Opel idzie w elektryki, ale to nie jedyna ścieżka. O przyszłości marki z Frankiem Jordanem
Choć spalinowa wersja nowej Corsy jest jeszcze tajemnicą, odmianę na prąd już można zamawiać. To pokazuje, jak dzisiaj ważne dla Opla są auta elektryczne. O przyszłości niemieckiej marki rozmawiam z Frankiem Jordanem, szefem innowacji i zaawansowanej inżynierii.
"Opel idzie w elektryki" to hasło przewodnie konferencji w Rüsselsheim. W ten sposób na naszych oczach realizuje się plan, który ogłoszono lata temu. Do 2024 roku niemiecka marka chce, by każdy samochód z jej gamy występował w wersji zelektryfikowanej: albo w pełni na prąd, albo jako hybryda.
Pierwsze dwa auta pojawią się już wkrótce. Najważniejszy z nich to nowa Corsa, która debiutuje najpierw jako elektryk. Polskie ceny zaczynają się od 124 490 zł, a samochód już można zamawiać. Druga nowość to nowy Grandland X Hybrid4, który ma hybrydowy napęd o łącznej mocy 300 KM.
Do końca przyszłego roku w gamie Opla pojawią się dwa kolejne samochody elektryczne: Vivaro-e oraz następca Mokki X w wersji na prąd. A co dalej? Podczas prezentacji miałem okazję porozmawiać o tym z Frankiem Jordanem odpowiedzialnym za innowacje w Oplu.
Michał Zieliński: Stoimy tutaj otoczeni samochodami elektrycznymi sprzed lat: od Opla GT na prąd z 1969 roku po nowoczesną Amperę-e z 2016 roku. Jak te auta wpłynęły na obecne elektryki Opla?
Frank Jordan: Przede wszystkim nauczyliśmy się pracować z bateriami. Wiemy, jak je odpowiednio projektować, jak dbać o ich temperaturę oraz jak je ładować. To bardzo ważne, ponieważ teraz używamy gęstszych akumulatorów niż w Amperze-e, więc wymagają one odpowiedniego traktowania. Tym razem stanęliśmy jednak przed zupełnie nowym wyzwaniem. Projektowaliśmy samochód, który może mieć zarówno silnik spalinowy i elektryczny.
MZ: Właśnie, skąd właściwie taka decyzja? Większość konkurentów projektuje jedną platformę dla aut spalinowych, a inną dla elektrycznych.
FJ: Od początku wiedzieliśmy, że chcemy móc stworzyć samochód, który będzie miał różne napędy. Gdybyśmy zdecydowali się zrobić dedykowane auto pod silnik elektryczny, nie moglibyśmy wykorzystywać efektu skali. Obecnie wiele elementów jest wspólnych, co pozwala nam redukować koszt. Na ten moment wierzymy, że jest to skuteczna strategia, na której więcej zyskujemy niż tracimy.
Bardzo ważne było, by niezależnie od silnika auto oferowało taką samą funkcjonalność i to nam się udało. Nie ma tutaj kompromisów. Zarówno spalinowa, jak i elektryczna Corsa są tak samo przestronne oraz mają tak samo pojemny i praktyczny bagażnik.
MZ: A dlaczego padło na Corsę?
W ten sposób zajmujemy stanowisko. Chcemy, by nasz samochód był dostępny dla wielu osób, a nie tylko garstki. Chcemy, by sporo klientów było w stanie zaakceptować jego cenę. To była świadoma decyzja. Wierzymy też, że kierowcy pokonujący większe dystanse będą lepiej czuć się w SUV-ie, jak np. Grandland X, dlatego tam zastosowaliśmy napęd hybrydowy typu plug-in. Nie wymaga on tylu wyrzeczeń, co jazda samochodem elektrycznym w trasie.
MZ: W zupełności się zgadzam. Jeździłem samochodem elektrycznym w dłuższe wyprawy i postoje na ładowanie są zdecydowanie największym minusem, ale się to zmienia. Czy Opel planuje stawiać też własne ładowarki?
MZ: Przejdźmy teraz do przyszłości. Opel zapowiada, że będzie elektryfikował całą gamę. Czy w takim razie Ampera doczeka się bezpośredniego następcy?
Najbliższe lata będą poświęcone naszej platformie wykorzystującej różne rodzaje napędu. Dzięki niej możemy odpowiednio reagować do sytuacji na rynku i oferować najlepszy stosunek ceny do wydajności. Nie planujemy tworzyć dedykowanego samochodu elektrycznego w następnych latach. W dalszej przyszłości może się to zmienić, ale jeszcze nie teraz. Obecnie można powiedzieć, że Grandland X Hybrid4 zastępuje miejsce pierwszej Ampery, z kolei Corsa-e jest trochę jak Ampera-e, tylko dużo mniejsza.
MZ: Czy w planach są inne hybrydy niż takie ładowane z gniazdka?
Pracujemy nad tym. Mamy społeczny obowiązek obniżyć emisję CO2, ale chcemy znaleźć najlepszy sposób, żeby to zrobić. Zależy nam, by było to rozwiązanie atrakcyjne dla klientów. Każdy producent wybiera swoją ścieżkę, a my stawiamy na platformę wykorzystującą różne rodzaje napędu oraz napęd hybrydowy typu plug-in. Wierzymy, że to najlepsze opcje dla kierowców. Rozwijamy też miękkie hybrydy.
MZ: Wspomniał Pan o stacjach ładowania wodorem. Czy to znaczy, że możemy liczyć na napęd wodorowy w autach Opla?
Sytuacja z autami wodorowymi jest zupełnie inna niż w przypadku samochodów elektrycznych na baterie. Koszt produkcji takiego pojazdu ciągle jest bardzo wysoki. Wierzymy jednak, że ten rodzaj paliwa to przyszłość i dlatego równocześnie pracujemy nad tym napędem. Trzeba pamiętać, że wprowadzenie samochodów wodorowych nie jest zależne tylko od nas. Musi pojawić się odpowiednia infrastruktura oraz koncept, jak wykorzystywać odnawialne źródła energii. W Europie ciągle brakuje tego typu rozwiązań, które pojawiają się już w niektórych krajach Azji. Mam nadzieję, że już wkrótce będziemy mogli pokazać, w którym kierunku zmierzamy.