Prezes VW rozczarowany ładowarką Ionity. "Smutny stan rzeczy"
Jednym z wyzwań w podróżowaniu elektrykiem jest infrastruktura stacji szybkiego ładowania. Miał okazje przekonać się o tym prezes Volkswagena Herbert Diess, narzekający na niedziałające punkty sieci Ionity, której notabene jest "współwłaścicielem". W Polsce też mamy z nimi problem, choć jest nieco bardziej złożony.
09.08.2021 | aktual.: 10.03.2023 15:33
Przeciwnicy aut elektrycznych, obok niewystarczającego zasięgu, jako wadę elektromobilności wskazują też kiepsko rozwiniętą sieć stacji ładowania. O ile jednak coraz więcej aut oferuje naprawdę przyzwoity zasięg, tak w wielu regionach problem uzupełnienia energii jest wciąż aktualny.
Przypomniał o tym ostatnio Herbert Diess, prezes Volkswagena, gdy wybrał się vw ID.3 na podróż po Europie. Jak relacjonował w mediach społecznościowych, jadąc przez przełęcz Brennera na pograniczu Włoch i Austrii nie mógł znaleźć przyłącza. Musiał się więc udać do Trydentu. Niestety i tam czekała na niego niemiła niespodzianka.
Zobacz także
"Nie ma łazienki, automatu z kawą, za to jest niedziałający/zepsuty punkt ładowania, smutny stan rzeczy. To nie było doświadczenie ładowania premium, IONITY!" – grzmiał na swoim profilu Diess. Warto przy tym wszystkim wspomnieć, że Volkswagen jest jednym ze współwłaścicieli sieci ładowarek Ionity, wraz z Daimlerem, BMW i Fordem.
To nie pierwszy raz, kiedy osoby z zarządu koncernu narzekają na firmę. W styczniu tego roku szef Audi Markus Duesmann rozważał założenie własnej sieci szybkich ładowarek. Z kolei w zeszłym roku, szefowa marketingu VW Silke Bagschick zwróciła uwagę na wysokie ceny ładowania na stacjach Ionity.
Problem jest bardziej złożony, niż się wydaje
Trzeba jednak przyznać, że oferta szybkich ładowarek, które miały być konkurencją dla Superchargerów Tesli, prężnie rozwija się w Europie. Samo Ionity może pochwalić się ponad 400 stacjami na Starym Kontynencie. W Polsce jest ich 7, tyle że… żadna z nich jeszcze nie działa.
Dlaczego? Wina nie leży wbrew pozorom po stronie producenta. Problemem jest skomplikowany proces stawiania tego typu urządzeń w naszym kraju. Polskie przepisy wymagają przedłożenia dokumentacji, która w innych krajach często obligatoryjna nie jest. Samo postawienie takiej stacji nie rozwiązuje problemu. Zostaje m.in. kwestia przyłącza prądowego oraz odbioru przez Urząd Dozoru Technicznego.
Jakiś czas temu problemowi szerzej przyglądał się Michał Zieliński. Okazuje się, że uruchomienie stacji ładowania może trwać nawet… 3 lata. Z biurokratycznym problemem w Polsce zmaga się zresztą nie tylko Ionity. Z niecierpliwością czekamy więc na zapowiadane nowelizacje, które mogą ułatwić sprawę, a także kolejne stacje ze stale rosnącej sieci.