Pierwsza jazda: BMW M5 Touring przez krainę fotoradarów i zamarznięte jeziora
Moje wrażenia z próby drogowej M5 z nadwoziem sedan już poznaliście. Do perfekcji brakowało mi w tym samochodzie tylko nadwozia kombi. I oto jest. BMW M5 Touring. Rodzinny transporter kompletny. Perfekcyjna synteza sportu i walorów użytkowych. Stoi przede mną, w pachnącym wiśniami kolorze Fire Red. Do pokonania ponad tysiąc kilometrów w przeróżnych, momentami koszmarnych warunkach pogodowych oraz walka o trakcję na skutym lodem jeziorze.
Trasa ze Sztokholmu do Östersund to 550 km przez krainę lasów, jezior i fotoradarów (było ich ponad 30). Ze stolicy Szwecji ruszam powoli na prądzie. To hybryda plug-in, więc nie muszę straszyć przechodniów sennych przedmieść ośmiocylindrowym szatanem, który tylko czeka pod maską, żeby narobić zamieszania. Kulturalnie opuszczam miasto i ruszam na trasy "szybkiego" ruchu.
Szybkiego znalazło się w cudzysłowie, bo maksymalne ograniczenie, jakie tutaj widziałem, to 120 km/h, a na ogól na znakach jest liczba 110. Im bardziej na północ, tym częściej było to 80. Po ponad 500 km z takimi prędkościami przyniosło zużycie paliwa na poziomie 8,7 l/100 km.
Był to też dobry sprawdzian dla adaptacyjnych LED-ów Piątki. Skandynawskie ciemności, które pojawiają się błyskawicznie po godzinie 15:30, wymagają dobrego oświetlenia. Adaptacyjne LED-y są w tych warunkach na wagę złota.
Wydaje się, że Szwedzi uznają jednak bardziej radykalne rozwiązania, gdyż wiele samochodów, od starych Fabii po ciągniki siodłowe, wyposażonych jest w gigantyczne "elektrownie". To tylko pokazuje mi, że tak naprawdę dobre reflektory adaptacyjne są na wagę złota nawet bardziej dla otoczenia, niż dla samego kierowcy. Nie policzę, ile razy koncertowe oświetlenia ciężarówek oślepiały mnie, gdy wyłaniały się zza szczytów podczas gdy nowoczesne reflektory BMW wycinały w snopach światła ciemne strefy dla kierowców nadjeżdżających z naprzeciwka. BMW M5 wykazało się kulturą po raz drugi.
Kolejnego dnia cel był już tylko jeden – skute lodem jezioro Stortjärnen. Poranek przywitał mnie słońcem znacznie później niż w Polsce, bo jasno zrobiło się dopiero koło 9 rano. Wioski na drodze z Östersund na mroźny plac zabaw, namalowane czerwienią faluńską w białym krajobrazie, są tak przytulnie senne, że mimo 727 KM pod prawą stopą, tutaj po prostu nie wypada korzystać z ogromu mocy BMW M5.
Mimo to po kilku kilometrach tył mojego M5 Touring jest zmrożony chropowatym szronem. Powoli zjeżdżam na 40-centymetrową pokrywę lodową. Opony Michelin uzbrojone w krótkie kolce w fabryce w Olsztynie będą dzisiaj moim sprzymierzeńcem w nauce precyzji.
Przede mną rozciągają się slalomy, a w oddali wyrysowany w śniegu znajduje się kręty, lodowy tor. Zaczynam rewidować swoją absolutną pewność, że M5 jest superzwinne mimo swojej masy. Wiele osób w komentarzach pod moim testem i postami w mediach społecznościowych butnie mi nie wierzyło. Może mieli rację?
Jezioro skute lodem to miejsce, gdzie niekoniecznie liczy się ogromna moc. To próba sprawdzająca skuteczność trakcyjną napędu i zwinność samochodu. Może się wydawać, że nie jest to więc wymarzone środowisko dla 2,5-tonowego, ponad 5-metrowego kombi, oferującego 727 KM i 1000 Nm. Kilka najbliższych godzin albo utwierdzi mnie w przekonaniu, które wyrobiłem sobie jesienią, albo będę musiał posypać głowę popiołem.
Zaczynamy od slalomu o krótkim rozstawie słupków. Na początek z włączonymi wszystkimi systemami wspomagającymi. Bułka z masłem, ale to nic zaskakującego. Potem kolejno próbujemy ustawień kontroli trakcji: MDM oraz DSC OFF, przechodząc następnie z 4WD, przez 4WD Sport po 2WD.
M5 Touring powoli oswaja mnie ze swoimi umiejętnościami z każdym kolejnym przejazdem. Już w ustawieniach MDM, z umiarkowanym wsparciem auta, można nieco pozarzucać tyłem samochodu i potem z dużą łatwością ustabilizować tor. Slalom z odpiętymi kagańcami, ale ciągle w pełni aktywnym napędem 4WD, to już mnóstwo zabawy, która dostarczana jest w bajecznie prosty sposób.
4WD Sport powoduje przerzucenie większej odpowiedzialności za dostarczanie momentu obrotowego na lód na tylne koła. Teraz tył zaczyna wychylać się dużo chętniej, ale dzięki temu auto jest też dla mnie bardziej naturalne. Przyznam, że było to dla mnie ustawienie bardziej intuicyjne, analogowe wręcz, niż te, w których M5 służyło pomocą. Oczywiście oznaczało to większy wysiłek w powrocie do stabilnej jazdy, ale też znacznie większą zabawę.
