Tylko 3 proc. Niemców chce elektryka. Mimo lepszych warunków, mają te same obawy co Polacy
Choć wciąż jeszcze raczkujemy w kwestii infrastruktury i zakupu samochodów elektrycznych, z każdym rokiem słupki statystyk przekraczają kolejne poziomy. Bardzo często w kwestiach elektromobilności za wzór stawiane są nam kraje zachodnie, m.in. Niemcy, jednak jeśli przyjrzeć się bliżej sytuacji u naszych sąsiadów zza Odry, nie wygląda ona wcale tak kolorowo, jak mogłoby się wydawać.
04.03.2020 | aktual.: 13.03.2023 13:24
Jak podaje serwis Automobilwoche, badania TÜV (Niemieckiej Organizacji Nadzoru Technicznego) wykazały, że tylko 3 proc. ankietowanych zamierza w ciągu najbliższych 5 lat kupić samochód elektryczny. 36 proc. osób biorących udział w badaniu bierze taką możliwość pod uwagę, ale aż 56 proc. nie zamierza w najbliższym czasie wejść w posiadanie bezemisyjnego samochodu.
A wydawałoby się, że w Niemczech elektromobilność kwitnie, prawda? I choć nasi zachodni sąsiedzi mogą pochwalić się znacznie bardziej rozbudowaną siecią stacji ładowania, słaba infrastruktura jest trzecim najczęściej wskazywanym powodem (39. proc), dla którego Niemcy wciąż niechętnie sięgają po auta elektryczne. Obecnie mają do dyspozycji blisko 40 tys. punktów ładowania, a do 2030 roku liczba ta ma wzrosnąć aż do miliona (w 2014 r. wynosiła niespełna 3 tys.).
Najczęściej jednak przed zakupem bezemisyjnego auta Niemców odstrasza cena (49 proc.) oraz niewystarczający zasięg samochodów elektrycznych (47 proc.). Co ciekawe, aż 38 proc. osób powątpiewa, czy aby na pewno poruszanie się po drogach elektrykiem ma pozytywny wpływ na środowisko.
Zobacz także
Jeszcze w 2012 roku niemiecki rząd zakładał, że do 2020 po ulicach będzie jeździć milion ekologicznych pojazdów. Niestety, dzisiejsze dane - informujące o liczbie zaledwie 83 tys. czysto elektrycznych pojazdów (razem z hybrydami plug-in jest ich ok. 150 tys.) - brutalnie weryfikują ówczesne założenia. A trzeba dodać, że Niemcy mogą liczyć na szereg ulg związanych z zakupem i użytkowaniem takiego auta (m.in. zwolnienie z podatku drogowego czy dofinansowanie zakupu - o ile cena samochodu nie przekroczy 60 tys. euro).
Liderem w sprzedaży aut elektrycznych wciąż pozostaje Norwegia. W 2019 udział elektryków w ogólnej, rocznej sprzedaży wszystkich nowych samochodów przekroczył poziom 50 proc. I choć norweski rząd nie przewiduje specjalnych dopłat do zakupu tego typu aut, klienci zwolnieni są z 25-procentowego podatku VAT, a same samochody – z cła. Powoduje to, że cena pojazdu elektrycznego niemal zrównała się z ceną auta spalinowego tej samej klasy.
A jak jest u nas? Ile Polaków zamierza kupić samochód elektryczny?
Mimo że na tle Niemiec, zarówno pod względem liczby stacji ładowania, jak i samochodów elektrycznych, które poruszają się po drogach, wypadamy blado, niebawem mamy szanse nieco poprawić naszą sytuację. W Polsce obecnie dysponujemy 1815 punktami ładowania, na których może ładować się 5415 aut czysto elektrycznych i 3684 hybryd plug-in (tyle samochodów z silnikiem elektrycznym porusza się dziś po Polsce). Jak wynika z raportu opublikowanego przez Polskie Stowarzyszenie Paliw Alternatywnych, w 2019 roku utrzymał się u nas wzrostowy trend zainteresowania pojazdami bezemisyjnymi.
82 proc. ankietowanych Polaków wyraziło zainteresowanie zakupem samochodu w ciągu najbliższych 3 lat i aż 28 proc. z nich rozważa wybór samochodu elektrycznego lub hybrydy plug-in (w 2018 roku taką chęć wyrażało 17 proc. ankietowanych, a w 2017 – tylko 12 proc.). Najbardziej zaskoczył mnie jednak fakt, że tyle samo osób jest zainteresowanych zakupem auta z silnikiem Diesla.
Zobacz także
Chętnych z pewnością przybyło w momencie, gdy polski rząd ogłosił program dopłat do samochodów elektrycznych. Niestety, z początkowo atrakcyjnej oferty dofinansowania niewiele zostało. Mimo że sam program - po długich bataliach i poprawkach - wciąż nie wystartował, wiadomo już, że kwoty dopłat będą znacznie niższe niż te, które dotychczas obiecywano.
Z badań PSPA wynika, że to właśnie dofinansowanie jest najważniejszym bodźcem, który może skłonić do kupna samochodu elektrycznego (76 proc. osób). Przekonać ankietowanych do wyjechania z salonu elektrykiem mogłoby także zwolnienie z podatku VAT (72 proc.).
Podobnie jak w Niemczech, również i u nas głównym czynnikiem, który zniechęca do zakupu auta elektrycznego, jest jego cena. Dla 84. proc ankietowanych jest to najważniejszy aspekt. Jednak - co ciekawe - istotnym kryterium przy zakupie elektryka jest także nadwozie i segment takiego pojazdu (65 proc.). Dopiero na trzecim miejscu ankietowani wymieniają oferowany zasięg (57 proc.).
Dane zgromadzone przez PSPA podają w wątpliwość, czy zasięg dla potencjalnych użytkowników w Polsce jest faktycznie aż tak istotny. 39 proc. osób zadeklarowało, że dziennie pokonuje samochodem… zaledwie między 10 a 30 km. Dzienne trasy powyżej 100 km wskazało tylko 5 proc. ankietowanych, natomiast odległości większe niż 300 km raz w tygodniu pokonuje tylko 7 proc. badanych, a raz na kwartał - 38 proc. respondentów.
Mała popularność samochodów elektrycznych na polskich drogach nie wynika tylko z wysokiej ceny oraz nienajlepszej infrastruktury ładowania. Odnoszę wrażenie, że niewiedza oraz strach przed nowym również mają tu znaczący wpływ. Według danych PSPA, aż 84 proc. ankietowanych nigdy nie jeździło autem elektrycznym, a 21 proc. użytkowników aut z napędem spalinowym określiło swoją wiedzę na temat elektromobilności jako bardzo małą. Z kolei 6 proc. osób zaznaczyło, że temat ten jest im zupełnie obcy.
Ze zgromadzonych danych wynika również, że chociaż Niemcy mają lepszą infrastrukturę ładowania, korzystniejsze warunki zakupu i użytkowania oraz lepsze predyspozycje finansowe (wyższe zarobki), to wskazują oni niemal te same powody, dla których wciąż stronią od zakupu samochodu elektrycznego. I choć jeszcze dużo wody w Wiśle upłynie, zanim będziemy mogli w Polsce pochwalić się podobnymi wynikami w zakresie elektromobilności co nasi zachodni sąsiedzi, wszystko wskazuje na to, że idziemy w dobrym kierunku.