Mieliśmy być "potęgą" w dziedzinie elektromobilności. Przypominamy, jak to miało wyglądać
6837 – tyle jest w Polsce obecnie samochodów wykorzystujących wyłącznie energię elektryczną. 4 lata temu padła obietnica, że do 2025 roku będzie ich ponad milion, jednak w zeszłym roku rząd uaktualnił swoje plany. Tuż przed premierą prototypu polskiego elektryka z prawdziwego zdarzenia przypominamy, jak to wszystko miało wyglądać.
28.07.2020 | aktual.: 13.03.2023 13:04
Milion aut elektrycznych na polskich drogach do 2025 roku i 1000 autobusów na prąd w ciągu 5 lat. Tak brzmiały hurraoptymistyczne zapowiedzi obecnego premiera Mateusza Morawieckiego w 2016 roku, gdy w towarzystwie ówczesnego ministra energetyki Krzysztofa Tchórzewskiego zapowiadał start programu "elektryczna mobilność". Dzięki niemu mieliśmy się stać liderami w dziedzinie elektromobilności.
Choć liczby już wtedy wydawały się nierealne, sama chęć rozwoju i inwestycji w ten obszar napawała nadzieją. Tym większa ona była, kiedy podano wiadomość o powołaniu do życia przez 4 państwowe koncerny energetyczne spółki ElectroMobility Poland, która miała zająć się rozwojem polskiego samochodu elektrycznego.
W połowie 2017 roku zorganizowano nawet konkurs na wizualizację nadwozia, a jesienią 2018 roku gotowe miały być pierwsze prototypy. Nigdy ich jednak nie ujrzeliśmy. W kolejnych latach prace obrały nieco bardziej realny wymiar, kiedy spółka poszukiwała zagranicznych partnerów do pomocy w budowie auta. Jednym z nich była niemiecka firma EDAG.
Konkretnych informacji o postępach było jak na lekarstwo, jednak Morawiecki zapewniał, że kwestia elektromobilności jest dla Polski szczególnie ważna. Na początku 2018 roku powołana do życia została słynna "Ustawa o elektromobilności i paliwach alternatywnych", która zakładała szybkie rozpowszechnienie transportu o napędzie alternatywnym poprzez stworzenie systemu dopłat i rozwój infrastruktury do ładowania. Przypomnijmy, że w tym samym czasie byliśmy na drugim od końca miejscu w UE pod względem liczby nowych elektryków na 10 tys. wszystkich nowych samochodów.
Ponieważ dla większości potencjalnych użytkowników największą przeszkodą w kupnie auta elektrycznego była właśnie cena, pierwsze zapowiedzi dofinansowania pojawiły się już w maju tego samego roku, a miesiąc później powstał Fundusz Niskoemisyjnego Transportu, który ów programem miał się zaopiekować. Pierwotny plan obejmował dofinansowanie kilkudziesięciu tysięcy samochodów elektrycznych oraz budowę 20 tys. punktów ładowania.
Wtedy też padły pierwsze kwoty, na jakie mogliby liczyć kupujący – 25 tys. zł, i to już od 2019 roku. Pieniądze na dofinansowania miały pochodzić z 4 źródeł, w tym z opłaty emisyjnej od sprzedaży benzyny i oleju napędowego. Kolejne zapowiedzi stabilizowały kwotę dofinansowania. Kupujący mógł liczyć na dopłatę w wysokości 30 proc. ceny auta, która nie mogła być wyższa niż 125 tys. zł (maksymalnie 37,5 tys. zł). Wówczas do programu łapały się zaledwie 3 auta, jednak importerzy, chcąc dopasować się do programu, planowali specjalne oferty.
Ponieważ w połowie 2019 roku wciąż nie było polskiego auta, a wspomniane dopłaty miały dopiero ruszyć w następnych miesiącach, zapowiedź o liczbie elektryków wymagała korekty. Z miliona aut do 2025 roku zrobiło się 600 tys. aut i to do 2030 roku. Co więcej, premier Morawiecki oświadczył w sierpniu 2019 roku, że wyższy priorytet mają obiecane dofinansowania dla rodzin z dziećmi i emerytów, zaś prezentacja polskiego auta jest sprawą drugorzędną.
Planowany na koniec 2019 roku start dopłat był kilkukrotnie przesuwany m.in. przez problemy podatkowe. Okazało się też, że zmieniona została maksymalna wysokość bonifikaty - ucięto ją o połowę do 18,75 tys. zł. Po licznych zmianach i z kilkumiesięcznym opóźnieniem dopłaty wystartowały 26 czerwca 2020 roku, a zarezerwowany budżet (37,5 mln zł) pozwala na dofinansowanie 2 tys. aut. Miesiąc później firmie EMP udaje się w końcu pokazać na żywo prototypy pierwszych pojazdów.
Dziś po polskich ulicach jeździ łącznie ponad 12 tys. aut wykorzystujących napęd elektryczny. Wśród nich jest jednak ok. 5,5 tys. hybryd plug-in, których polskie prawo nie zalicza do grona samochodów elektrycznych. Do obiecywanych na 2030 rok 600 tys. elektryków więc ciągle nam sporo brakuje.
Łatwo policzyć, że aby osiągnąć ten cel, z salonów musiałoby wyjeżdżać łącznie prawie 60 tys. aut z alternatywnym napędem rocznie. Czy premiera aut EMP i działający system dopłat pomogą w realizacji tego planu? To się dopiero okaże.