Prawie 1/3 Polaków chce aut na prąd. Ale kupują je tylko nieliczni
Według badań przeprowadzonych na zlecenie Polskiego Stowarzyszenia Paliw Alternatywnych (PSPA) aż 29 proc. Polaków deklaruje chęć zakupu samochodu elektrycznego. Realnie jednak niewielu podejmuje taką decyzję. Klientów odstraszają wysokie ceny i mała liczba stacji ładowania.
16.11.2020 | aktual.: 13.03.2023 10:28
Wielu chce, ale mało kto to robi - taki wniosek można wysnuć, porównując wyniki "Barometru Nowej Mobilności" - badania przeprowadzonego przez PSPA, ze statystykami sprzedaży samochodów elektrycznych w Polsce. Chęć zakupu pojazdu na prąd w ciągu najbliższych 2-3 lat deklaruje aż 29 proc. ankietowanych, podczas gdy według danych Stowarzyszenia Producentów Pojazdów ACEA, w 2019 roku udział aut elektrycznych w polskim rynku wyniósł niecałe 0,5 proc.
Chęci zdecydowanie nie idą więc w parze z czynami. Co sprawia, że klienci, nastawieni pozytywnie do alternatywnych źródeł napędu, ostatecznie rezygnują z zakupu auta na prąd? Badani wśród najczęstszych obaw związanych z zakupem samochodu elektrycznego wymieniają mały zasięg, niedostatecznie rozwiniętą infrastrukturę i wysokie ceny.
Tanio nie jest
Wyniki badań przedstawionych w "Barometrze Nowej Mobilności" dowodzą, że koszty są pierwszym czynnikiem motywującym decyzję o zakupie pojazdu elektrycznego. Jako największe przewidywane zalety elektryków badani wskazali bowiem niskie koszty eksploatacji, a dopiero później fakt, że są one przyjazne dla środowiska. By jednak cieszyć się tymi zaletami, trzeba przygotować sporo pieniędzy.
Samochody elektryczne są zauważalnie droższe od swoich spalinowych odpowiedników. Przykładem może być chociażby Peugeot e-208, którego w wersji z benzynowym motorem 1.2 można kupić za 61 500 zł, podczas gdy ten sam wariant wyposażenia, tyle że z napędem elektrycznym, kosztuje 124 900 zł. Przy tak dużej różnicy, bez skutecznie realizowanych rządowych subwencji łatwo zrozumieć, dlaczego klasyczny silnik wciąż "jest górą".
Infrastruktura nadal kuleje
Z każdym rokiem w Polsce sukcesywnie przybywa stacji ładowania, lecz nadal jest ich na tyle mało, że jazda elektrykiem w niektórych regionach jest albo niemożliwa, albo znacząco utrudniona. Z opublikowanych właśnie badań, przeprowadzonych na zlecenie platformy Yanosik, wynika, że w całym województwie mazowieckim jest tylko 131 stacji ładowania, a to i tak największa wartość w porównaniu do pozostałych regionów.
Dla porównania, w województwie świętokrzyskim znajdziemy zaledwie 11 takich obiektów, a w opolskim - 17. Wszystko to sprawia, że zagęszczenie punktów ładowania w przeliczeniu na 100 tys. mieszkańców waha się od 0,89 do 2,99 w zależności do województwa. Większość ładowarek oczywiście jest zlokalizowanych w miastach. Najlepiej w stosunku do liczby mieszkańców pod tym względem wypadają Katowice, Sopot i Opole.
Poza aglomeracjami sytuacja nie jest już jednak tak kolorowa. To zrozumiałe, gdyż auta elektryczne kupuje się głównie z myślą o jeździe na krótszych dystansach, ale jeśli zajdzie potrzeba wyjazdu gdzieś dalej, trudno zrobić to bez planowania, spontanicznie. Na popularnej trasie z Gdańska do Warszawy znajdziecie obecnie 16 stacji, co i tak jest dużo w porównaniu do S7 z Warszawy do Krakowa, gdzie możecie skorzystać z zaledwie 7 obiektów. Latem, przy wielu chętnych do podłączenia, taka liczba bywa niewystarczająca. Szczególnie gdy weźmiemy pod uwagę, że ładowarki są okupowane znacznie dłużej niż klasyczny dystrybutor paliwa.
Wszystko to, w połączeniu z niewielkim zasięgiem niektórych modeli elektrycznych, sprawia, że na trasie trudno poczuć się komfortowo. Obawa o to, czy uda się dojechać do najbliższej stacji, to uczucie znane wielu kierowcom, którzy mieli okazję wybrać się autem na prąd w dłuższą podróż po Polsce.
Klienci wiedzą, czego chcą
Jeśli zestawimy powyższe czynniki z oczekiwaniami ankietowanych przedstawionymi w "Barometrze Nowej Mobilności", szybko zrozumiemy, dlaczego znacznie więcej osób deklaruje chęć zakupu auta elektrycznego, niż faktycznie to robi. W kontekście cen samochodów - 1/3 badanych chciałaby wydać na auto kwotę 50-100 tys. zł, a tylko 25 proc. jest gotowa przeznaczyć na ten cel 100-150 tys. zł. To pieniądze pozwalające kupić przyzwoity samochód, ale spalinowy.
Jeśli zaś chodzi o kwestie ładowania, połowa ankietowanych chciałaby ładować auto w miejscu zamieszkania lub jego pobliżu. Przy czym najlepiej byłoby, gdyby proces ten trwał nie dłużej niż pół godziny lub maksymalnie godzinę.
Przeciętne oczekiwania deklarujących chęć zakupu samochodu elektrycznego zauważalnie rozmijają się więc z propozycjami producentów i wydajnością infrastruktury. Polacy chcą jeździć samochodami na prąd, ale nadal jest wiele czynników, które ich do tego zniechęcają. Trudno spodziewać się elektrycznego boomu, dopóki nie będzie oferty oraz infrastruktury dostosowanej do wymagań klientów.