Zakaz już przesądzony, a Polska jest w fatalnej sytuacji
Polska nie jest już na szarym końcu Unii Europejskiej, ale nie oznacza to, że jest dobrze. Najnowsze dane o liczbie ogólnodostępnych punktów ładowania pokazują, ile pracy jest jeszcze przed nami.
26.02.2023 | aktual.: 26.02.2023 12:39
W 2035 r. w Unii Europejskiej w życie wejdzie zakaz sprzedaży nowych samochodów emitujących CO2. W praktyce będzie to oznaczało przesiadkę na elektryki. Te – jak wiadomo – trzeba ładować, a to oznacza, że konieczna jest odpowiednia infrastruktura publicznych ładowarek. Jak jest pod tym względem w Polsce? Najnowsze dane ACEA, czyli zrzeszenia producentów aut działających w Europie, nie są zbyt optymistyczne.
Jak wynika z danych, na koniec 2022 r. najwięcej ogólnodostępnych punktów ładowania aut, bo aż 111 821, miała Holandia. Na drugim miejscu uplasowały się Niemcy (87 674), a dalej Francja (83 317), Włochy (37 186) oraz Hiszpania (34 380). Po przeciwnej stronie mamy Łotwę (660), Litwę (477), Estonię (300), Cypr (69) oraz maleńką Maltę (13).
Jednak i Polacy nie mają się z czego cieszyć. Według raportu ACEA na koniec 2022 r. mieliśmy 3942 punkty ładowania. Dla porównania w o wiele mniejszych Czechach było ich 3962, na Słowacji 2713, na Węgrzech 3622, a w liczącej 4,1 mln ludności Chorwacji – 1285 punktów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak łatwo wywnioskować z danych ACEA, w przeliczeniu na liczbę mieszkańców mamy jeden z najgorszych wyników w Unii Europejskiej. Podobnie jest z udziałem samochodów elektrycznych w sprzedaży. W Polsce w 2022 r. było to 5 proc. wyjeżdżających z salonów aut. W krajach wspólnoty auta elektryczne cieszą się mniejszym zainteresowaniem jedynie w Bułgarii (4 proc.), Czechach (3,9 proc.) oraz na Słowacji (3,7 proc.).
Związek pomiędzy liczbą dostępnych punktów ładowania a popularnością aut elektrycznych jest oczywisty. Jest jednak również druga zależność. W Rumunii pojazdy na prać stanowiły w 2022 r. 9 proc. rynku, a na Węgrzech 8,6 proc. W pierwszym z tych krajów rządowa dopłata może wynieść do 11 500 euro. Na Węgrzech dopłata to 7350 euro. W obydwu przypadkach to o wiele więcej niż oferuje się w polskim rządowym programie "Mój elektryk".