Co istotne, w 4WD Sport w razie przegięcia i popełnienia błędu ogrom mocy, dostarczany ciągle na przednie koła, pozwalał wyciągnąć się z naprawdę głębokich wychyłów. Przechodząc do 2WD i odcinając się od sojuszu z przednią osią, musiałem znacznie bardziej precyzyjnie dozować gaz, bo tutaj skończyły się koła ratunkowe, a śnieżne bandy po bokach slalomu tylko czekały, żeby wystrzelić widocznym z daleka pióropuszem białego puchu.
Dalej w programie była nawrotka wykonywana poślizgiem. To ćwiczenie instruktorzy prowadzili trzyetapowo. Najpierw ogniem od razu ze startu zatrzymanego, następnie z rozpędu, a na koniec, z większej prędkości, z wykonaniem skandynawskiego flicka, czyli z wahadłem, które najpierw lekko wyrzuca samochód w stronę przeciwną do planowanego poślizgu, by już wcześniej, jeszcze przed zakrętem, nadać rotację nadwoziu w we właściwą stronę.
Łatwość, z jaką napęd na cztery koła naddawał tutaj na tył i pozwalał na genialną kontrolę śnieżnego "boka", jest absolutnie fenomenalna. Błędy na wejściu superłatwo dało się tutaj korygować błyskawicznym transferem mocy na koła i bardzo bezpośrednim układem kierowniczym.
Na koniec wróciliśmy na slalom, ale tym razem dystans między słupkami został znacząco wydłużony. Teraz płynne przerzucanie samochodu z jednego kierunku poślizgu w drugi wymagało lepszego wyczucia i wejścia w płynny taniec nadwoziem. Złapanie rytmu z M5 okazało się znowu wręcz bajecznie proste.
Można sądzić, że zaproszenie do zabrania M5 Touring na zamarznięte jezioro jest ze strony BMW przejawem nonszalancji, żeby nie powiedzieć arogancji, podszytej ogromną pewnością siebie. Co zatem powiedzieć o tym, że dla porównania w ręce uczestników tego fruwania po skandynawskim lodowisku, trafiły teoretycznie zwinniejsze M340?
Wspomniany przeze mnie wcześniej lodowy tor, wymalowany przez pług w śniegu, to miejsce, które nie znosi błędów. Wąski, techniczny, z zakrętami, które potrafiły się przyjemnie otwierać, ale i brutalnie zamykać. BMW M340 były stworzone do zabawy w tym miejscu. Spory zapas mocy, doskonały napęd i znacznie dłuższe kolce, niż w M5 były zestawem, który teoretyczne powinien obnażyć różnice pomiędzy Piątką, a jednak teoretycznie zwinniejszą Trójką. Nic bardziej mylnego.
Już na pierwszym okrążeniu zapłaciłem podatek od pewności siebie w postaci erupcji śniegu z bandy, po której wypłużyłem tyłem mojej Trójki. Trochę wstyd, bo ten błąd widać z kilometra. Tego dnia nie byłem jedyny. W końcu błędów nie popełnia tylko ten, kto nie szuka granic, a gdzie ich szukać, jeśli nie w takim miejscu, gdzie banda nie kara urwaniem zderzaka, tylko odrobiną wstydu?
M340 jest tym, czego się można spodziewać. Bardzo sprawnie daje się przerzucać między zakrętami. Utrzymanie zgrabnych slajdów na dłuższych zakrętach wymaga tu precyzji tak za sterami, jak i w dozowaniu gazu. Napęd ma trochę większą bezwładność i wymaga minimalnie więcej czasu niż hybrydowe M5, żeby oddać na koła moc.
BMW moim zdaniem wykazało się sprytem, podsuwając kierowcom na tym evencie mocne Trójki. To porównanie nie obnaża wad Serii 3. Ono pokazuje talent M5.
Nowe BMW M5 Touring może być na papierze ciężkie. Jednak bawarscy inżynierowie zrobili wszystko, by skuteczność napędu na cztery koła oraz zawieszenia, zamaskowały ten problem, czyniąc go właściwie jedynie teoretycznym, jeśli nie fikcyjnym. M5 daje się przerzucać z niespotykaną łatwością. To zwinny sportowiec, który dysponuje jeszcze jednym asem w rękawie, który być może wybrzmiał już wyżej.
Napęd hybrydowy w BMW M5 to nie tylko wysokie parametry. To także ich natychmiastowa dostępność. Silnik elektryczny od samego dołu serwuje na koła blisko 200 KM. Nie trzeba czekać na przyrost obrotów silnika spalinowego. Dlatego w M5 tak łatwo można kontrolować zachowanie samochodu.
W warunkach, które Szwecja postawiła przed BMW M5 Touring, ten samochód utwierdził mnie w przekonaniu, że miałem rację, twierdząc, że to pełnokrwisty sportowiec. Wersja kombi wynosi też na nowy poziom przestronność i użyteczność najmocniejszej Piątki w historii. Chcecie pojechać z rodziną na długie wakacje? Szukacie samochodu do komfortowego przemieszczania się na prądzie w siatce dom-praca-przedszkole-zakupy? Chcecie czerpać frajdę z jazdy i móc poczuć ogień na tłokach? Wszystkie te pytanie mają teraz jedną odpowiedź: BMW M5 Touring.