Sąd odesłał ekologów z kwitkiem. Fabryka akumulatorów pod Montrealem powstanie
Czy ekolodzy powinni protestować przeciwko powstaniu fabryki akumulatorów do aut elektrycznych, które mają przecież sprawić, że motoryzacja stanie się ekologiczna? Zdaniem sądu w Quebecku nie. Przynajmniej w przypadku inwestycji pod Montrealem.
27.01.2024 | aktual.: 06.06.2024 08:15
W ubiegłym tygodniu kanadyjska organizacja ekologiczna Centre québécois du droit de l'environnement (CQDE) zaskarżyła zgodę na budowę wartej 7 mld dolarów kanadyjskich fabryki akumulatorów Northvolta. Ekolodzy wskazali na wartości przyrodnicze lasu, na terenie którego ma powstać obiekt. Reakcja tak zwanych miłośników przyrody nie była błyskawiczna, bo porozumienie w sprawie budowy fabryki podpisano już we wrześniu, a szwedzka firma w styczniu rozpoczęła już wycinkę drzew. Sprawa trafiła do sądu.
CQDE złożyło wniosek o wstrzymanie wycinania drzew. W odpowiedzi inwestor dobrowolnie przerwał prace w oczekiwaniu na werdykt sądu. Wśród zarzutów ekologów była mowa o zagrożeniu dla 70 ha ziemi uprawnej, dwóch gatunków chronionych ptaków oraz zlokalizowanych tam bagien. Sąd nie dał się jednak przekonać. Uznano, że CQDE nie podała żadnych dowodów na to, że wydanie decyzji środowiskowej Northvoltowi było błędem. Firma ma ponadto zainwestować 4,7 mln CAD w odtworzenie bagien na innym obszarze, zasadzić 24 tys. drzew w zamian za wycięcie prawie 9 tys. drzew na obszarze przyszłej fabryki oraz wybudować zakład recyklingu akumulatorów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Tuż po wyroku sądu prace nad przygotowaniem terenu pod budowę fabryki akumulatorów znów ruszyły. W zlokalizowany ok. 30 km od Montrealu obiekt Northvolt zainwestował ponad 34 mln dolarów kanadyjskich.
Przychylny wyrok sądu nie musi jeszcze oznaczać, że firmy inwestujące w elektromobilność mogą się czuć w Kanadzie jak u siebie w domu. Co prawda kraj ten jest łakomym kąskiem ze względu na dostępność pierwiastków potrzebnych do produkcji aut elektrycznych, ale jest też pewien problem. Wiele złóż znajduje się na terenach należących do Indian. Dziś przepisy w Quebecu i Ontario pozwalają na wydobycie nawet w razie negatywnej opinii tej społeczności, ale sąd w Brytyjskiej Kolumbii niedawno orzekł, że jest to łamanie praw rdzennych mieszkańców tych terenów.
Może to zostać potraktowane jako precedens i uzależnić możliwy do osiągnięcia wolumen produkcji od decyzji Indian. A ci nie zawsze muszą być przychylni zmianom. Jak informuje PAP, w środę indiańscy wodzowie w Ontario wezwali do ogłoszenia rocznego moratorium na rozpatrywanie wniosków o zgodę na wydobycie. No cóż, rozwój biznesu napotyka czasem na zaskakujące przeszkody.