
Pieniądze te można wydawać na różne sposoby. Scenariusz niemiecki pokazuje, jakie konkretne wydatki przynoszą skutki. Najważniejszym są realne i łatwo dostępne dopłaty do zakupu nowych aut z ekologicznym napędem. Popyt na elektromobilność w Niemczech wyraźne przyspieszył po wzroście rządowych subwencji. Obecnie wynoszą one do 9 tys. euro na jedno auto. Rząd dokłada do 6 tys. euro, a do 3 tys. euro dorzuca sam producent samochodu. Preferencyjne warunki zakupu dotyczą również leasingu i nie przewidują poważnych ograniczeń w późniejszym wykorzystaniu auta.
Na tym jednak rząd Angeli Merkel nie poprzestaje. Niemcy przyznają, że są świadomi ograniczeń związanych z podróżowaniem autami elektrycznymi, dlatego zaplanowali, że w przeciągu najbliższych 2 lat wybudują tysiąc stacji szybkiego ładowania przy autostradach. Na ten cel z krajowego budżetu mają zostać przeznaczone 2 mld euro.
Te liczby można oczywiście odeprzeć faktem, że nie da się porównywać warunków rynku niemieckiego i polskiego - tak z powodu siły nabywczej obywateli, jak i możliwości budżetowych tych krajów. Z takimi argumentami jak najbardziej się zgadzam i dlatego zaznaczam, że taka analogia nie jest moim wymysłem. Mimo to obietnica złożona przez rządy obydwu państw jest identyczna.
Elektromobilność w Polsce: marzenia o potędze, które nie chcą się urzeczywistnić
Zestawienie jest tym bardziej zasadne, że i kolejne zapowiedzi czy nawet konkretne inwestycje w elektromobilność ze strony polskiej wcale nie są powściągliwe. Póki co pieniądze kierowane są jednak raczej na te projekty, które chwytają za serce i pobudzają zbiorową wyobraźnię, a nie te, które przynoszą konkretne i szybkie skutki.
Wskazuje na to opublikowany pod koniec 2020 roku raport Najwyższej Izby Kontroli. Słowa Mateusza Morawieckiego i zapoczątkowany nimi wielki Plan Rozwoju Elektromobilności podsumowano w tym dokumencie następująco:
"Elektromobilność w Polsce jest nadal na etapie początkowym, mimo upływu 4 lat od zaprezentowania wizji jej rozwoju. Pod względem liczby samochodów elektrycznych oraz infrastruktury jesteśmy wciąż na szarym końcu Europy. Rządowy Plan Rozwoju Elektromobilności nie poprawił sytuacji, gdyż realizowany był wybiórczo i z opóźnieniami".
Rząd upiera się jednak, że wszystko idzie zgodnie z planem. Realizacja Izery idzie do przodu i obiecywane 2 mld zł na budowę fabryki już zaczynają być dysponowane. Dotychczasowa skuteczność rządu w wydawaniu pieniędzy na rozwój elektromobilności może jednak budzić obawy co do tego, jak tak duża suma zostanie zagospodarowana.
Pierwszy program dopłat do samochodów elektrycznych w Polsce zakończył się kompletnym fiaskiem. Subwencja rządu była skromna - nawet na tle analogicznych programów w Rumunii czy Słowacji, spóźniona o wiele miesięcy i obwarowana tyloma obostrzeniami, że zdecydowało się z niej skorzystać tylko 261 Polaków, w tym 68 przedsiębiorców kupujących elektryczne auta dostawcze i jeden taksówkarz.
To jednak i tak lepszy efekt niż ten osiągnięty przez Fundusz Niskoemisyjnego Transportu. Po kilku latach działalności został on zamknięty. Jedyne, co po nim pozostało, to 684 tys. zł przeznaczone na funkcjonowanie funduszu, który nie przyniósł żadnych produktywnych efektów.
Fiaskiem zakończył się również program Bezemisyjny Transport Publiczny, na który z budżetu państwa wydano ponad 7 mln zł. Narodowe Centrum Badań i Rozwoju od 2017 roku prowadzi również program polskiego auta dostawczego e-Van. Póki co nie przyniósł on jednak efektów innych od zapowiedzi wydania kolejnych dziesiątków milionów złotych, szkiców wyglądu samochodu i obietnic wskrzeszenia kolejnych dumnych polskich nazw. Według najnowszej wersji będzie to Syrena.
Polski rząd snuje wielkie plany, Unia realizuje skuteczne strategie
Póki co w Polsce skutecznie udaje się realizować tylko te elementy strategii rozwoju elektromobilności, które są opracowane w ramach planów Unii Europejskiej i finansowane ze środków unijnych (autobusy zeroemisyjne) lub prywatnych (sieć szybkich ładowarek). Te pojedyncze sukcesy to jednak zdecydowanie za mało.
Zobacz także
Teraz w grze nie jest wyścig o mistrzostwo wśród europejskich liderów elektromobilności, ale chociaż o jakiekolwiek nadążenie za trendami. Te dalej Polsce uciekają, bo są wprowadzane w życie w bardzo szybkim tempie. Unia Europejska w lutym 2021 roku zapowiedziała, że zobowiąże kraje członkowskie do postawienia łącznie miliona publicznych stacji ładowania aut elektrycznych do końca 2024 roku i 3 mln do roku 2029. Przez ostatnią mniej więcej dekadę w Polsce udało się ich zbudować - wspólnymi siłami - niewiele ponad 1300. W zakresie elektromobilności w naszym kraju musi więc zmienić się sporo - i to szybko. I nie tylko na drogach, ale i w głowach polityków.